tvp.info
tvp.info
RafałRokicki RafałRokicki
1215
BLOG

Dolne granice stanów średnich

RafałRokicki RafałRokicki Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Jedni są bezkrytycznymi wyznawcami kultu marszałka Piłsudskiego, inni zaś postrzegają go jako osobę kontrowersyjną, pełną skaz i cieni na życiorysie. Jednak chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest to jedna z najwybitniejszych postaci w historii Polski, która zasługuje na pełnometrażowy obraz biograficzny. Nic więc dziwnego, że „Piłsudski” był jedną z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych premier. Film wszedł na ekrany. I co? I nic. Temat wspaniały, tylko film przeciętny.

Historia marszałka, opowiedziana w filmie, nie dość, że jest niepełna — obejmując tylko lata 1901-1918 — to jeszcze nie posiada żadnej linii fabuły. Ukazywane są kolejne etapy z życia Józefa Piłsudskiego, jednak nie są one w żaden sensowny sposób ze sobą powiązane i nie stanowią ciągłości opowieści. Każdy kolejny rozdział kończy się tak, jakby ktoś odrąbał go siekierą, a nadzieję, że wątek będzie kontynuowany, szybko rozwiewa plansza rzucona na ekran informująca nas o tym, że właśnie przenosimy się z opowieścią o kilka lat do przodu. Ten, zupełnie niezrozumiały dla mnie, sposób narracji bardziej niż film przypomina szkolną prezentację na lekcję historii.

Nigdy nie byłem fanem talentu Borysa Szyca. Powiem więcej, mam do niego mocno „pod górkę” od momentu, kiedy zrobił z siebie pajaca podczas tegorocznych Oscarów. W czasie gali zachowywał się jak małe dziecko, które pierwszy raz w życiu odwiedziło Disneyland. Robił sobie zdjęcia ze wszystkimi, którzy nie zdołali przed nim uciec, a na swój profil społecznościowy nie wrzucił chyba tylko tych z kelnerami. O filmiku z limuzyny, która wiozła go na galę, z litości nie wspomnę. Jednak trzeba Szycowi oddać to, że jest, zdecydowanie, najjaśniejszym punktem „Piłsudskiego”. Rolę udźwignął i widać, że włożył w nią kawał serducha. Jest to, według mnie, jego najlepsza kreacja w dotychczasowej karierze, jednak muszę dodać — nie bez złośliwości — że wcześniejszymi rolami poprzeczki wysoko sobie nie zawiesił.

„Piłsudski” jest następnym tematem-samograjem — po „Dywizjonie 303. Historia prawdziwa” — który został zarżnięty. Ten film jest kolejnym przykładem, że z tak niskim budżetem (około 15 mln) nie ma najmniejszego sensu zabierać się za kino historyczne. Pieniądze w tego typu produkcjach robią różnicę. Jeśli miałbym pokusić się o ocenę tego filmu jednym zdaniem, to posiłkowałbym się komunikatem Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej o stanie wód — dolne granice stanów średnich. 


Okiem dyletanta

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura