Tomasz Rakowski Tomasz Rakowski
1158
BLOG

Nie wierzę wystawie "Smoleńskie Portrety"

Tomasz Rakowski Tomasz Rakowski Polityka Obserwuj notkę 16

Dokładnie pięć lat po Tragedii Smoleńskiej na Placu Piłsudskiego w Warszawie stanęła wystawa plenerowa zatytułowana "Smoleńskie Portrety", która zgodnie z zamysłem jej organizatorów tj. Muzeum Historii Polski ma "upamiętniać 5. rocznicę katastrofy". Nie robi tego. Nie robi tego, gdyż ogniskując się na ofiarach, ich dorobku i przedwcześnie przerwanym życiu zbywa milczeniem tajemnicę przyczyn ich śmierci, ujawnioną atrofię rzekomych elit, upadek polskiego państwa. Dlatego nie wierzę tej wystawie.

Nie wierzę jej, bo została sfinansowana kwotą 300 tys. złotych przez ten sam obóz polityczny, który tak bezprecedensowe w dziejach świata wydarzenie upamiętnił tabliczką wielkości bombonierki doczepioną po kryjomu do fasady Pałacu Prezydenckiego w sierpniu 2010 roku. Nie wierzę w partnera wystawy, którym jest Miasto Stołeczne Warszawa. Prezydent tego miasta, Hanna Gronkiewicz-Waltz kazała pięć lat temu podległej jej Straży Miejskiej sprzątać kwiaty i palące się znicze, przynoszone przez Polaków, składających hołd tragicznie zmarłym. Dziś strażnicy wystawy pilnują. Znicze można palić. Ale funkcjonariusz, który protestował w 2010 roku przeciwko hańbieniu jego formacji tymi barbarzyńskimi rozkazami został z pracy wyrzucony. Nie wierzę im. Bo tuż przed rocznicą poinformowali, że pomnik 10/04 będzie usytuowany na skwerku przy pętli autobusowej. To jest ich prawdziwa twarz. Tu nie ma przypadku. Nie wierzę. Bo nie zapłaciliby za coś, co nie jest im na rękę. Bo żona głównego beneficjenta tej tragedii nie przyszłaby tej wystawy otwierać. Bo nie byłoby tam szefa Kancelarii Prezydenta RP, ani Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Bo to jest wystawa dla nich. Dla środowiska, które od samego początku robi wszystko, aby 10/04 zamknąć w aluminiowej, zaspawanej skrzyni, której nie można otwierać. Bo sprawy nie ma. Nie powinno być. Bo ma nas łączyć tylko pamięć o tych, którzy odeszli. Reglamentowana. Ugładzona. Raz do roku. Nie wierzę, bo pasażerowie tego przeklętego lotu dawno powinni zostać trwale upamiętnieni. Uratowani. Nie przed niepamięcią. Fałszywie zatroskani mocodawcy tego projektu wiedzą, że ta Pamięć nie chce umrzeć. Ale rocznica jest okrągła. Trzeba coś zrobić. Tak spokojnie. Neutralnie. A po dwudziestu dniach aluminiowe części "enklawy wyciszenia i refleksji" trafią do ciemnego magazynu. Tam gdzie w III RP jest miejsce wyrzutów sumienia znikczemniałych do cna szkaradnych serc. Dlatego nie wierzę. Bo nie o pamięć tu chodzi. Nie tego ratunku potrzebują Polacy, których czarno-białe wizerunki zaglądają nam w dusze. Każdy dzień po 10/04 był dniem, w którym powinniśmy walczyć o Nich. Nasz kraj powinien zdzierać sobie gardło wołając o pomoc. Ale przecież państwo zdało egzamin. Więc nie wierzę. Bo to wy głosowaliście przeciwko międzynarodowemu śledztwu. To wy nie chcieliście pomocy NATO. To wy odznaczyliście siebie nawzajem orderami i generalskimi szlifami. To wy żyrowaliście kłamstwa i rozpuszczaliście oszczerstwa o polskich pilotach nieudacznikach, pijanym generale, naciskającym prezydencie. To wy zostawiliście 96 Polaków w smoleńskim błocie. Po dziś dzień. A potem przez Polskę przejechał konwój z Ukrainy do Holandii ze szczątkami zestrzelonego malezyjskiego samolotu. To wy zeszmaciliście nas na arenie międzynarodowej. Państwo polskie głośno milczy. I to nie jest niemoc, strach wobec Rosji, trudna współpraca. Nie. Wy idziecie ramię w ramię. Bez honoru. Na kolanach. I potulnie, skwapliwie, bez rozkazu sączycie do uszu 1000-letniego narodu: "na kursie... na ścieżce...". I dlatego wam nie wierzę. Nikt nie powinien wam wierzyć.

Wszystko jest nie tak. Konkurs, który nie był konkursem. Niejasne kryterium wyboru i nieznane jury. Wygrał projekt poprawny, grzeczny. Wiem, bo widziałem inne. Każdy z nich miał w sobie element niepokoju, dyskomfortu. Refleksji nie tylko nad jednoczącym poczuciem straty, ale przede wszystkim zmuszającej do pytania: czy nie straciliśmy czegoś jeszcze oprócz głowy państwa, generałów, posłów, naszych najbliższych. Tutaj tego wymiaru nie dostrzegam. Tu jest skupienie na pamięci, na przypomnieniu tych, którzy odeszli. Wzorem panteonu francuskiego. I co najważniejsze dla projektu: nienachalne. Ukryte. Kto chce, ten wejdzie. Autor wystawy, pan Nizio, skonfrontowany z moim pytaniem, dotyczącym elementów tragedii w swoim projekcie wskazał na cyfry rzymskie, symbolizujące według niego przerwane życie oraz na porysowaną blachę. Sztuka ma to do siebie, że każdy z nas interpretuje ją po swojemu. Dla mnie notacja rzymska w żaden sposób nie kojarzy się z intencją autora. Służy raczej nieepatowaniu datą 10.04.2010, która w tej formie budzi wspomnienia i tym mocniej kotwiczy się w pamięci. Blachy zaś są porysowane tylko na projekcie. W rzeczywistości bardziej przypominają cyrkowy gabinet luster, w którym w pewnej odległości postaci są wydłużone, kształty zamazane. Czy to zabieg celowy, mający w subtelny sposób przekazać, że świat, na który patrzymy przez pryzmat katastrofy jest zamglony, niewyraźny, zmieniony? Wątpię. Autor, prezentując projekt, nie posunął się do takiej interpretacji. Mówił o intrygującym i niejednoznacznym materiale wykończeniowym, który zaprasza zainteresowanych do środka. I chyba miał rację, bo nie dostrzegłem ludzi, którzy kontemplowaliby instalację z zewnątrz, przyglądając się swoim odbiciom na tle żywej, ale jakiejś innej Warszawy. A Warszawa, Polska, w tych lustrzanych panelach jest inna. Odbija się w niej zakłamana rzeczywistość, w której wmawia się nam, że to przecież Rosja nie chce nam oddać wraku i skrzynek. Tak jakby polskojęzyczni przedstawiciele władz III RP walczyli o to do upadłego. W kraju i na forum międzynarodowym. Wiemy, że tak nie jest. A Kreml wie, że apologeci tej sowieckiej postawy rozlokowani są w najwyższych gabinetach naszego systemu.

Mógłbym napisać, ze wezwanie z wiersza Herberta, biegnące wewnątrz, nad portretami ofiar ratuje wystawę. Że wzywa do działania. Każe z powagą spojrzeć w oczy 96 osób. Jestem pewien, ze wiele osób tak to właśnie odebrało. Ale coś tu nie gra. Jakieś fałszywe tony nie pozwalają w pełni odczuć mocy tego cytatu. "Ocalałeś nie po to, aby żyć. Masz mało czasu. Musisz dać świadectwo." Bo czy wy wzywalibyście nas do dawania świadectwa? Przecież to robimy. A wy z tym walczycie. Tablice informacyjne przy wejściu rozwiewają wątpliwości: "My, którzy pozostaliśmy, mamy obowiązek odnieść się do tego, co przekazali nam nasi bliscy, nasi przyjaciele, elita naszego narodu." Mam dać świadectwo czego? Tego kim byli, czego dokonali, jaką wizję Polski mieli moi Rodacy, których szczątki do dziś leżą w smoleńskiej ziemi? To jest ważne, ale nie najważniejsze. Nie dziś. Dziś trzeba mieć odwagę, by walczyć o Prawdę. Czy widać tę walkę w tej wystawie?  W materiałach prasowych, które Muzeum Historii Polski przekazało podczas oficjalnej prezentacji zwycięskiego projektu w dniu 17.03 na jednej z wizualizacji w miejscu cytatu z Herberta widać inny napis. Oryginalny. Który współgra z wymową tej instalacji: "Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci." Autor nie wzywał nas do działania. On chciał żebyśmy pamiętali. I ta wystawa jest właśnie taka. Jak mauzoleum. Jakby nic innego nie miało znaczenia. Obchody piątej rocznicy. Ktoś ostatecznie kazał ten napis zmienić. I dobrze. Bo ludzie nie czytają tych tabliczek przy wejściu. Może nie połączyli faktów, może nie zauważyli, że ten cytat, ten wypadek przy pracy, ma drugie dno, inne znaczenie. I właśnie dlatego, że to znaczenie było takie a nie inne, dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro, dokonując uroczystego otwarcia w dniu 11 kwietnia podsumował: "My, którzy zostaliśmy, mamy obowiązek pamiętać". Bo jakże inaczej akolici Koalicji Kłamstwa mogliby z podniesionymi głowami przechadzać się niespiesznie wśród milczącego "grona zimnych czaszek". Mamy pamiętać. To wystarczy. Dlatego nie wierzę. Choć przebywanie wewnątrz, wśród Nich może wycisnąć łzy. I rodzi ciszę. Wzruszenie. Daje wrażenie spokoju. Jasności. Niektórym każe zdjąć czapkę, innym uczynić znak krzyża. To inny świat. Świat zadumy. Bezpieczny. Odcięty od tego na zewnątrz. Łączący się bezpośrednio z niebem. Nie wierzę, bo czytam  "Przesłanie Pana Cogito" od dawna. Bo słuchałem go wiele razy. Właśnie od 10/04. Bo znam jego inne fragmenty. "Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami". "Oni wygrają. Pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę. A kornik napisze twój uładzony życiorys". "I nie przebaczaj. Zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie". Nie wierzę.

Wystawa miała powstać z inicjatywy tzw. "rodzin smoleńskich". Prawdopodobnie tych samych, które chcą "bardzo prostego" pomnika 10/04. To pojemne określenie. Rodzina smoleńska. Nie obchodzą mnie relacje przedstawicieli owych nielicznych z obecną władzą, ani ich wybory i przyczyny decyzji. Wiem, że na Krakowskim Przedmieściu słyszałem rodziny, które mówiły o godnym pomniku przed Pałacem Prezydenckim. Czytałem o rodzinach, które żądają śledztwa międzynarodowego. Widziałem wystąpienia rodzin, które walczą o Prawdę. I wiem, że nie mogę zrozumieć, dlaczego niektóre rodziny wzięły aktywny udział w uroczystości otwarcia wystawy razem z żoną prezydenta Komorowskiego. Prezydenta, który śmiał się i dowcipkował na płycie lotniska z Donaldem Tuskiem w oczekiwaniu na trumny ze Smoleńska. Dlatego nie wierzę. Tu tyle rzeczy jest tylko fasadą. Kpiną, haniebnym rechotem, resztkami rzuconymi złaknionym spokoju.

"Niezależnie od tego jednak, w czym się różnimy, w jednym jesteśmy razem - chcemy w sposób godny uczcić bliskich, przyjaciół, tych wybitnych ludzi, którzy przedwcześnie odeszli". Nie. Nie jesteśmy razem Panie dyrektorze Kostro. Nie jesteśmy, bo mówił to Pan w obecności ludzi, którzy od pięciu lat robią dokładnie na odwrót. Więc niech Pan ich nie zaprasza do grona tych, którzy walczą o tragicznie zmarłych Rodaków. Bo na tablicy informacyjnej przy wejściu zamieściliście cytat. Cytat Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z przemówienia, którego nigdy nie wygłosił. Ale którym Opatrzność zwróciła się bezgłośnie do Was, stojących przed kilkoma dniami na Placu Piłsudskiego. W miejscu, gdzie w stanie wojennym milicja sprzątała układane z kwiatów krzyże. Historia wciąż się powtarza. Zmieniają się aktorzy. "Są jednak także nieugięci ludzie i – po czterech dekadach – totalitarny Goliat zostaje pokonany. Prawda – ta ostateczna broń przeciw przemocy – zwycięża. Tak jak kłamstwo katyńskie było fundamentem PRL, tak prawda o Katyniu jest fundamentem wolnej Rzeczypospolitej" - krzyczą nieme słowa opluwanego Polaka zagłuszone dymem z kadzideł zgody ponad Prawdę.

Kim są dzisiaj nieugięci ludzie?

I fundamentem czego jest kłamstwo o Smoleńsku?

Każdy z nas musi sam zadać sobie te pytania. Ale nic i nikt nie zmieni jednej rzeczy. Prawda - ta ostateczna broń przeciw przemocy - zwycięży.

Po której stronie wtedy będziecie?

 

http://www.muzhp.pl/aktualnosci/1486/muzeum-historii-polski-zainaugurowalo-wystawe-smolenskie-portrety.html

http://niezalezna.pl/60489-zwolniony-ze-strazy-miejskiej-bo-nie-chcial-usuwac-zniczy-z-krakowskiego-przedmiescia

http://wpolityce.pl/polityka/235032-gronkiewicz-waltz-rozpoczyna-dyskusje-o-pomniku-smolenskim-w-warszawie-i-proponuje-ul-trebacka-zobacz-zdjecia

Od 2006 roku prowadzi własny biznes w branży IT. Zaangażowany w działalność społeczną i publicystyczną od 10/04.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka