Wszelkiego rodzaju paradoksy samoodniesienia jak paradoks kłamcy w logice, antynomia Russla zbioru wszystkich zbiorów w teorii mnogości, czy twierdzenie Goedla w matematyce, a także w jakimś stopniu reguła nieoznaczoności Heisenberga w fizyce poklasycznej, pokazują nam dawno znany problem logiczno-metodologiczny znany pod rzymską wersją: "nie można być sędzią we własnej sprawie".
Jest to oczywiste, gdyż sędzia z różnych powodów może być nieobiektywny. Dlatego nie słuchamy ludzi, którzy mówią o sobie samych, gdyż istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że albo będą się przeceniać, albo nie doceniać, z takich czy innych powodów. Nie pytamy samych zainteresowanych.
Tak jak nie słuchamy Foucaulta, który twierdził o sobie, że postmodernistą nie był, choć w istocie on postmodernizm zapoczątkował, tak również nie ma sensu wierzyć dyktaturom komunistycznym, które z nazwy są demokracjami, czy krajom, które formalnie są monarchiami, lecz król w nich większej władzy nie ma (t.j. Kanada, Szwecja, etc.).
Nie można więc w naukach społecznych zapomnieć o tej żelaznej zasadzie. Tak jak nikt nie wierzy w to, że Tatarzy atakowali średniowieczną Europę, bo w istocie byli to Mongołowie.
Słowa się mylą, zachowania nie.
Podobnie rzecz się ma w stosunku do edukacji. Wydawać by się mogło, że jest to zasada uniwersalna. Dlaczego więc egzaminacją zajmują się w większości ci sami ludzie którzy edukują?
Osoba taka może, albo niewiele ucząc wiele wymagać, albo niewiele wymagać z racji zainteresowania własnym stanowiskiem, i ocenianiem własnych efektów pracy nadmiernie wysoko. Ten absurd, czyli brak oddzielenia uczelni od certyfikatowni ciąży na systemie edukacji. Rozdział taki natomiast istnieje w przypadku edukacji na prawo jazdy, gdzie działają również bodźce konkurencyjne pomiędzy ośrodkami kształcenia kierowców.
W dziedzinie etyki indywidualista, w ontologii naturalista, w epistemologii racjonalista
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie