Wczoraj mieliśmy ciekawy spektakl, kiedy jeden wariat został spuszczony ze smyczy po czym w miejscu publicznym rzucił się na dziennikarkę, wykonująca swoją pracę. Wysokie standardy moralne w rzeczywistości zmieniły się na groźby karalne.
Bardzo przypominało to sytuacje prowokacji bydgoskiej, kiedy to na stadionie po meczu kibol prowokator rzucił się na kobietę – operatorkę kamery i kopnął ją w plecy.
Wtedy incydent ten, do znudzenia pokazywany w reżimowych mediach, posłużył Tuskowi jako pretekst, do wypowiedzenia wojny kibicom. Wszystkim kibicom, którym za wywieszanie nieprawomyślnych transparentów i skandowanie antyrządowych haseł pozamykał stadiony.
Kolejny podobny przykład, to prowokacja z 11 listopada, kiedy to reżimowe media bez przerwy pokazały, jak jeden z zamaskowanych osobników uderza w twarz dziennikarza fotoreportera. Potem okazało się, że był to prowokator, który następnie brał udział w skandalicznym zajściu, w którym policyjni tajniacy skopali zatrzymanego przechodnia przypartego do muru. Jak się potem okazało ten sam prowokator brał udział także w zamieszkach na stadionie w Bydgoszczy. Wszystko układa się więc w pewną całość. Przypomnijmy prowokacja 11 listopada posłużyła Komorowskiemu i rządowi, jako pretekst do zaostrzenia prawa.
Nie ulega wątpliwości, że wczorajsza prowokacja pod sejmem i w sejmie także posłużyła Tuskowi i reżimowym mediom. Ustawa o niewolniczej pracy przeszła. Cyniczna obietnica Arbeit macht frei, została zamieniona na równie cyniczną obietnicę: Praca czyni emerytem. Niewielu dożyje emerytury a tych, którym się to uda nie czeka godne i beztroskie życie na zielonej wyspie i wycieczki w tropiki.
Tym jednak razem, prowokator spod sejmu działał bez kominiarki. Powstaje pytanie: Taki bezczelny, czy tak zdesperowany?
Partii władzy najwyraźniej puszczają nerwy, skoro używają już swojej Wunderwaffe i skoro uciekają się do prowokacji w hitlerowskim stylu. Prowokacja gliwicka, czy kurtuazyjna wizyta pancernika Schleswig-Holstein posłużyła Hitlerowi do realizacji celów politycznych. Był wtedy u szczytu władzy i kariery. Ale niestety w pięć lat późnej zaszczuty w swoim bunkrze popełnił samobójstwo. Okrzyknięty został największym zbrodniarzem w dziejach świata. Czy ktoś mu pozazdrościł sławy?
Kariera chyli się wyraźnie ku upadkowi, koalicjanci już są oblegani i zamykani pierścieniem w swojej twierdzy na Wiejskiej. Pozostaje nadzieja w fantycznych młodzieżówkach Hitlerjugend i wyimaginowanych armiach, które mają przyjść z odsieczą. Gołym okiem widać, że ta wojna wywołana przez „miłującego pokój” cynicznego oszusta jest już przegrana. Pozostaje mu tylko przedłużanie agonii, aby ukradkiem wyrwać się z matni, może w przebraniu, ze zrabowanymi i nakradzionymi dobrami czmychnąć gdzieś daleko, do Argentyny, lub na Jamajkę.
Inne tematy w dziale Polityka