XXI- wieczna opowieść wigilijna by Ras Fufu, XII.2007
Cezary odetchnął, gdy wreszcie pod pretekstem zmęczenia wrócił do domu z wigilii u swojej córki. Była tam cała krzykliwa rodzina z dziećmi i wielkim apetytem na jego majątek. A Cezary jest jednym z dwóch milionów polskich milionerów. Oni, ta jego rodzina, ech, szkoda gadać, córka wżeniła się w rodzinę brudasów i blokersów.
Cezary był zadowolony tylko z jednego prezentu który dostał od 15-letniego smarkacza i brudasa Kubusia- mianowicie pięknego długiego cygara. „Skąd Kubuś mógł wiedzieć że tą markę zawsze chciałem zapalić?”- dziwił się Cezary. Zaszeleścił celofanem i po chwili cmokał.
Cygaro smakowało dziwnie. W jego domu rozpostarł się słodkawy zapach. Cezary poczuł że chyba zjadł za dużo sosu z prawdziwków, a może też trafił się jakiś trujak wśród nich? Zaczął sobie przypominać sceny z dzieciństwa, kiedy na rodzinnym grzybobraniu jego babcia znajdywała dziwaczne grzyby w lesie, takie gąbki. Mówiła na nie „smardze”.
Cezary nagle został zalany potokiem myśli, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. Cygaro miało się ku końcowi, a Cezary tknięty przeczuciem obejrzał je raz jeszcze. Było nacięte z jednej strony. Podwinął liść tytoniu, w środku był tytoń z zielonkawymi granulkami, i malutka karteczka. Zgasił resztkę cygara, wyskrobał karteczkę. „Dżoint- niespodzianka dla radjomaryjnego wuja”.
Cezary był przerażony. „Co teraz, co teraz!”. Wydawało mu się że chodzi o jakieś narkotyki- Kubuś robił mu psikusy, ale nigdy takie straszne. Otworzył okna. „Nie, lepiej nie, nie wiadomo jak to działa, jeszcze wypadnę z drugiego piętra”.
Ubrał się ciepło, zszedł na ulicę. Po raz pierwszy od wielu lat wyszedł wieczorem z domu. Wieczorami zwykle oglądał telewizję, słuchał radia Maryja lub czytał "Nasz Dziennik". Piechotą nie chodził, miał samochód, nim jeździł do pracy, do kościoła. „Takie coś, takie coś”- myślał z oburzeniem idąc ulicami.
Genialne myśli nachodziły go z różnych stron mózgu, i nagle mógł je kontrolować jak nigdy. Miasto, w którym od lat był radnym, było jakieś ożywione jak nigdy dotąd. Na ulicach w grupach spacerowali młodzi ludzie. Cezary bał się że ta zielona mieszanka, która spowodowała że poczuł każdą żyłę w swoim ciele, poczuł jak bije jego serce, mogła spowodować jakieś straszności.
„Lepiej nie być samemu”- pomyślał. Poszedł za jedną z grup, wszedł za nimi do bramy, do wewnątrz jakiegoś lokalu. W środku był tłum, dym i mrok. Nagle w tłumie mignęło coś jakby twarz Kubusia. Cezary poszedł za nią w tłum. „Panie Cezary”- krzyknął ktoś za nim.
Patrzyła na niego półprzezroczysta postać. Cezarego zlał ogromny strach. „Kto tam!”- wykrzyknął i z wrażenia usiadł na kanapie. Rozpoznał przezroczyste widmo swojego dawnego studenta, Krzysia. „Co robisz!”- zawył z przerażeniem. „Żyję w Irlandii, mam się dobrze, a Pan!”.
Cezaremu odpowiedź uwięzła w gardle. Zjawa kontynuowała. „Mieszkam z kumplem Andrzejem, wie Pan, zna Pan Andrzejka, ten rudy z ostatniej ławki. Pracujemy, ja w warsztacie, on na budowach, zarabiamy po 6 tysięcy miesięcznie. Mamy mieszkanie, piękny apartament z widokiem na ocean. Trochę tam nudno, można surfować, ale poza tym nic się nie dzieje. Przyjechaliśmy do Polski na święta i Nowy Rok. Na wiosnę jedziemy do Afryki na wielką wyprawę podróżniczą”- mówił do Cezarego niewidoczny głos.
Cezary zerwał się spocony i skoczył do przeciwległego kąta, popychając kogoś. „Niech Pan uważa”- powiedział damski głos. „Popchnął Pan nas”- dopowiedział drugi. Skądś znał te głosy, coś jakby jego dawne dwie najlepsze studentki, Marta i Paula. Dwie ciemne postaci siedziały obejmując się. Pocałowały się. "Marta?"- krzyknął Cezary.
„Zobacz, to Pan Cezary, mój wykładowca”- powiedziała ciemna postać do swej towarzyszki. „Panie Profesorze, niech Pan pozna moją dziewczynę”, mówiąc to przytuliła się do niej.
„Zboczeńcy” wrzasnął Cezary i jak oparzony przebiegł do następnego pomieszczenia. Wyczuł słodki zapach który towarzyszył mu przy paleniu cygara. Poszedł za nim. Znalazł się w pełnej tańczących ludzi sali. Popatrzył za ich wzrokiem.
„Ponad połowa moich ziomów wyjechała z domów tam, żeby nie kraść w Biedronce”- śpiewał nawijacz na podium, z mikrofonem niemal wetkniętym w usta. „Irlandia Szwajcaria Szkocja Bawaria, Panie Prezydencie to jest awaria!”- dopowiadał chórek mężczyzn w bejsbolówkach.
http://grzsds.wrzuta.pl/audio/1Du7582SCg/
Po tym numerze na scenę wskoczyły jakieś ciemne typy z długimi dredami. Bezczelny tekst ich piosenki zszokował go.
„Słudzy Watykanu to legalna mafija. Ona cię okrada, oszukuje każdego dnia”.
Cezary był zaskoczony. „Jak oni śmią obrażać Kościół! Kto ich wpuścił, kto im pozwolił, kto to kontroluje!”- myślał. Z impetem przedarł się do przodu.
http://www.wrzuta.pl/audio/7IcEIKJsuI/ndk_-_mafija
Piosenka leciała dalej, mikrofon wziął poprzedni artysta:
„Hej Panie Watykanu, dużo za dużo twoich błędów znam,
W swego Boga umiem wierzyć sam,
Bez twojej pomocy i bez twoich kłamstw
Pierwsza relikwia to ogromna taca
Najświętszy jest ten co najwięcej wpłaca”
Na słowa „W kraju, w którym rządzi wielka mafia Watykan” rozwścieczony Cezary wskoczył na scenę wpadając w stojących na niej ludzi. Piosenka się skończyła.
„Ej stary gdzie się pchasz?” „Spierdalaj” odpowiedział Cezary. „Ej stary, jak ty się odzywasz na pokojowej imprezie? Po co tu przyszedłeś”- odpowiedział głos z ciemności.
Cezary nagle stracił werwę. „Przepraszam” powiedział. „Co tu się w ogóle dzieje?” – zapytał w zadymioną ciemność, macając na oślep ręką.
„Impreza” –odpowiedział głos. „Baw się, następna biba za rok. Wszyscy młodzi uciekli z tego miasta, wracają tylko na święta, więc można zrobić imprezę. 70 procent tych ludzi tutaj to przyjezdni. W tym roku jest już tragedia, straciłem 3 tysiące na koncercie Nurtu. Kiedyś musieliśmy robić po dwa ich koncerty pod rząd by pomieścić chętnych, a w tym roku przyszło tylko 70 osób. To koniec, finansowy koniec tych imprez w naszym mieście, więc tańcz i skacz ile możesz”.
Cezary chciał dotknąć tej postaci ale wkoło widział tylko dym, cały parkiet tonął w dymie. Po omacku szedł przed siebie. „Panie Cezary” ktoś krzyknął mu w ucho. Głos to jakby Jacek, ten doktorant sprzed kilku lat.
„Panie profesorze, jestem tutaj”- powiedział gęsty dym. „To ja, Jacek, pamięta Pan, promował mnie Pan?”
„Cóż Pan robi teraz po doktoracie” – zapytał Cezary gdzieś przed siebie, przekrzykując muzykę.
Głos odpowiedział: „Próbowałem coś pisać do gazet, angażowałem się, ale wie Pan, wypaliłem się. Trafiłem na beton. Nikt nie był zainteresowany nauką, wiedzą. Politycy w tym kraju sami wszystko wiedzą najlepiej. W rzeczywistości są na poziomie przeciętnych ludzi którzy od zawsze mieszkali w tym kraju i nie mają żadnej wizji. Oni nie mogą nic zmienić, nie znają kierunku. Nie potrzebują też naukowców, ani tym bardziej nie chcą im płacić. A w gazetach moich krytycznych tekstów w ogóle nie puszczali, mafia i wielka sitwa jakaś. Nie, nie, ten kraj to porażka.”
Cezary nie bardzo pamiętał co takiego badał jego niewidzialny rozmówca „I jak, znalazł Pan pracę w zawodzie?”- zapytał w przestrzeń. „Mieszkam w Anglii. Mam dwójkę dzieci z Pakistanką. Pracuję jako manager w dużej korporacji. Na wyspach prędzej się czegoś dorobię. W Polsce już próbowałem i to zbyt wiele razy.”
I znów mignęła twarzyczka Kubusia, tuż obok niego. „He he , patrzcie, to mój wujek Cezary”- krzyknął znajomy głosik w oddali.
„Kubuś, Kubuś”- zawołał Cezary. Poszedł w tym kierunku, ale poczuł tylko więcej słodkiego zapachu. Gdzieś wokół niego ktoś głosem Kubusia opowiadał „Patrzcie, to mój wujek. Oni siedzą w domu, oglądają całe dnie telewizję i czytają gazety. Albo pracują. Tacy nudni zgredzi. Koleś ma poglądy jak moherowy beret a wcale nie jest taki stary.”
Cezary udał że nie słyszał. Wyszedł na oszklony taras. Nagle rozpoznał gdzie jest. Okazało się, że to zrujnowana, nieczynna od lat fabryka na przedmieściach. Dookoła niego mnóstwo ludzi rozmawiało, pijąc piwo, paląc papierosy. Jakaś kobieta koło niego połykała coś małego i popijała wodą. „Masz szluga?” – zapytała.
Cezary podał jej papierosa. „Ach, zajebista biba”- powiedziała. Obok w drugiej sali grała jakaś muzyka, niby techno, ale złożone z samych basów i o bardzo, bardzo skomplikowanym rytmie. Kobieta weszła do środka i długo tańczyła.
Cezary zmienił się nie do poznania. Będąc radnym załatwił i kryty skejtpark, i snowpark, o co od lat domagała się młodzież. Zaczął walczyć jak lew o przywrócenie życia nocnego w centrum miasta które kiedyś mocno ograniczono ze względu na skargi starych ludzi. Osobiście przekonał lokalnego komendanta by jego podwładni przychylniej patrzyli na używki współczesnych młodych ludzi. Prowadził rozmowy z inwestorami i zachęcał ich do przybycia do miasta i dania pracy młodym ludziom, tak by nie musieli wyjeżdżać.
Robił to społecznie- miastem rządziła nie jego partia, inni przypisywali sobie jego sukcesy. Przestał też się bać mówić co myśli. Nawet jeśli nie wszystkim jego poglądy się podobały, to nie bał się z nimi rozmawiać. Uruchomił w Internecie lokalną gazetę, którą sponsorował. Do jej współredagowania zaprosił Kubusia. I kupował mu prezenty nie tylko na święta.
Inne tematy w dziale Polityka