Zelig-ski Zelig-ski
12
BLOG

Na zielone świątki

Zelig-ski Zelig-ski Kultura Obserwuj notkę 1

Na zielone świątki

Duchu święty Paraklecie - który czuwasz na widecie
Przybądź do mnie o północy - nie odmawiaj swej pomocy
Chcę okiełznać Ducha Złego – twego sługę pokornego
Piekielnego stróża troski – dawcy parametrów boskich

Ty co żyjesz w wysokości – przelatująć przez ciemności
Ulituj człeka ślepego – daj mi żółtka niebieskiego
Zludne światło słońce daje – nic w pamięci nie zostaje
Nie wiem głupi co widziałem – gdyś mi kiwał kindybałem
Pytają mnie o czym myślę, kiedy wszystko we mnie kiśnie

Nie wiem kiedy mówisz do mnie – żebym dusił gada skromnie
Tego biblijnego węża – co się w trzewiach ciągle spręża
Robiąc arenę z macicy, którą dreczą lubieżnicy
Którą stroną dupy srają - diabły piekło zapładnią
Z kichy komór macierzystych – anatemy wiekuistej

Popatrz Duchu na inwentarz – twoich czynów elementarz
Polerujesz swoje macki – włazisz ciągle w krowie placki
Macasz ślepym okiem dziurę – w którą chciałbyś wejść powtóre
Kiedy diabeł z Bogiem kichną, chciałbyś znów w macicy zniknąć
Kiedy cię SSman bierze do Auschwitzu na pręgierze

W tym powornym bałaganie osioł wisi na majdanie
Krzyż wariuje w perykopie a ty zwijasz się w ukorpie
 Chcesz rozsądek ludzkiej mierzwy wydłubać  ze starej wierzby
Wychrzcić sierpem ogrodniczym i obdarowywujesz niczym
To nam dajesz, czego nie masz – cieniem kłamstwa karmisz cienia
Wszystko składa się z iluzji, z gadaniny o paruzji

Opierasz o szubienicę twoje czoło bladolice
Do kostnicy drzwi otwierasz, z kalendarza kartki zdzierasz
Porcjowaleś ojca z matką, teraz trudzisz się z gamratką
Musisz jeszcze czekać chwilę, aż cię diabli przyjmą mile
Do skakania przez ognisko, z flaszką bimbru w uroczysko

Chciałbyś wreszcie był wrzucony w nicość analnego celu
Diabła, Boga i świętości – w świat cierpienia bez litości
Nigdy nie doznasz spokoju na tej boskiej kupie gnoju
Gdzie istotą jest przemiana Boga w swińskiego kabana
A ty zrobisz z trupich kości nowe  tuszki dla ludzkości

Dobrej śmierci kibicujesz - siejesz w niebo święte chuje
Z brudnej płachty ekonoma, kiedy kroczysz po zagonach
Na rabaty ogrodnicze – zapładniając brudne picze
Świńskie oczka świdrowate i natury wieprzowate.
Z których będzie zmartwychwstanie i na wieczność przeklinanie.

Któryś jest na wysokości nie żaluj żaru nicości
Danej nam ku zatraceniu – radosnemu nieistnieniu
Wniknąć w chaos bez imienia – jak być miało w dniu stworzenia
Nie odradzać się już w bielmie – kiełkować w macicy celnie
Mój ty święty kartoflarzu stwórco stonki na ołtarzu
By w mejozie ukryć sedno że tworzymy z Ojcem jedno


Zelig-ski
O mnie Zelig-ski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura