Pofatygowałem się ja dzisiaj na I Kongres Pracodawców. Aż się nie chce wierzyć, że w kraju w którym skala obciążeń podatkowych wynosi wg różnych źródeł od 45 do 48 %, pracodawcy jak główną bolączkę wymieniali jednak absudry polskiego prawa, znacznie bardziej przemieniające ich codzienną działalność w istnie piekło niż owe drakońskie podatki.
Niestety, ci pracodawcy są niestety wychowani na polskiej ziemi. Gdyby pomieszkali na innej ziemi, choćby takiej brytyjskiej, to by się dopiero przekonali, jaka w porównaniu z brytyjską jest polska biurokracja. A jest iście bizantyjska. Aby w Anglii przelano nam pieniądze za nasz tekst na konto, wydawca potrzebuje jedynie naszego adresu pocztowego- przysyła nam listem czek, który potem wrzucamy wraz z numerem naszego konta do skrzynki w naszym banku. W Polsce jakiś kompletny dureń wymyślił procedurę w której musimy podać 10-krotnie więcej danych, numery pesel i nipu, adres urzędu podatkowego, wysyłać to jeszcze nie majlem,ale listownie, i to ze dwa razy- raz umowa, raz te dane z podpisem i jeszcze jakiś rachunek. No po prostu banda debili. Że też im czasu ludzi nie szkoda. Kto ma czas na zabawę w takie pierdy? Nudziarze sami.
To nie są drobne różnice, to jest cała gigantyczna przepaść. Tu człowieka widzą jako potencjalnego oszusta, wymyślają sterty procedur, tam ciebie widzą jako kogoś w miarę uczciwie płacącego podatki. Kogo nie trzeba kontrolować na każdym kroku. Dlatego więc w Polsce władze skarbowe uprzykrzają nam życie o każde 40- 50 złotych, a koszty pozyskania podatków od wielu drobniejszych sum są wielokrotnie wyższe niż te sumy.
Ach, różnice są tak spore, ale niestety nie znają ich polscy pracodawcy. Oni chcą zmieniania i upraszczania obecnych bublowatych przepisów, zamiast żądać by całą tą furę 30 tysięcy aktów prawnych (tak!) wywalić na makulaturę, i napisać zamiast tej sterty raczej śmieci i bubli nowe prawa. Od nowa, akty proste i jasne, wzorowane na już niepolskim, zagranicznym prawie. Ale nie- oni chcą mielić te sterty papierów, znajdywać największe bezsensy w kupie niskiej jakości aktów prawnych.
Pracodawcy ci są dziwni. Wyglądają jak elitarny klub czytelników. Czytelników nudnych aktów prawnych i rozporządzeń. Obawiam się, że normalni ludzie się nimi nie przejmują. Gdy idę na bazar na zakupy, tam nie ma kas fiskalnych (na szczęście). Gdy idę do klubu, to zapieprz na barze mają taki że na kasę nie mają kiedy wklepywać nawet.
A niektóre kluby w ogóle na nielegalu działają. Przepisy są tak absurdalne, ze nawet nie mogłyby działać legalnie. Trzeba płacić ZUS nawet jeśli klub otwiera podwoje raz w tygodniu. I co więcej, założyć firmy i rozliczać wszystko od A do Z z urzędami wciąż nie można przez Internet. A na siedzenie w papierach ma czas i chęć tylko ten klub nudnawych czytelników, zwany Kongresem Pracodawców. Normalni ludzie- oni żyją obok tego, część wyemigrowała, część odważnie czasem coś robi na lewo (brawa dla nich- mają odwagę się nie poddawać!), część jakoś wiążę koniec z końcem, choć dziwne że nie emigruje- może się bardzo boi zagranicy.
Inne tematy w dziale Polityka