Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
124
BLOG

Powalentynkowe impresje

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 40

Uwaga Stop Sprawa Czumy Stop Zmiana instrukcji Stop Prezes Stop

 

Połapali się trochę za późno w same Walentynki.

Połapali się dopiero wtedy gdy dotarło do nich, że przegrali.

Że wydane ogromne pieniądze na fachowo przeprowadzone kwerendy w Ameryce i w Polsce, na zgromadzenie danych i informacji mających na celu iście esbecką dyskredytację Andrzeja Czumy – nie dały i już nie dadzą spodziewanego efektu.

Włożony ogromny wkład pracy i zaangażowanie dużych sił i środków - przyniósły materiał bogaty, obfity i nic nie wart. Nieskuteczny. Rozbijający się jak o skałę o dane z IPN, o przeszłość człowieka uczciwego, zwyczajnego, niebogatego, dzielącego los wielu milionów Polaków. Równie nieudolnie, jak oni próbującego jakoś ustawić się na emigracji, na którą wygnała go rzeczywistość stanu wojennego. Zarazem bohatera, patrioty, antykomunisty, który gotów był płacić wysoką cenę własnym życiem, samym sobą - za wolność Ojczyzny w czasach gdy inni dzisiejsi „genetyczni patrioci’ posłusznie wcielali w życie zalecenia swoich stalinowskich pryncypałów.

Nie udało się  zniszczyć wizerunku człowieka,  bo takie rzeczy w dobie powszechnego, łatwego i szybkiego dostępu do informacji, do prawdy – udać się nie mogą., właśnie dlatego, że prawda broni się sama.

Cały rozmach, zaangażowanie mediów na zlecenie, adwokatów, głosów „opinii publicznej”, etatowych pismaków jawnych  i równie etatowych anonimowych blogerów – by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, czyli osłabić rząd Tuska i pozbyć się przy okazji rzeczywistego zagrożenia dla własnych interesów i układów – człowieka bezkompromisowego i mającego wolę rozliczyć przeszłość i tę dalszą i tę całkiem nieodległą, Andrzeja Czumy – cały rozmach przewidzianej na wiele dni uporczywej akcji szlag trafił.

Wcześniej próbowali tego samego z przyjacielem Czumy, Stefanem Niesiołowskim patriotą i polskim bohaterem lat komuny. Tak samo brutalnie i nie przebierając w środkach. Ale bardziej bezpośrednio i bardziej otwarcie.

I też bez pożądanego skutku.

Tym razem spróbowali metody „medialnej”, skrytej i zdecydowanie bardziej profesjonalnej przy użyciu sił starego i nowego aparatu.

Jeszcze wczoraj pisali gromkie żądania, zapluwali się inwektywami, domagali się ustąpienia, wałkowali detale prawa amerykańskiego, oczerniali i ośmieszali – by dziś połapać się, że wpisali się w głos Napieralskiego, ze obnażyli się, że się skompromitowali.

 

Że nad ich atakiem pojawiła się twarz ich bohatera, komunistycznego sędziego, przeciw któremu IPN prowadzi postępowanie o uznanie go przestępcą komunistycznym, człowieka, który skazywał na więzienie polskich opozycjonistów, w tym także Andrzeja Czumę, a którego nagrodzono stanowiskiem wiceministra sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego – ANDRZEJA KRYŻE!

 

Więc się połapali, że przegrali.

I dziś odwrót. Dziś „przyznają się” do wątpliwości. Już nie ma w nich tego wczorajszego zdecydowania, tej bezpardonowości, tego jednoznacznego potępienia, tej komuszej argumentacji. Jest jeszcze „wprawdzie” ale jest już „ale jednak”. Te same pióra tych samych dyspozycyjnych pismaków dziś przekazują instrukcje w dół, jak należy myśleć, mówić i pisać, by odwrócić odium wpadki. By nie stać się głosem tożsamym z głosem Napieralskiego z powiewającą na wspólnym niesionym sztandarze twarzą Andrzeja Kryże,

 

Prezydencka walentynka

 

Atak na Andrzeja Czumę był starannie wymierzony w czasie.

 

Ułożony w Klarysewie harmonogram zdarzeń przewiduje aż nadto łatwy do odczytania scenariusz odsuwania od PiS zagrożeń i jest w istocie scenariuszem prezydenckiej kampanii wyborczej Lecha Kaczyńskiego.

 

Wypominający innym nepotyzm, nepotycznie powołany były premier przygotowuje dla nepotycznie powołującego go brata-prezydenta, który chwali się publicznie swoim nepotyzmem, mówiąc o premierze - poprzedniku brata: „kazałem go wyrzucić” – zadania do wykonania, po to,  by mógł po raz kolejny wygłosić formułkę: „Melduję wykonanie zadanie, panie prezesie” i być może ponownie popisać się nepotyczną nominacją na premiera wrzeszczącego „Chcę mieć władzę”, brata.

 

By ów scenariusz mógł się zakończyć sukcesem – należy wyciszyć, spowolnić i odsunąć od PiS sprawy w prokuraturach, w komisjach śledczych i równocześnie umacniać pozycję „męża stanu” każdego z braci Kaczyńskich, zwłaszcza Lecha.

 

Nic to, że wtrącanie się głowy państwa w sprawy rządu, wywieranie nacisków i ocena personalna ministrów są poza konstytucyjnymi uprawnieniami prezydenta, skoro w ten sposób może wykazać troskę o państwo, szczególnie w sytuacji światowego kryzysu.

Nic to, że wynikająca z konstytucyjnego obowiązku prezydenta współpraca z rządem w sprawach zagranicznych jest przez prezydenta lekceważona z rozmysłem i demonstrowana nieobecnością w sejmie podczas sprawozdania ministra spraw zagranicznych – skoro można w ten sposób dać do zrozumienia, że praca rządu w tym zakresie nie spełnia oczekiwań głowy państwa. Przy okazji pozwalając się wypowiadać człowiekowi, którego doświadczenia w dziedzinie spraw międzynarodowych sięgają szczęśliwego dzieciństwa w ZSRR u boku ojca, komunistycznego dyplomaty – Piotrowi Kownackiemu.

 

Co oznaczają słowa Lecha Kaczyńskiego o potrzebie „rekonstrukcji rządu”?

Ano ni mniej ni więcej mówią one ludowi: patrzcie, my chcemy pomóc, chcemy współpracy, chcemy dać Tuskowi  swoich najlepszych ludzi na ministrów – a on w nas wali Palikotem i Niesiołowskiem. Jeśli ich usunie, wyrzuci ( „kazałem ich wyrzucić”) – w Polsce może być spokój, zgoda, dobrobyt, 3 miliony mieszkań i praca dla każdego. A jeśli tak nie będzie – to wyłącznie z winy Tuska.

 

A pod tymi słowami jest tanie cwaniactwo kampanii wyborczej 2005 roku, ów POPiS, jakiego chcieli wówczas Polacy, który przerodził się w brudną koalicję z Lepperem i Giertychem. Jest ten sam  schemat pluszaków i pustych lodówek. Jest to samo oszustwo.

Ale  jest i coś więcej.

Jest nadzieja, że kryzys dostarczy argumentów przeciw Tuskowi i PO.

I jest paraliżujący strach, że w miarę zbliżania się wyborów, zbliża się czas rozliczeń i trzeba będzie publicznie odpowiadać na pytania komisji śledczych i mniej publicznie na pytania prokuratorów i że wysłanie Ziobry po chroniący go przed prokuraturą immunitet Parlamentu Europejskiego może nie być zabiegiem wystarczającym dla reszty i samego J.Kaczyńskiego.

 

A gdyby tak doszło do realizacji „wielkiego marzenia Polaków” o „wielkiej koalicji prawicowej” – to parasol ochronny sam by się otworzył i wgląd bezpośredni w działania Tuska by się miało i tajność spraw przed oczami swoich ludzi by się odsłoniła. I można by robić bez ograniczeń robotę Waszczykowskiego, w odpowiednim momencie zadając tym samym. naiwnie powtarzającym zdanie o naszych przyjaciołach z PiS ludziom z PO dokładnie ten sam co w kampanii 2005 roku cios.

To liczenie na skuteczność własnego bazarowego cwaniactwa, przekonanie o własnej wysokiej umiejętności prowadzenia gry politycznej, liczenie na naiwność przeciwnika i głupotę elektoratu – zdumiewa tandetą poczynań.

Rozziew między nową twarzą i wchodzeniem w „politykę pokoju i miłości” a równoczesnym stawianiem na linii propagandy brutalnych , tych samych co zawsze tępaków, i wyrzucaniem ogromnych pieniędzy z państwowych subwencji dla partii politycznych na wszechobecne bilbordy i spoty reklamowe – jest nawet zabawny.

 

Przebijająca z niego pogarda dla Polaków i ich inteligencji, przekonanie, że „ciemny lud to kupi”- wywołują jedynie politowanie dla braci Kaczyńskich i sprowadzają opisane powyżej  wydarzenia do walentynkowych pocztówek, mniej lub bardziej kosztownych, wywołujących krótkotrwałe iluzoryczne wrażenie rzeczywistych intencji - ale w istocie zupełnie bez znaczenia.

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Polityka