Tak, jak pokazuje Masłowska w filmie na bazie jej książki, żyją całe województwa młodych ludzi w tym kraju. Kraju zwanym ongiś karczmą Europy, dziś jest raczej jej speluną. Tak tutejsi mieszkańcy mówią, takie mają disy, takie mają impry, takie mają tripy. To nie jest żaden polski margines, to jest polska kultura, której nie dostrzega "prawica z odrzutowca", lewicowi „dziennikarze z apartamentowców” i liberałowie zza okien mercedesów.
To nie jest ballada o polskim marginesie, jak zauważy pewnie stado konserwatywnych publicystów spod ołtarza w gazetach które czytają tylko tacy jak oni. Publicystów którzy miasto przemierzają z trwogą swoimi furami, nie mając zielonego pojęcia co dzieje się s gettoblokowiskach które mijają.
Polskie „elity” lata temu wynarodowiły się, integrując się z otoczeniem jedynie w centrach handlowych czy na śródmiejskich trotuarach, wśród krążących radiowozów. Osiedla gdzie „po 16-tej się nie wychodzi” średnio ich interesują. Nie wysiadają ze slumsociągu na rozpierdolonej ruinie stacji kolejowej gdzie już na dzieńdobry podbija do ciebie dres z zapytem czy nie chcesz amfy kupić.
To w ogóle rzadkie że ktoś ten temat potrafił kompetentnie, od środka opisać. Pokazać Polskę. Jej współczesny mainstream. Jej dominującą kulturę. Ten prawdziwy jej dyskurs. Pokazać posiadówę w gettoblokach, podróż zabazgranym slamsociągiem „nad morze” a potem trip na plaży. To jest odrealnione?
Nie, to polskim „elitom” odrealniło się od reszty. Przecież w tym kraju nie ma nawet żadnej demokracji. Wolności słowa. Tu nie można być sobą. Mówić to co się myśli. Bo to ludziom nie pasi. Wolimy skrywać się na blogach, za bezpiecznymi nickami, po to by powiedzieć nawiedzonym że żyją w świecie życzeniowych wyszywanek które sami utkali ze swoich wielkich ego i wielkiej żądzy władzy nad ludzkimi duszami. I duszą się we własnym sosie, lejąc obficie kasiorę by owe potiomkinowskie miasteczko rozpaczliwie utrzymać. Są w nim sami. Real jest gdzie indziej. Poza ich mediami , radiami, telewizjami, gazetami.
Wśród młodych pokoleń ludzi są różne podziały, głównie wg zażywanych narkotyków czy słuchanej muzy. My wciągamy inny narkotyk: naturalną marihuanę. I nie boimy się tego pokazać wśród naszych znajomych, może gorzej z tym przy karierze zawodowej- ten kraj jest wciąż pełen katolickich starszych pokoleń.
Ale ci wciągający amfę są na samym dole drabiny społecznej. Są pogardzani, mają metkę przestępców. Nie przyznają się do wciągania amfy. Nie walczą o swoje prawa. Jakby wiedzieli że to jest złe. Są bierni, pasywni, pogodzeni z podwójnym życiem. Ależ tak, ich kumple, ich otoczenie wszystko to wie. Ale na zewnątrz- nic nie pokazują. Wstyd.
Nam nie jest wstyd. Walczymy o swoje prawa. Jutro szturmujemy Sejm największą demonstracją jaka miała miejsce od 1989 roku w tym kraju. Marszem Wyzwolenia Konopii, spod PKiN o godz. 16-tej. Można sobie sprawdzić frekwę na różnych paradach równości czy manifach. Ten marsz jest największym protestem jaki zna ten kraj od 1989 roku.
Oczywiście, chciałbym w tym kraju demokracji, wolności słowa. Tego żeby ktoś napisał o tym że w tym kraju ktoś robi największą demonstrację w 20-letniej historii jego wolności. Tego żeby ktoś napisal że nie ma tu demokracji, że krajem rządzą 4 osoby które trzymają kasę na dofinansowanie partii z budżetu państwa. O tym że stworzyliśmy system oligarchiczny, system w którym żadne nowe partie nie mają szans wejść na scenę polityczną bo nie mają 100 mln na kampanię.
Możemy sobie o tym pomarzyć. I popatrzeć na film Masłowskiej. Ciesząc się że ten kraj ma jeszcze inną kulturę, kulturę tworzoną przez ludzi palących marihuanę, którą jutro, z mocą wielu tysięcy watów zaprezentujemy. Że ma ludzi mających swoje wyznania, swoje inne wartości. Dość odmienne od wartości zaprezentowanych w filmie Masłowskiej, filmie który jest po prostu odwzorowaniem realu, nawet jeśli przybiera on formę bad tripu. My nie mamy bad tripów.
Medialny głos tego kraju jest złudą utkaną morzem liter łżedziennikarzy na usługach reżimu. Wystarczy przejechać granicę Czech i Polski, by z pochylającego się na zakrętach pociągu Pendolino przesiąść się we wlekący się po grzęznących w błocku torach pociąg pospieszny, nazwany „Eurocity”, zupełnie jakby pompatyczne nazwy coś tu zmieniały. By prosto z odpicowanej czeskiej Ostrawy wjechać w gnijące slumsowiska Górnego Śląska.
Ten kraj jest przecież krajem pompatycznych nazw zawierających ersatze lub pustkę. Jest jak za dawnych lat. Telewizja kłamie, gazety kłamią. Także dlatego, że ci ludzie którzy tam pracują, żyją w innym wymiarze, innym świecie, dzięki także kasie która pozwoliła odrealnić im się od realu ich otaczającego. Są hipokrytami, bojącymi się prawdy o tym kraju, bo ta prawda wali w nich. Prawda pokazuje że są samotnymi socjopatami z wielkim ego, ludźmi żyjącymi kompletnie poza społeczeństwem którego nawet nie rozumieją i w świecie którego codziennego życia nawet nie widzieli. Dopiero film Masłowskiej ociera się o prawdę o tym kraju i jego mieszkańcach. Wielki szacun.
Inne tematy w dziale Kultura