Leszek Miller / Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Leszek Miller / Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Radosław Marciniak Radosław Marciniak
2097
BLOG

Lewica kolejny raz bez kandydata

Radosław Marciniak Radosław Marciniak Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 113
Tegoroczne wybory prezydenckie będą kolejnymi, w których Lewica nie będzie miała swojego kandydata. Poprzednie okazały się klapą, gdyż z łapanki wystawiono w nich kandydatkę, która okazała się ani nazbyt lewicowa, ani nazbyt przywiązana do popierającego Ją środowiska. Pokerowa zagrywka z Magdaleną Ogórek okazała się wielkim blefem. W dodatku strasznie kosztownym. Kiedy wydawało się, że z tamtych wydarzeń kierownictwo SLD, a w zasadzie odnowionej formacji lewicowej, wyciągnęło odpowiednie wnioski, do wyborów, jako wspólnego kandydata środowisk trzech partii lewicowych, wystawiono Roberta Biedronia. Mam świadomość, że zapewne wielu chętnych, zwłaszcza wśród starych wyjadaczy z dawnego SLD, na fuchę kandydata Lewicy w wyborach prezydenckich nie było. Wszak wiadomo, że jest to wyścig na pierwszy rzut oka skazany na porażkę. Lewica mogła jednak powalczyć o odebranie Platformie części elektoratu i przejęcie wiodącej pozycji PO w gronie partii opozycyjnych. Zamiast racjonalnej kalkulacji politycznej, wygrały jednak antypisowskie emocje, pod wpływem których wystawiono kandydata, który jakimkolwiek zagrożeniem dla platformianej kandydatki nie będzie. Po pierwsze dlatego, że nawet w gronie starych wyborców SLD nie jest do końca akceptowany. Po drugie dlatego, że jest miałkim politykiem, nie mającym absolutnie nic do powiedzenia, poza przypomnieniem po raz tysiąc sto pięćdziesiąty o swojej orientacji seksualnej. To zresztą, to jedyne co go określa i mam wrażenie, że publiczny coming out był i jest jego największym sukcesem, od którego po dziś dzień odcina kupony popularności. Jakby bycie naczelnym gejem III RP miało w sobie taką moc sprawczą, że jest w stanie porwać tłumy. Ten polityczny celebryta, nie dał się nam poznać jako skuteczny polityk, zarządca, mentor, autorytet. Jest przeciętnym showmanem dbającym tylko o swoje ego i… swój doraźny interes. Kilkukrotne oszukanie członków własnej partii choćby w sprawie swojego mandatu europosła, zostawienie ich samych na łasce Włodzimierza Czarzastego, a teraz potencjalne przerwanie kampanii wyborczej i planowana wycieczka do Chin, to kwintesencja podejścia Roberta Biedronia do polityki. Mizeria, pajacowanie, zero merytoryki i pompowanie własnego ego.
A jednak Lewica mogła poważniej potraktować te wybory i znaleźć, być może jako jedyna formacja opozycyjna kandydata, który mógł realnie zagrozić Prezydentowi Dudzie. Moim zdaniem tą osobą jest nie kto inny, jak Leszek Miller. Człowiek, który zdobył mandat europosła, jest byłym premierem, dobrze postrzeganym w rankingach popularności politykiem, człowiek, który nigdy do końca nie zapisał się do chóru totalnej opozycji, nie jest jak Donald Tusk obciążony wieloma skandalami i całym ciężarem wojny PO – PiS, który niejednokrotnie miewał odmienne niż reszta opozycji zdanie, potrafiąc merytorycznie polemizować z obozem władzy, byłby dużo bardziej niewygodnym kandydatem, niż pajacujący Biedroń. Leszka Millera można nie lubić, można nie szanować, ale nie można odmówić mu zręczności, pewnej politycznej klasy, nieczęsto spotykanej wśród obecnego pokolenia polityków. Ciężko też znaleźć na niego haki. Jeśli tańczył w „Tańcu z Gwiazdami” to tylko gościnnie z wnuczką, która jest Jego oczkiem w głowie. Jest rodzinny, ale w taki normalny sposób, bez opowiadania łóżkowych preferencji, jest elokwentny i media go lubią, jest chętnie zapraszany do komentowania politycznej rzeczywistości i przyjemnie słucha się wywiadów z nim, nawet jeśli się z nim kompletnie nie zgadzamy. Nigdy też nie potrzebował budować swojej popularności dosłownie i w przenośni brodząc w odchodach i odpadkach, jeśli popadał w niełaskę politycznej fortuny, to nie imał się rzeczy, które uwłaczałyby Jego godności. Ma też zresztą, w przeciwieństwie do innych wielkich polityków lewicowych swojego pokolenia, jak Ś. P. Józef Oleksy, Ryszard Kalisz czy wreszcie Aleksander Kwaśniewski, zdolność do szybkiej regeneracji i odrodzenia, przy czym nigdy nie rozmienił się na drobne, nie stał się chodzącym memem i w zasadzie nie załapał się na żadną z kontrowersyjnych taśm. Jeśli można z nim skojarzyć jakieś afery, to te z zamierzchłych lat, skutecznie ośmieszone nieudolną komisją śledczą (Komisja Rywina). Ostatnio wprawdzie wypłynęła Jego rozmowa z Janem Kulczykiem, ale w zasadzie to co w trakcie tej rozmowy stwierdzał, jest tą częścią niewygodnej prawdy o PRL i początkach III RP, która nie stanowi już tajemnicy Poliszynela. Łatwo za to wyeksponować momenty Jego chwały wciągając na sztandar chociażby wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej, co wciąż jest jednym z najlepiej ocenianych przez Polaków, wydarzeń politycznych ostatnich lat. Zapewne byłby też kandydatem, któremu łatwo byłoby zagospodarować elektorat PSL, choćby odwołując się do wspólnych rządów, elektorat labilnego, niezdecydowanego centrum, którego PiS wciąż do końca nie potrafi uwieść, a Platforma ze swoim radykalnym przekazem totalnej opozycji, już nie potrafi uwieść. Ale też Leszek Miller mógłby, ośmielę się stwierdzić, iż nawet z dużą łatwością, z powodzeniem sięgnąć po elektorat Platformy Obywatelskiej, której kandydatka, jedynie na tle jeszcze bardziej beznadziejnego i dennego Biedronia, ma szansę błyszczeć swoim wątpliwym intelektem. I to jest zapewne główny powód, dla którego nikomu z wiodącej partii opozycyjnej nie byłoby na rękę rywalizowanie z politykiem pokroju Leszka Millera. Drugim środowiskiem, które również wydaje się niezainteresowane wystawieniem tak poważnego kontrkandydata względem urzędującego Prezydenta jest chyba sama Lewica i jej obecni przywódcy. Po pierwsze mocno nadwątliłoby to ich pozycję. Po drugie byłaby to niełatwa współpraca – nie widać wyraźnej mięty, między Millerem a Czarzastym chociażby, co daje się odczuć z drobnych przytyków wypowiadanych pomiędzy wierszami przez Leszka Millera w ostatnich chociażby wywiadach, czy to u Roberta Mazurka, czy to u Towarzyszki Panienki. Myślę też, że i samemu Biedroniowi i Zandbergowi, którzy bądź co bądź, nie są pozbawieni własnych politycznych ambicji, taka kandydatura byłaby mocno nie na rękę.
Zamiast więc polityka dużego formatu, z którego dałoby się zrobić w oczach dużej części społeczeństwa, męża stanu, i który realnie byłby zagrożeniem dla Andrzeja Dudy – Lewica będzie się męczyć z robieniem kampanii pewnemu drewnianemu pajacowi, którego wystrugał bardzo nieudolny Gepetto, a w dodatku nie ma tak zdolnej wróżki, by zmieniła go w prawdziwego polityka z krwi i kości. Zostaje zatem słabo ociosany i brzydko wystrugany pajac, z wciąż rosnącym drewnianym nosem, który, jeśli chociaż przez moment planował ze swoim partnerem wycieczkę do Chin w trakcie kampanii wyborczej (w co nietrudno uwierzyć, patrząc na Jego dotychczasowe dokonania intelektualne), to skutecznie ośmieszył też całe popierające go środowisko. Moim zdaniem do majowych wyborów będzie większą klapą niż kandydatura Magdaleny Ogórek, ba wierzę nawet, że wcale nie będzie nam dane tak długo czekać.
Radosław Marciniak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka