Wczoraj ukazała się notka niejakiego FRANCIS.DE pt. „Piarowska siła PO i zachowanie PiS-prawicy (ACTA)”. Nie brałem udziału w polemice, bo nie miała ona sensu. Każde zdanie przeciwne autor uważał za idiotyczne i bezzasadne. Jego interpretacja była jedynie słuszna i powszechnie obowiązująca. Taką przynajmniej miał nadzieję. Jednym słowem FRANCIS.DE nie widział żadnego zagrożenia, gdyż zapoznał się z treścią umowy międzynarodowej ACTA i usłyszał, bo na pewno nie sprawdził, że powiela ona rozwiązania krajowe.
Problem polega na tym, że sformułowania i proponowane rozwiązania nie są identyczne, a interpretacja językowa na niewiele się tu zdaje. Znajomość języka prawniczego i praktyki prawniczej pozwala dostrzec niekorzystne rozwiązania i zagrożenia tam, gdzie pozornie wszystko jest niby oczywiste.
Weźmy na przykład sformułowanie domniemanie zagrożenia jako wystarczający powód ujawnienia danych osobowych. Pomijając te inne aspekty okołonaruszeniowe, które są tak obszerne, że można tam wrzucić praktycznie wszystko.
Domniemanie jest pojęciem prawnym. W naszym systemie obowiązuje model, w którym na poszkodowanym spoczywa ciężar dowodu, co do wszystkich przesłanek odpowiedzialności za szkodę. Musi wykazać istnienie i rozmiar szkody, związek przyczynowy między czynem sprawcy a szkodą oraz winę sprawcy. Zgodne jest to z ogólnym uregulowaniem rozkładającym ciężar dowodu, gdyż ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne. Wyjątkowo przy niektórych deliktach wystepuje odpowiedzialność na zasadzie ryzyka.
Przyjmując nowe domniemanie wystąpienia szkody, na domniemanym sprawcy szkody ciążyć teraz bedzie obowiązek wykazania, że szkody nie było. Ułatwia się pozyskanie danych o osobach, ale tym samym utrudnia możliwość obrony, przed tym czynem, czyli przed nieuzasadnionym udostepnianiem tych danych. Na przykład nie życzę sobie, aby obsługujący specjalistyczne forum, udostępniał moje dane pod pozorem domniemanego naruszenia, a organ mógł z tego powodu stosować wobec mnie jakieś doraźne środki. Może bowiem chodzić jedynie tylko o ograniczenie negatywnych opinii na temat produktów danej firmy, czyli o zwykle ograniczenie krytyki. Zamiarem takiej firmy może być również przykładowo jedynie wywarcie presji. Albo też motywacją może być poszukiwanie, poznanie i przejęcie przez jakąś firmę kanałów dystrybucyjnych (osoby 3) u konkurencji.
Słowem jest znacząca różnica, miedzy osobą podejrzewaną o naruszenie a osobą, wobec której domniemywa się, że takie naruszenie popełniła. Jest różnica między podejrzeniem, że naruszenie miało miejsce, a domniemaniem, że takie naruszenie nastąpiło. Każde podejrzenie trzeba uzasadnić i wykazać a przynajmniej uprawdopodobnić. Natomiast domniemania się nie udowadnia, można jedynie takie domniemanie obalić, a to już obciąża stronę przeciwną. Podczas, gdy obowiązuje jeszcze zasada, że to strona dochodząca swoich praw musi udowodnić fakt naruszenia, po przyjęciu domniemania naruszenia, zmiana polegać będzie na tym, że od tej chwili toja będę musiał udowodnić, że fakt naruszenia nie miał miejsca. A nie jest to wcale łatwe, wbrew pozorom. Proszę tylko sobie pomyśleć, jak to zrobić.
Generalną zasadą jest, że ingerencja w sferę praw i wolności obywatelskich, ma charakter wyjątkowy. Każde ograniczenie na tym polu musi być uzasadnione i dokładnie opisane, konkretnie a nie w formie ogólnikowej i abstrakcyjnej. Nie można napisać, że dopuszcza się ingerencję w sferę wolności w przypadku wystąpienia jakiegokolwiek aspektu naruszenia. Trzeba konkretnie podać, o jakie aspekty chodzi i jakie naruszenie ma się na myśli. Powinno nastąpić enumeratywne wyliczenie, a nie ogólne i bardzo nieprecyzyjne sformułowanie.
Ostatnia rzecz; Mamy do czynienia z umową międzynarodową, która w przypadku ratyfikowania ma pierwszeństwo przed ustawami krajowymi. Przy czym stosuje się to prawo bezpośrednio. Prawo krajowe, w razie konfliktu, będzie musiało ustąpić pola rozwiązaniom międzynarodowym. Zazwyczaj po przyjęciu umowy międzynarodowej ustawy niższego szczebla, a takimi są ustawy krajowe, są dostosowywane do rozwiązań zawartych w ratyfikowanej umowie międzynarodowej. W ślad z tym pójdą dalsze rozporządzenia i inne akty prawne.
Obserwując praktykę, (zwłaszcza regulacje UE), widać, ze normy nie mają przejrzystej konstrukcji czysto klasycznej normy prawnej. To są jakieś opisy oczekiwanej rzeczywistości, która ma nastąpić po wprowadzeniu tych przepisów. Konieczna staje się wtedy transformacja tych dyrektyw do prawa krajowego. Zapisania ich w formie przepisów prawnych i użycie sformułowań zrozumiałych dla obywatela, skonstruowanie norm postępowania. Nie zawsze jednak jest to proste, bo normy międzynarodowe stosowane są jednak bezpośrednio, więc na osobie stosującej prawo pozostaje obowiązek ustalenia, o co tak naprawdę chodzi i jak należy postępować w danym przypadku. Jest to tym bardziej trudne, gdy używane wyrażenia w akcie prawnym są nieostre i niejednoznaczne.
Widzę tu poważne zagrożenie, które spowoduje spore zamieszanie. Takie sformułowanie jak domniemanie naruszenia, jest znaczącą rewolucyjna zmianą w systemie odszkodowawczym a przynajmniej stanowi wiążącą wskazówkę interpretacyjną. Oczywiście zmianę na niekorzyść przecietnego obywatela. Moim zdaniem jest to zagrożenie dla wolności gwarantowanych w Konstytucji.
Praktyka wskazuje, że umowy międzynarodowe, wymuszają zmiany w prawie krajowym. W przypadku różnic interpretacyjnych, pierwszeństwo uzyskuje ratyfikowana umowa międzynarodowa. Ustawa krajowa ma niższą rangę.
Zresztą, coraz częściej można zaobserwować, że w przepisach świadomie i celowo przemycane są sformułowania, które na pierwszy rzut oka nie budzą podejrzeń, jednak tak naprawdę szkodliwe lub znacząco modyfikujące stosunek prawny. Fachowcy potrafią to sprawnie robić, a inni dobrzy prawnicy potrafią takim niekorzystnym rozwiązaniom przeciwdziałać i ostatecznie nawet nie podpisać takiej umowy, gdy godzi w ich interes.
Podejrzliwość w sferze praw obywatelskich jest jak najbardziej wskazana i uzasadniona. Wszelkie nowe rozwiązania w tej materii powinny być przedyskutowane publicznie, w sposób jawny. Jednoznacznie powinny być rozwiane wszelkie rodzące się wątpliwości. To muszą być przepisy konkretne i precyzyjne. Ograniczenie praw może być tylko za zgodą większości społeczeństwa i tylko wtedy, gdy wymaga tego ochrona dobra wyższego. Nie widzę powodu, aby dla ochrony dóbr majątkowych ograniczać dobro wyższej wartości, jakim jest wolność. Uznaję tylko, że może do tego dojść na zasadnie wyjątku jedynie, gdy poszkodowany udowodni w należyty sposób fakt wyrządzenia szkody, jej rozmiar, sprawcę, jego winę i związek przyczynowy między zachowaniem sprawcy a powstałą szkodą. Taka powinna być zasada a wszelkie wyjątki powinny mieć charakter wnadzwyczajny i powinny być dobrze uzasadnione. W przypadku ACTA tak niestety nie jest.
Inne tematy w dziale Polityka