Piszę te słowa z mojego rodzinnego miasta które powoli zamienia się w Emeritenstadt, taką umieralnię jak wiele kurczących się miast we wschodnich Niemczech. Młodzi ludzie z całego świata przyjeżdżają na święta do rodzin, ale potem miasto zamiera. Mieszkający dziś w Holandii 30-letni kumpel jest przerażony po świątecznych odwiedzinach naszego miasta- 95 % jego znajomych rozproszyło się po świecie.
Chciałbym aby Polska była taka jak te kraje w których dziś mieszkają moi kumple- np. Anglia czy Holandia. Chciałbym móc jeździć wszędzie po mieście na rowerze. Naprawdę wszędzie bym jeździł. Tymczasem dla rowerów nie ma miejsca, nie ma ścieżek. W Holandii np. rowerami odbywa się i do 40 % podróży w miastach. Ten kraj oszczędziłby miliardy na transporcie, nie byłby uzależniony od importowanych paliw.
Chciałbym aby gospodarka była tak nieskomplikowana jak w tych krajach. W Polsce wszystko obudowane jest przepisami, dresiarz w barze koło mnie (tak, taki bar prowadzony przez dresów) na pewno nie jest w stanie wypełnić tych wszystkich formularzy i prowadzić firmy samemu. Biznesem zajmują się więc tylko ci ludzie którzy potrafią ogarnąć takie sterty papierów i chorych przepisów w stylu „podatek za grudzień zapłać razem z podatkiem za listopad miesiąc wcześniej, a w inne miesiące płać normalnie pod koniec miesiąca” (autentyk!).
W ogóle ile tych typów podatków jest to bajka. Skoro nasze Państwo obciąża podatników podatkiem 48 % jak się wszystko zliczy to czemu nie zrobić jednego góra 3 podatków, tylko tyle? I czemu do tych pitów musze zbierać jakieś kwitki ile zarobiłem, formularze. Przecież za różne drobne prace ma się całą masę kwitków, aby zarobić 100 zł za opublikowany artykuł trzeba podpisać umowę, podać ze 30 różnych danych z imieniem matki włącznie, i różnymi numerami które ktoś normalny dawno zagubił w stercie papierów, wypełnić formularz do PIT-u, iść z nim na pocztę i wysłać.
Jak w Anglii publikowałem to mi tylko czek w liście od wydawcy przychodził. Dopisywałem na karteczce mój nr konta, wrzucałem do skrytki w banku i po krzyku. To absurd, jak ten kraj ma się rozwijać skoro nawet pisarzy bije się cepami kwitków, świstków dla kilkunastu złoty. Czas mój i księgowej w wydawnictwie jest więcej wart niż ten zarobek państwa.
Nadmierna biurokracja to strata dla obywateli, zjada ich czas, zabija energię by coś robić. A dla takich luźnych, młodych obywateli to prawdziwa tragedia, im kwitki nie w głowie. To jakby im kto życie marnował. Nie, nie przejdzie. Moi znajomi którzy mają klub muzyczny prowadzą go po prostu tak o, bez kwitków. Co mają niby zrobić, oni nie mają nawet kasy na założenie tam ogrzewania, zimą ludzie tańczą w siarczystym mrozie. Chciałem tam wczoraj potańczyć, ale było za zimno! To straszne że ludzi takich jak oni, którzy w ogóle coś robią w takiej umieralni, to państwo traktuje jak przestępców. Jakby założyli firmę tylko po to, to niby z czego opłaciliby ZUS? A pracują tam tylko czasami na weekend.
W Anglii takie „nielegalne” miejsca jak te w moim mieście, po prostu działają prywatnie. Na każdym rogu jest jakiś bar, coś się dzieje. Tutaj koło mojego osiedla ostał się tylko bar dla gejów, 3 inne padły, choć mieszka tu kilka tysięcy osób. To zasługa zbyt wysokich podatków i zbyt wielkich kłód pod nogi, niczego innego. Narzut na sok w barze w Warszawie to 400 %. Na prowincji, w klubie „bez kwitów” najmniejszy sok kosztuje 2- 3 złote, a nie 5 czy 6, jak w Warszawie.
Chciałbym aby w Polsce można było dojechać koleją czy autobusem szybko i tanio. W Anglii czy Holandii pociągi osobowe kursują co kilkanaście a nawet kilka minut. A u nas co kilka godzin. Kolej regionalna i podmiejska w Polsce prawie nie istnieje. W Anglii można było szybko przejechać pół kraju za np. 9 złotych (półtora funta) bo od takiej ceny zaczynały się bilety w tanich liniach autobusowych megabus. Podróż sprywatyzowaną koleją 100 km do miasta obok i z powrotem tego samego dnia kosztowała 48 złotych, a pociągi odjeżdżały co kwadrans. U nas za taki dystans w ekspresie ostatnio zapłaciłem 60 złotych, i to tylko w jedną stronę. Pociąg jechał średnio 40 km na godzinę, częstotliwość kursowania raz na kilka godzin.
Polska robi się horrorem i harmiderem jaki pamiętam z krajów latynoskich. To nie Anglia czy Holandia gdzie ktoś dba o wygląd miasta, estetykę każdego domu. One wszystkie tam do siebie pasują, tworząc piękne miasta. W Anglii w mieście gdzie mieszkałem państwo nakazywało wszystkim obywatelom dachy robić z staroświeckich kamiennych płytek, przybijanych do dachu gwoździkiem. Jak wiał wiatr to to wszystko stukało. Ale miasto wyglądało bardzo ładnie, w porównaniu z nim Polska jest koszmarem. A przecież w Anglii i Holandii były piękniejsze miasteczka, gdzie każdy dom był zbudowany z kamieni, i nawet szprosy w oknach były z kamienia. I tak miały wszystkie domy, jakby był jakiś przepis.
Polska to estetyczny koszmar. O tych wszystkich problemach nawet się nie dyskutuje. Czasem mam wrażenie że w tym kraju zostali już tylko ci którzy nigdy nie mieszkali za granicą, nie wiedzą jak tam wygląda, jak tam działa gospodarka. A tam nie ma monopoli- nawet na kolejach czy autobusach. Tam nikt jakoś nie łapie ludzi którzy tańczą na soundystemie paląc dżointy, mimo że policjanci stoją tuż obok. Mimo że marihuana jest legalna albo w ogóle niekarana, nikt tam nie pali tyle staffu ile ludzie w Polsce. Tu się pali, bo nie ma co robić. Tam się pali do imprezy. I tam się imprezuje. W Polsce niemal nie ma imprez, Warszawa w porównaniu np. z Pragą (gdzie gandzia notabene już jest dość tolerowana) nie ma nawet jednego tak wielkiego klubu jak w Pradze, gdzie kwitnie scena undergroundowego czeskiego techno, freeteku, ściągająca przyjezdnych z całego świata.
Wszystko jest tam jakieś proste. Podróż, znalezienie mieszkania, pracy, dostanie jakiegoś numeru ewidencyjnego. Miasta idą w kierunku większej ekologiczności, dba się o transport zbiorowy, ścieżki rowerowe. Jest zielono. W Holandii jest mnóstwo kanałów. Jest wielokulturowo. W Warszawie jest już bardziej wielokulturowo, ale tego nie ma na polskiej prowincji. W polskich prowincjonalnych miastach są sami biali ludzie.
A tam nie. Czarnoskórzy i sniadzi organizują różne imprezy, prowadzą bary, stragany na ryneczku, sklepy w swojej dzielnicy. Przywieźli ze sobą inny flow niż mają biali. Czarni i śniadzi lubią się bawić, dobrze zjeść, żyją we wspólnotach bardziej niż w rodzinach. Biali chyba o tym zapomnieli gdzieś w swojej historii, teraz nadrabiają zapóźnienia ucząc się od swoich kolorowych sąsiadów.
I jakoś tam ludzie zarabiają też tyle że mogą myśleć o wycieczkach po całym świecie. Ja bym za przyczynę naszych niskich zarobków uznał kombinację tych wszystkich różnic. To wszystko jest do zmiany, ale jakoś nie ma nadziei że kogoś przekonam. Ten kraj od zawsze był katolicki, ja za przyczynę tych różnic uznałbym przede wszystkim wyznanie. Czemu we Flandrii wszędzie są ścieżki rowerowe i rowery, a zaraz obok, w katolickiej Walonii, nie ma? Czemu w Niemczech gandzia jest dość tolerowana poza katolicką Bawarią? Czemu w Niemczech, jak powiedział mi znajomy niemiecki teolog, najczęstszym wyznaniem wśród tamtejszych Zielonych jest protestantyzm?
Z wyznania wynika bardzo wiele rzeczy. Otwartość na nowe, wzorzec męskości (katolicki jest zupełnie inny niż wzorzec rasta, gdzie facet musi być twardy ale sprawiedliwy, i musi tańczyć jak król Dawid). Wynika z niej także stosunek do innych kultur, innych prawd. O tym temacie w Polsce zupełnie się nie mówi. Ja, poznawszy wielowyznaniową Europę, swoje poprzednie wyznanie katolickie postrzegam przez pryzmat ślepej modlitwy do złotych ołtarzy i świętych obrazów. Tak, w ich cudowną moc wierzyłem, tak się modliłem.
Skąd w Polsce kult świętych ikon, rzecz wyraźnie zakazana drugim przykazaniem dekalogu w jego pełnym brzmieniu? „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył” (Wj 20:4-5)
Biblia wcale nie jest o chodzeniu do kościoła. Ba, miejscami wręcz Bóg sprzeciwia się nużącym go obrzędom: "Co mi po mnóstwie waszych ofiar? (...) Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną, kto tego żądał od was, żebyście wydeptywali me dziedzińce? Przestańcie składania czczych ofiar! Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości. (..) Gdy wyciągniecie ręce, odwrócę od was me oczy. Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham. Ręce wasze pełne są krwi. Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie!" Ks. Izajasza, 1: 11
Ja sprawę polskiej biedy i masowej emigracji postrzegam przez sprawy religii Polaków. Czemu piszę ten artykuł? Bo motywuje mnie moja wiara. Czemu za granicą myślałem o Polsce, mimo że tam było mi fajnie? Bo trochę żal mi tych ludzi i wyludniających się miast, i wierzę że można coś zmienić. Moja wiara uczy że świat należy zacząć zmieniać od samego siebie, wówczas dopiero można na 100 % być pewnym zmian (Aldous Huxley).
Niestety, wyznaniowe różnice są faktem chyba oczywistym. Z całym szacunkiem dla katolików, sądzę ze czeka nas chaos taki jak we Włoszech, Hiszpanii, a przede wszystkim taki jak w krajach o wyższym odsetku katolików, a więc Ameryce Łacińskiej. Dlaczego? Bo religie i wiary uczą różnych rzeczy, niektóre uczą całościowej koncepcji życia, nakazują ludziom polegać na sobie, inne uczą oczekiwać zmian nadchodzących z zewnątrz. Wg mnie, nie liczcie na ładne miasta, ścieżki rowerowe, dobre koleje jak np. w Czechach, zieleń miejską na każdym rogu. Liczcie na estetyczny chaos, marnotrawstwo zasobów i przyrody, państwowe monopole. Nie wiem dlaczego, ale katolicyzm nie kojarzy mi się z protestancką tolerancją, oszczędnością i uporządkowaniem. Może to moje uprzedzenie, ale warto o tym mówić.
Fig. Katolicy na świecie
Inne tematy w dziale Polityka