W tym kraju trzeba zrobić rewolucję, ale zmiana polityków nic nie pomoże. To ludzie muszą się zmienić.
Wiele lat żyłem na zachodzie Europy, przyjechałem do Polski i w ogóle nie rozumiem, co mnie przygnało. Zapewne sentymenty. Jest mi smutno, bo Polska z perspektywy kogoś jedną nogą w innej kulturze okazuje się krajem w którym nie da się żyć. Co więcej, nie zapowiada się na jakieś gruntowne zmiany. A te są potrzebne.
Czy nasi politycy tańczą w podkoszulku przed swoim ludem i możnymi, jak biblijny król Dawid? Czy piszą wiersze i wspierają rewolucje w religii i sztuce, jak faraon Echnaton już tysiące lat temu? Jesteśmy krajem nudnym i sztywnym, a nasi politycy są tylko reprezentantem takiego społeczeństwa. Fasady, dulszczyna. Chamstwo. Polane fasadową wiarą na pokaz.
Jako naród, społeczność ludzi musimy dokonać ogromnego skoku cywilizacyjnego. Ja nie widzę szans że to się dokona. Nikt nie określił nawet różnic, jakie powinny być pokonane, nie określił potrzeb, nie zadał koniecznych pytań. Nie widać nawet planów zmian, które przecież są tak potrzebne! Nikt nie pyta czy i jak dalece Państwo powinno wycofać się z gospodarki. Patrząc po różnych krajach świata, nasze państwo jest w światowej czołówce zabierania obywatelom ich zarobków! (dane wg: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dzie%C5%84_Wolno%C5%9Bci_Podatkowej )
Ale przecież tak być nie musi. Można zmniejszyć podatki, gdy jednocześnie ludzie zaczną działać społecznie, wyręczać państwo w pomaganiu słabszym. Niestety, mimo upływu lat, wciąż nie rozumiemy istoty społeczeństwa. Kilkanaście lat temu znalazłem słowa filozofa Aldousa Huxleya: „Chciałem zmienić świat. Doszedłem jednak do wniosku, że można jedynie być pewnym ze zmienienia samego siebie”.
Chcecie zmian? Więc wiecie gdzie zacząć, by być ich pewnym na 100 %. Drodzy ludzie! Politycy cudu nie zrobią, przecież to wy sami musicie. I nie patrzcie na innych którzy nic nie robią, nie patrzcie na pieniądze. To jest społeczeństwo obywatelskie. A pieniędzy, he he, nie ma! Gdy mieszkałem w Anglii, w parku koło mnie okoliczni mieszkańcy zwołali inicjatywę sąsiadów okolic tego parku, która zorganizowała wielkie święto parku. Były namioty z soundsystemami, młodsi ludzie mogli się wytańczyć, było i coś dla starszych, i dla dzieci. Po drugiej stronie ulicy była trawiasta łąka, o której pozostawienie niezabudowaną walczyła już inna grupa sąsiadów. W okolicznej szkole „po godzinach” były różne kursy i kluby dla dorosłych osób. A to wszystko na biednym osiedlu w biednym mieście.
Nie uważam siebie za inteligenta, ale ilekroć jadę szybkimi ekspresami przez Niemcy, to sięgam po rozmaite porzucone przez współpasażerów gazety. Pasażerowie superekspresów czytują przede wszystkim opasłe kloce, z tekstami tak rozwlekłymi jak w polskich kwartalnikach. Ja swoją ulubioną literacką „Odrę” mam co miesiąc, oni mają codziennie sterty bardzo przemądrzałej prasy. W Polsce nie ma ani jednej gazety na takim poziomie jak pierwsza z brzegu co bardziej opasła gazeta codzienna w RFN.
Nie ma takiej stacji radiowej jak „BBC 4”, poświęconej jedynie „inteligentnej gadaninie”, z debatami ministra wojny z działaczką pacyfistyczną, nie ma pirackich stacji radiowych grających zapomiane gatunki muzyki, osiedlowego radia emitującego program o jakieś dziwacznej wierze łączącej wiele innych wielkich religii, którego słuchamy z ustami otwartymi z wrażenia. Pobieżnie oglądając brytyjskie programy telewizyjne zauważyłem że są one bardzo inteligentne, podczas gdy w polskiej telewizji raczej inteligencji od widza się nie wymaga. A przecież wiele osób które żyły w Anglii zauważa że w naszym społeczeństwie jest znacznie więcej osób inteligentnych niż wśród Brytyjczyków. Oferta naszej telewizji publicznej temu przeczy.
My, Polacy, boimy się być różni, mieć swoje zdanie. Czy dlatego, że boimy się że będziemy przez to nielubiani, nietolerowani, odrzuceni? Żyjemy w społecznym gorsecie. On pęka, ale tylko w młodym pokoleniu albo w świecie wirtualnym. Młodzi są dużo bardziej tolerancyjni dla innych, dużo odważniejsi w zachowaniu, manierach, ubiorze. Ale my potrzebujemy nie tylko tolerować różnorodność, ale także ją celebrować, i brac z niej to co dobre dla nas.
To tu jest polski pies pogrzebany- w strachu bycia innym, bycia sobą. Opresyjne społeczeństwo, opresyjne media, opresyjny Kościół. Komunizm wyrządził tutaj ogromne spustoszenie społeczne. Upadł, a my się dalej boimy. Boimy się języków innych, słów sąsiadki. W tym kraju stworzyliśmy wielki teatr, na który patrzymy zza naszych firanek.
Nie potrafimy się bawić, cieszyć się życiem, być hedonistami. Aby się swobodniej poczuć, musimy dopiero wlać w siebie morze alkoholu, który niszczy nasze zdrowie. Z domów za bardzo nie wychodzimy: nawet 100-tysięczne polskie miasta są wieczorami zupełnie wymarłe, do tego stopnia że zagraniczni goście robią zdjęcia opustoszałych śródmiejskich arterii. Gdzie indziej w Europie życie miasta tętni do późna, kluby, knajpy: wszędzie tłumy że przejść trudno. Nawet staromiejski rynek w stolicy- Warszawie to miejsce raczej bardzo puste wieczorami.
Nie jesteśmy towarzyscy, rzadko bywamy w gościach. Nie umiemy utrzymywać więzi społecznych. Gdy mieszkałem we Francji, miałem przyjaciela. Odwiedzaliśmy się kilka razy w tygodniu, przeglądaliśmy gazety, dyskutowaliśmy o wielkich problemach świata, wspólnie graliśmy na instrumentach, słuchaliśmy muzyki. Wspólnie spędzaliśmy czas, kulminacyjnym momentem dnia był wielki dwugodzinny lunch w gronie znajomych. W Polsce tego nie widać. Przyjaźń to nie jest polska tradycja? Gdy przyjechałem z Anglii, to przez pół roku czasu zaczepiła mnie tylko jedna obca osoba, dziś mój dobry kumpel. A ja przyjeżdżałem do kilku miast Europy w których żyłem, nie znając tam dosłownie nikogo. Po roku mieszkania we Francji, spacerując po mieście co krok spotykałem francuskich znajomych z którymi spędzałem i kwadrans gadając wprost na ulicy. My w Polsce przestaliśmy się już nawet do siebie odzywać w pociągach, przynajmniej mam takie wrażenie po podróżach koleją po Europie. Dominują mity: polskiej gościnności, polskiej tolerancji.
Nie potrafimy słuchać, ba, wręcz nie chcemy rad, sami wiemy najlepiej. Polska w zasadzie w swych reformach gospodarczych stara się na nowo odkryć Amerykę- a to tylko jeden z wielu przykładów na to że jako społeczeństwo nie umiemy i nie chcemy korzystać z dorobku i wiedzy innych. W naszym społeczeństwie są same podziały, jedni drugich widzą przez pryzmat uprzedzeń, lewicy, prawicy, ich dresów czy garniturów. Nie widzą w nich ludzi.
Nie dbamy o nasze zdrowie, po to aby był w nas „zdrowy duch”. W polskich parkach rzadkością są biegajacy tam ludzie. Ilu z nas kilka razy w tygodniu uprawia jakieś sporty, choćby kometkę? Niespecjalnie wiele jest wysportowanych ludzi. Mało jest sklepów ze zdrową żywnością- widać nie interesujemy się zdrowym odżywianiem. Wegetarian i wegan traktuje się nieco jak dziwaków. Spójrz na swoje ręce- czy masz szpony aby złapać zwierzę bez narzędzi? Czy w ogóle je dogonisz? Czy twe zęby przegryzą jego kark? Czy w naturze piłbyś krowie mleko? Jestem od lat weganinem i jakoś nie przeszkadza mi to w uprawianiu sportów i sztuk walki.
Tych wszystkich różnic jest trochę za dużo, a my nawet nie specjalnie mówimy o potrzebie zmian. Nawet nie formułujemy naszych życzeń, oczekiwań, nie mówimy w jakim kraju chcielibyśmy żyć w przyszłości, ba, wciąż wielu nawet nie widziało innnych krajów. Czasem zastanawiam się, ile jeszcze milionów Polaków wyjedzie z tego kraju? Za granicą znajdą nie tylko lepiej płatną pracę. Znajdą szacunek. Szacunek dla ich odmienności, różnorodności. Często o wiele większy niż ci ludzie znaleźliby u siebie w kraju rodzinnym. My wciąż jesteśmy społeczeństwem schizy, spojrzeń zza ruszających się firanek, i pogardy, gdy ktoś ma odwagę być innym. I to także musimy zmienić my sami, ty i ja, naszym społeczeństwem obywatelskim, jeśli Polska ma być czymś więcej niż dostawcą siły roboczej na zachód kontynentu.
Inne tematy w dziale Polityka