Biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna w Krakowie twierdza, że bez materiałów z lotniska w Smoleńsku nie jest możliwe wydanie pełnej opinii dotyczącej nagrań z Jaka-40. Dokumentacja ta dotyczy zapisu rozmów z wieży kontroli lotów na Siewiernym. Polscy prokuratorzy tłumaczą, że winni opóźnień są Rosjanie, bo - mimo wniosków z Polski - do tej pory nie przysłali materiałów z lotniska w Smoleńsku.
Biegli Instytutu od grudnia ubiegłego roku słuchają nagrań z kokpitu Jaka-40, który lądował na lotnisku Siewiernyj godzinę przed katastrofą TU-154M.
Jak podaje RMF/FM,prowadzone przez biegłych analizy nagrania z kokpitu Jaka-40, które są kluczowe dla śledztwa, do tej pory nie przyniosły efektu. Nie wiadomo też, kiedy się skończą. Nagrania te są kluczowe dla śledztwa - pozwoliłyby bowiem zweryfikować sensacyjne zeznania technika pokładowego z Jaka. Zmarły tragicznie chorąży Remigiusz Muś twierdził, że rosyjscy kontrolerzy polecili załogom lądującym w Smoleńsku zejście do pułapu 50 metrów, chociaż dopuszczalne minimum wynosi 100. W nagraniach z tupolewa i wieży kontroli lotów - nie ma takich komend.
Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Sehna w Krakowie bada dowód, który może podważyć wszystkie dotychczasowe ustalenia dotyczące przyczyn katastrofy smoleńskiej opisane zarówno przez MAK, jak i komisję Millera.
Inne tematy w dziale Polityka