Inwazja wulgaryzmów jest coraz większa.
Nie mam nic przeciwko przekleństwom, ale użytym we właściwym czasie i kontekście.
Do niedawna nie buntowałem się przeciw wulgaryzmom w literaturze i filmie, uznając, że czasem potrzebne są jako środek wyrazu (zresztą nie musi się czytać ani oglądać wszystkich produkcji), ale teraz nastąpiło znaczne zagęszczenie "łaciny podwórkowej". Niektórzy twórcy, zdaje się, nie potrafią inaczej.
Ostatnio stwierdziłem, że moda na "bluzgi" zagościła w audiobukach angielskich, wydawanych przez szacowne wydawnictwa i służących przecież do nauki, głównie młodzieży.
Niektórym może wydać się staroświecki podział na na sacrum i profanum, ale jednak taki podział porządkuje rzeczywistość.
Nic na to nie poradzę, ale przykro mi, kiedy widzę ładną i zadbaną dziewczynę, która otwiera usta, by wydać z siebie rynsztok godny przysłowiowgo szewca.
Inne tematy w dziale Kultura