Kilkunastu konsulów z placówek wschodnich, których po katastrofie MSZ skierował do Smoleńska, zastraszano w Ambasadzie RP w Moskwie, a potem w MSZ – w obecności prokuratorów, zakazując pod groźbą sankcji karnych, by opowiadali, co widzieli. Konsulowie ci powinni być obecni przy identyfikacji zwłok i przy sekcjach, ale Rosjanie ich nie dopuścili. Stawiali tylko pieczątki na zalutowanych trumnach, nie wiedząc, kto jest w środku– mówi nasz informator z MSZ.
Informuje o tym portal Niezależna.pl.
Zadaniem polskich konsulów było stwierdzenie, czy przy zwłokach znaleziono paszport lub inne dokumenty wskazujące na tożsamość, a następnie wystawienie zaświadczenia zezwalającego na przewóz zwłok na podstawie tego dokumentu tożsamości.
Rodziny, jak mówili w MSZ konsulowie, zostawiono same sobie. Konsularne Centrum Koordynacji praktycznie nie funkcjonowało, tak jak powinno.
Konsulowie dzwonili nawet do Ambasady RP w Moskwie i pytali, co mają robić, ale nie otrzymali żadnej odpowiedzi.
Jak mi opowiadali konsulowie,identyfikacja ciał była mitem. Mówili, że tylko „klepali” pieczątki na zalutowanych trumnach, nie wiedząc, kto naprawdę znajduje się wewnątrz. Wyglądało to tak, jakby celowo odizolowano ich od wykonania tych czynności, by zbyt dużo nie widzieli- mówi nasze źródło z MSZ.
Ci konsulowie, mimo izolowania ich od czynności, widzieli wiele.Boją się o tym mówić, bozostali zastraszeni– mówi nasz informator z MSZ. – Najpierw w Ambasadzie RP w Moskwie, gdy już wracali na placówki macierzyste, kategorycznie nakazano im milczeć na temat tego, co widzieli. Potem, po 1–2 tygodniach wezwano ich do MSZ, gdzie podczas przesłuchań, które odbyły się w obecności prokuratorów, zakazano im mówienia komukolwiek, co widzieli na miejscu, co tam się działo, pod groźbą sankcji karnych. Co takiego tajnego jest w tym, co działo się na miejscu katastrofy? Wygląd ciał?– dziwi się nasz informator.
Tygodnik „Gazeta Polska” publikuje całość artykułu.
Inne tematy w dziale Polityka