Uczestniczyłem kiedyś w seminarium, które pod koniec życia prowadził dla polskich studentów o. Bocheński. Co chwila do nas apelował: Jesteście Polakami, czyli narodem racjonalnym, który doskonale sprawdza się w logice i matematyce, w myśleniu ścisłym, jesteście zarazem narodem katolickim, a więc piszcie nową teologię dla Kościoła! Dla Bocheńskiego istniała bowiem olbrzymia luka między oficjalną teologią Kościoła a nauką. Nie, żeby św. Tomasz nie miał racji. Miał rację i dlatego my mamy problem. Bo między Tomaszem a końcem XX wieku cos się wydarzyło. Był jakiś Newton, Einstein, Darwin, nawet takiemu Heglowi (choć popełnił mnóstwo błędów!) o coś chodziło.
Dlatego, argumentował Bocheński, trzeba na nowo napisać teologię nie po to, by zmienić dogmaty, ale dostosować ją do wyników osiągniętych przez inne dyscypliny a przede wszystkim, by adaptować narzędzia wypracowane przez naukę. Tylko to pozwoli otworzyć nowe perspektywy i przywrócić utracony dialog miedzy teologią a nauką.
Bocheńskiemu nie chodziło o żadne opłotki. O żadne tam refleksje chrześcijańskie nad czarnymi dziurami, czy sportem. Chodziło mu o teologię fundamentalną i jej pojęcia podstawowe.
Słyszałem, że sam Bocheński podjął jakieś próby w tej materii, ale nic konkretnego nie wiem. Później, po jego śmierci pojawiły się plotki, czy sugestie, że Bocheński stracił wiarę, albo miał duże kłopoty z psychiką. Nie wiem ile w tym prawdy, ale w żaden sposób nie osłabia to ważności apelu Bocheńskiego.
Czy apel Bocheńskiego ma jakiekolwiek szansę na odzew? W przeciwieństwie do protestantów, czy prawosławnych teologowie katoliccy unikają jak diabeł święconej wody kwestii z teologii fundamentalnej. Rozmnożyły się rozmaite teologie tego, tamtego i jeszcze czegoś w aspekcie owakim. Tu nawet nie chodzi o stanowisko Watykanu, bo jakoś nie widać kandydat, któremu z tego powodu groziłaby utrata licencji. A może po prosty wszyscy liczą, że teologie fundamentalną zrobią fizycy?
Inne tematy w dziale Kultura