kultura.gazetaprawna.pl
kultura.gazetaprawna.pl
RafałRokicki RafałRokicki
836
BLOG

W hołdzie kinu

RafałRokicki RafałRokicki Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Nie jest to najlepszy film Quentina Tarantino. Powiem więcej — nie jest to jeden z najlepszych filmów Quentina Tarantino. Jednak nie jest to film słaby, przeciętny, czy średni. To jest film zupełnie inny od tych w dotychczasowym dorobku tego reżysera. Taki nie „Kłentinowski". Jest to film, który jest swoistym hołdem złożonym kinu klasycznemu, które kocha, i, jak pompatycznie to nie zabrzmi, celebracją złotej ery Fabryki Snów, ery, którą zakończyła masakra w domu Romana Polańskiego. Zakończyła bezpowrotnie.

Zdjęcia — robione techniką imitującą celuloidową taśmę — powalają. Scenografia — dopracowana do ostatniego szczegółu — fenomenalnie oddaje klimat Miasta Aniołów z tamtych czasów. Ścieżka dźwiękowa — szczególnie ta słyszana, jak z samochodowego radia — dopełnia całości. No i gra aktorska... To nie była gra, to był koncert Wielkiej Orkiestry z solową partią Brada Pitta. To wszystko przemaszerowało po mnie, wdeptując mnie w ziemię. Będę szczerze zdziwiony, jeśli Brad Pitt, za tę rolę nie otrzyma Oscara. Chociaż — znając poprawność polityczną Akademii — jeśli pojawi się rola czarnoskórego działacza LGBT, który jest prześladowany...

Teraz łyżka dziegciu do beczki miodu. Przez niemal dwie godziny filmu (trwa 161 minut) - z dwoma, może trzema wyjątkami — zastanawiałem się, czy to aby na pewno Tarantino jest reżyserem. Narracja jest bardzo powolna, by nie rzec — senna. Akcji jest tyle, co podczas zwiedzania wystawy kamieni szlachetnych. Dużo wątków drugoplanowych, takich, które z pozoru wydają się „filmowymi didaskaliami”, ale jednak mają znaczenie dla całości odbioru filmu (dobra, przyznaję, późno je załapałem... i, pewnie, nie wszystkie). Jednak ostatnie sceny finałowe rozwiewają wszelkie wątpliwości, kto jest reżyserem tego filmu.

Quentin Tarantino zapowiedział, że dziesiąty film będzie jego ostatnim. Ten jest dziewiąty (dwie części „Kill Bill-a” liczy jako jeden obraz). Już „Pewnego razu...” wygląda tak, jakby była to klamra zamykająca jego twórczość... Kłentin! A dajże spokój! Dziesięć filmów?! Naprawdę?! Tyle to Patryk Vega robi w półtora roku!... i jeszcze ze sześć seriali! Acha. Zapomniałbym. W tym filmie „zagrał” Rafał Zawierucha. Miał swoje „pięć minut"... i to dosłownie — pięć minut i jedną wypowiedzianą kwestię... ale w CV zostanie — grałem u Tarantino. Brzmi dumnie!

Był to też ostatni film, w którym zagrał Luke Perry... R.I.P.

Okiem dyletanta

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura