Sam mistrz opisu Henryk Sienkiewicz nie wymyśliłby lepszej alegorii upadku Rzeczypospolitej, jak zeżarcie przez ludzi władzy czekoladowego białego orła.
Przypomnijmy, co o zdrajcy Radziwille i upadku Polski napisał w „Potopie”. Sienkiewicz przyrównał upadająca Rzeczypospolita do postawu czerwonego sukna, za który szarpią wrogie państwa i pomniejsze padalce zatroskane jedynie o swoją prywatę i sławę.
Cyt.: „Jest, panie kawalerze, zwyczaj w tym kraju, iż gdy kto kona, to mu krewni w ostatniej chwili poduszkę spod głowy wyszarpują, ażeby się zaś dłużej nie męczył. Ja i książę wojewoda wileński postanowiliśmy tę właśnie przysługę oddać Rzeczypospolitej. Ale że siła drapieżników czyha na spadek i wszystkiego zagarnąć nie zdołamy, przeto chcemy, aby choć część, i to nie lada jaka, dla nas przypadła. Jako krewni, mamy do tego prawo. Jeśli zaś nie przemówiłem ci tym porównaniem do głowy i nie zdołałem w sedno utrafić, tedy powiem inaczej. Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą wileńskim powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy. Niechaj Chmielnicki przy Ukrainie się ostaje, niech Szwedzi z Brandenburczykiem o Prusy i wielkopolskie kraje się rozprawiają, niech Małopolskę bierze Rakoczy czy kto bliższy. Litwa musi być dla księcia Janusza, a z jego córką – dla mnie!”
Życie pisze jednak barwniejsze scenariusze – mam tu na myśli czekoladowego białego orła. Zdecydowanie dla Sienkiewicza taka alegoria upadku Ojczyzny byłaby zbyt mdła. W każdym razie mali współcześni geszefciarze wymyślili, że dla poprawienia swoich notowań i przedłużenia bezproduktywnej władzy, będą w dniu święta państwowego obnosili czekoladowego orła, którego potem rozszarpią, pożrą, przetrawią a na koniec wydalą.
Orzeł został obstalowany na koszt państwa, czyli zapłacili za niego wszyscy podatnicy. No prawie wszyscy, bo trudno powiedzieć, aby ci, którzy żyją z naszych podatków, po wydzieleniu jej małej części, także zostali uznani za ponoszących ciężary podatkowe.
Czekoladowego orła miano obnosić w procesji po Stolicy. Uczestnikami mieli być syci urzędnicy i cała rzesza lemingów, która jeszcze nie zorientowała się, w jakim matriksie żyje. Odnotujmy - stale kurcząca się populacja zwolenników obecnego reżimu. Nie sądzę, aby uczestniczyli w tej hucpie przedsiębiorcy, którzy cenią sobie swój wolny czas. Oni nie lubią inwestować pieniędzy na niepewne projekty. Wystarczy im opłacenie jednego, czy drugiego polityka, czyli działanie nazywane współcześnie "lobbingiem". Nie uczestniczą w sytuacjach aranżowanych przez innych. Wolą sami tworzyć otoczkę, na tle której wypadają o wiele lepiej, a co najważniejsze efektywniej. Od takich spektakli wolą trzymać się w cieniu.
W marszu jak za komuny musiała wziąć udział cała reszta klientów, wiszących u rządowej klamki oraz część nierozgarniętych lemingów, wierząca w zieloną wyspę, drugą Irlandię, drugą Hiszpanię, drugą Japonię i cholera wie, w co jeszcze. Czyli ci, którym żyje się zdecydowanie lepiej niż w czworakach i którzy chcieliby przedłużyć ten błogostan.
Wydawało się, że całe misterium będzie sukcesem, którego pozazdrości opozycja, ba … a może nawet i cały świat. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle w ekipie „fachowców o wysokich standardach moralnych”. Mistrz czekolady ulepił coś na kształt mrówkojada albinosa lub białej wrony. Sądząc po kosztach i zdjęciu przynajmniej drugie tyle czekolady zostało skonsumowane przez mistrza już podczas etapu tworzenia „arcydzieła” .
Niestety opozycja wyśmiała tę strą pionierską inicjatywę, przypominającą wiece robotniczo–chłopskie z obowiązkowym portretem Stalina niesionym, jak na procesji. Nawet organizatorzy dostrzegli absurd i niestosowność całej sytuacji. Zdjęć z marszu sytych jak na lekarstwo. Tym razem syci obeszli się smakiem. W porę się zreflektowali i to coś, co miało być orłem na miarę możliwości obecnej władzy, nie zostało pożarte. Nie wiadomo, jaki będzie jego dalszy los. Chyba skończy się sporządzeniem protokołu zniszczenia tak, jak przy wszystkich lipnych i słomianych inwestycjach.
Zauważmy, że po „epokowym sukcesie negocjacyjnym Tuska”, w którym Donald obwieścił uzyskanie 300 mld a na dowód tego pokroił własnoręcznie wielgachny tort z banknotami ero, czekoladowy orzeł, to kolejna słodka inicjatywa, tym razem Bronka, który najwyraźniej pozazdrościł sukcesu.
Chyba już najwyższy czas uświadomić i sprowadzić na Ziemię elektorat Komorowskiego i Tuska: 300 mld zostało zablokowane w Parlamencie Europejskim głosami miedzy innymi członków PO i PSL. Koledzy Tuska przekreślili to, co Donald rzekomo wynegocjował. Nie dość tego, Tusk nic nie otrzymał, ale ma do zapłacenia 80 mln euro z powodu braku nadzoru nad podległymi mu urzędnikami. Taki jest aktualny bilans „fachowców”.
Na zakończenie mam skromną prośbę, aby zwolennicy obecnego reżimu, choć raz zachowali się uczciwie i przyzwoicie, aby sami zapłacili karę za swoje nieodpowiedzialne wybory.

Inne tematy w dziale Polityka