Opiszę swój weekend. Raczej było sportowo. Ale infrastruktura sportowa w Polsce jest bardzo biedna. Znalazłem stare trampki, niedomykające się drzwi, rozliczne poroztwierane sale, i odniosłem wrażenie jakby klub sportowy miał tajemniczych mieszkańców. Nie znalazłem też snołparku w Warszawie. Straciłem godziny w komunikacji miejskiej, stojącej w korkach z samochodami.
Kiedyś planowałem w ten właśnie weekend polecieć do Paryża na warsztaty capoeiry u Okê Arô i mestre Reny'ego, ale miałem tyle zajęć najrozmaitszych, że nie dałem czasu. Reny, najszybszy capoeirista jakiego widziałem (w mgnieniu waszego oka on wam wsadzi dwa kopy) przysłał zaproszenie na swoje zajęcia. Niestety, chcieć- chciałem, ale rady nie dałem.
Za to mieliśmy Roda de Vinho. Jest to taka wielka impreza, coś jakby odpowiednik opłatkowego spotkania dla graczy w capoeira. Pije się wino (lub, dla rasta, sok) przed wejściem do gry, a potem walczy się z przeciwnikiem wewnątrz koła złożonego z uczestników, do muzyki jaką gra orkiestra złożona głównie z łuków muzycznych (berimbau). Przyszło do tego pustego i zimnego studia filmowego, gdzie ów event mieliśmy, jakieś sto osób, a jako że wszyscy pili z dwóch czy trzech kubków te wino i soki, to można sobie ściągnąć wirusy i bakterie od polowy miasta. Teraz lekko drapie mnie w gardle, ale chory jeszcze nie jestem. Całkiem zdrowy- też nie.
Byłem w weekend na zajęciach z tańca dancehall, które są bardzo sportowe- pół zajęć to megaforsowna rozgrzewka, a potem wymagający sporej kondycji i zwinności układ. Byłem też na snowboardzie. Raz sobie poszedłem na stok na Szczęśliwicach, gdzie za dwie godziny zapłaciłem ponad 30 złotych. Jest drogo i jest raczej mało ludzi. Sobota i bez kolejek- pamiętam rok temu, że było dużo więcej ludzi. W tygodniu jest wg cennika taniej.
W Warszawie nie ma snołparku. W ogóle w Polsce generalnie nie ma snołparków. To są takie jakby skejtparki tylko że na śniegu. A ja, jeśli już mam rzeźbić jakieś ewolucje, wolę snołparki od skateparków, bo są dużo bezpieczniejsze, i robiąc trik spadamy na śnieg, a nie na asfalt. Aha, i można, a w zasadzie trzeba mieć żółwia na plecy i nakolanniki, więc jest jeszcze bezpieczniej niż na typowym skejtparku. Ja, będąc z Polski B, nie mam dostępu do snowparku- w Warszawie go nie ma, w rejonie Sudetów gdzie mam najbliżej w góry od moich rodziców- także go nie ma. Jest po czeskiej stronie, ale z Czech do Polski nie ma transportu zbiorowego. Jeśli tam jedziemy, to raz na rok się zmawiamy z kumplami i jedziemy na snołpark na tydzień. Ale taki biedny snołpark.
Tutaj zrobiliśmy sobie snołpark za hotelem Sheraton, koło parlamentu na Wiejskiej. Tam jest taka studzienka kanalizacyjna, nabieg zrobiliśmy tak że dwie osoby ciągnęły jedną i rozpędzały żeby mogła nabrać spida i skoczyć. Na dole po skoku był zakręt. Mi się zakręcić nie udało, a obok były schody i się tam wpakowałem. Oczywiście mam zbroję i spodenki z ochraniaczem na kość ogonową, więc nawet nie zabolało, ale krawędzie w desce to sobie stępiłem. Strach się bać o grafitowy ślizg. Nawet nie wiem czy go się regeneruje.
Potem jeździliśmy na snołbordach w tym parku na tyłach gmachu parlamentu. Tam jest taki park. Trzeba było skakać nad odśnieżonymi do asfaltu alejkami, i mi się średnio to udawało. To znaczy skakałem, ale raz czy dwa ślizgiem z grafitu przejechałem kawałek po asfalcie, no i ból, bo wiadomo że to drogi sprzęt. Ludzi ez którymi byłem jeżdżą i skaczą rewelacyjnie raczej. Ja niezbyt to ogarniam.
Na koniec wyciągnęli mnie na zajęcia z akrobatyki. Chcieliśmy znaleźć, gdzie te zajęcia mamy, podobno gdzieś w klubie sportowym „G.”. No dobra, jedziemy do tego klubu. Drzwi ledwo się dają otworzyć, są przekrzywione w ogóle. Szpary potworne, przez które ucieka ciepło. Zajęcia?- patrzy na nas dozorca, chyba zdziwiony. Nie, nie ma zajęć. Ale, gdy nalegamy (bo miało być tu), mówi że chyba sekcja dżudo coś tam ma. Obchodzimy ten budynek, i rzeczywiście- jest jakieś oddzielne wejście. Tajemnicze sale, sala za salą. Odkrywam parę oldschulowych Riboków, mnóstwo starych trampków, jakieś suszące się koszulki. Bielizny sportowej i butów narozrzucane tyle że najwyraźniej ktoś tam mieszka. Podobno tak niekiedy jest w tych klubach, że te budynki zamieszkują różne osoby.
Sali naszej jednak nie znaleźliśmy. Dzwonię do kumpla, gdzie to jest. Okazuje się że kilkaset metrów dalej. Znajdujemy. Sala wielka, trenuje ze sto osób. Leci fajna muza, jakieś d'n'b. Piosenka "Fantazja wszystko potrafi" przerobiona na jungle. Mniam. Zobaczyłem takie małe dzieci trzaskające salta, sam trzasnąłem za którymśtam razem fiflaka. Serie 250 brzuszków, dość masakryczne rozciąganie.
Jacyś ludzie walczą sobie MMA (mixed martial arts), już wiem czemu mój kumpel ostatnio na treningach cały czas mnie zaczepia takimi MMA-wymi zagrywkami- tam męczy to MMA z jakimiś fanatykami tych walk. Sam może kiedyś to spróbuję. Na razie słaby jestem w parterze, znam tylko kilka chwytów i nie dam sobie rady tak jak niektórzy, po 20 minut walczący z przeciwnikiem w parterze. Jestem słaby technicznie.
Okazuje się że Warszawę da się przejechać w 10 minut, ale tylko samochodem i metrem, i tylko w niedzielę wieczorem. Zaraz po treningu mam spotkanie z innym kumplem z ruchu „Wolne Konopie”. Jest młody, ma świetne przemyślenia i jest konkretny biznesowo- zgarnia sponsorów, ma świetne pomysły, ogarnia jednym słowem. Siedzimy, rozmawiamy, planujemy. Może się uda zrobić wielotysięczną demonstrację przeciwko zabetonowaniu sceny politycznej systemem finansowania partii z budżetu- po prostu doroczny marsz tego ruchu, ściągający kilka tysięcy wrogów polityki rządu, byłby w 2010 roku poświęcony tej inicjatywie. Zobaczymy, to na razie plan.
Ciężki to był weekend. Pomiędzy tymi zajęciami jeszcze prałem, gotowałem, wyłaziłem na baunsy, spotkania z bliskimi etc. Napisanie listów czy korespondencji- to było najbardziej czasochłonne. W Polsce trudnością są podróże- wewnątrz Warszawy transportem zbiorowym zajmowało to około godziny czasu- podróż z A do B. Samochodem można częstokroć szybciej, Zdarzały się miejsca bez komunikacji zbiorowej, do najbliższego przystanku 1,5 albo dwa kilometry.
Problemem jest też brak infrastruktury sportowej. Takie duże miasto i nie ma snołparku, a wiele mniejszych miast snołparki ma....Ale była też fajna sala do akrobatyki, i sztuczny stok narciarski, ale bez żadnych udogodnień dla chcacych skakać, czy jeździć na rajlach. W sumie- widać że jesteśmy krajem dla starszych raczej ludzi... Nawet w sporcie jakoś ten konserwatyzm dominuje, jak się patrzy jaka infrastruktura jest dostępna.
Inne tematy w dziale Rozmaitości