Kiedy w 1973 roku na Zachodzie ukazał się „Archipelag Gułag” Sołżenicyna , w sowieckiej prasie pojawiło się mnóstwo recenzji, w których autora wdeptano w radziecką ziemię.
„Pluje na nasze świętości”...„Zaprzedany wrogowi”... Oblewa błotem ojczyznę”.. „Obraża społeczeństwo” ... „Zniesławia żołnierzy...”,”Wypacza obraz historii”... „Ubliża pamięci”.. „Obłąkany pasją nienawiści do narodu”... „Zohydza, oczernia”... „Paszkwilant” ... „Sieje nienawiść”
Czy to państwu coś przypomina? Z czymś się kojarzy?
Tak. Tak. - macie rację.
To język zwolenników pewnej partii, jakim obdarzają każdego, kto prezentuje poglądy odmienne od ich poglądów.
Przy czym, żeby była jasność, nie tyle o same poglądy, jako takie, chodzi, bo te są zwolennikom owej partii raczej nieznane. Ani tej partii, ani innych partii.
Do tego by obrzucać przeciwników plugawościami nie musi się wszak znać ani tym bardziej rozumieć tego, co przeciwnik głosi. Wystarczy, ze jest przeciwnikiem. I tyle.
Skąd to wiadomo? Ano stąd, że książka Sołżenicyna ukazała się na Zachodzie a nie w objętym ścisłą cenzurą i doskonałym zabezpieczeniem granic ZSRR i większość recenzentów nie znała ani autora ani treści recenzowanej książki.
Im wystarczyło, że im powiedziano, że to wróg. Lub wręcz nakazano potępić. Lub co gorsza poczynili te swoje recenzje z gorliwości komunistycznej, absolutnie szczerze przekonani o swojej uczciwości i patriotycznej postawie.
Nie musieli znać prawdy. Co więcej, jeśli nawet docierał do nich jakiś strzęp opisanej przez Sołżenicyna rzeczywistości – nie chcieli w nią wierzyć. A jeśli byli tacy, którzy skądinąd ową prawdę znali – świadomie i cynicznie jej zaprzeczali.
Jak i dziś w Rosji się dzieje, gdy zaprzecza się prawdzie i historii.
To komunistyczna mentalność, tak łatwo wzbudzana i przyjmowana przez środowiska sfrustrowane, niedowartościowane, owe „masy ludowe”, źle uposażone, źle wykształcone, ale z przerostem roszczeń i nienawiścią, którą tak łatwo jest ukierunkować sprytnym manipulatorom politycznym.
Ta komunistyczna mentalność nie zamiera, nie zmienia się wraz z ilością docierającej do umysłów prawdy. Przeciwnie. Poznawana prawda, zaprzeczająca dotychczasowej wiedzy jest odrzucana. Już świadomie i cynicznie. I głoszone kłamstwo staje się celowo użytą bronią. Mentalni komuniści oddają się na usługi nie idei, nawet nie ideologii, a ideologom.
Nawoływanie do dialogu z rosyjskimi mediami, którego celem winno być przedstawianie prawdy – mija się z celem. Komunistyczna mentalność nie uznaje dialogu. Uznaje tylko walkę i bezpardonowe niszczenie przeciwnika przy użyciu każdej broni. „Dialog” możliwy jest w jednej, jedynej formule: kapitulacji przeciwnika i przyznaniu racji brutalnemu kłamcy i oszczercy.
Pal licho, jeśli mamy do czynienia z niewiele znaczącymi ludźmi, których osobista niemożność innego zaistnienia skłania do agresywnej postawy lojalności wobec tych, którzy dają im namiastkę wartości i znaczenia.
Jednak inaczej jest gdy czynią to politycy – z góry przecież znając efekt.
Świadomie i cynicznie, często zniżając się do poziomu swoich odbiorców podtrzymujący w nich to swoiste „morale” - promują samych siebie. Promują, kreując się na obrońców jedynej prawdy.
Czy trzeba znać teksty Palikota? Jego wypowiedzi o polityce, moralności w polityce, jego filozoficzne oceny rzeczywistości? A po co? Wystarczy znać atrybuty jego hepeningów – by posługując się nimi, niejako zamiast samego Palikota, na tym budować swoją pozycję i zyskać poparcie określonego „targetu” dla którego jest się wiarygodnym.
Wiarygodność wykraczająca poza ow "target" - jest zbędna, ba, nawet niebezpieczna. I się nie opłaca.
Tak, ten tekst jest o Marku Migalskim. - europośle PiS.
Dla Migalskiego ważne jest nie to co ma do powiedzenia, jaka prawdę chce przekazać ani nawet na ile ta prawda może okazać się nośna społecznie. Migalski szuka wyłącznie cudzego słońca by ogrzać się jego promieniami, które odbite od Migalskiego, zwolennikom PiS wystarczą jako światło przewodnie. I sam się do tego przyznaje, zupełnie niechcący, pisząc:
„...byłem na jedynkach na wielu portalach internetowych, zajmowano się tą sprawą w kilku telewizjach…”
„Nawet ja spróbowałem i mi się opłaciło. Poleciałem Palikotem i od razu stałem się obecnym w „debacie publicznej”.”
I pyta:
„Czy jest mechanizm wyjścia z tego zaklętego kręgu oczekiwań mediów ..?”
A więc podstawą działań Migalskiego jest spełnianie oczekiwań mediów po to, by się przebić. Zaistnieć. Tylko z nazwiskiem. Nie z jakąkolwiek własną myślą, oceną, analizą, programem.. Migalski nie ma nic do powiedzenia. Jego eksperyment „naukowy” - to prymitywne podpięcie się pod jakiegoś „sołżenicyna” to „polecenie Palikotem” i danie mu „w ryj” - by potem pod swoim tekstem przeczytać zachwycone głosy poparcia i oczekiwać prawomyślnych "recenzji" dotyczących Palikota.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka