Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
66
BLOG

Źle to wróży „Prawu i Sprawiedliwości”

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 52

 

Używając bliskiego braciom Kaczyńskim języka PRL powiem, że na czoło ostatnich doniesień medialnych dotyczących aktualnej sytuacji w partii wysuwa się postawa niedawnej szczęśliwej narzeczonej Jarosława Kaczyńskiego, która nie doczekawszy się swojego rychłego ślubu z prezesem, za to w obliczu jego ślubu z Grzegorzem Napieralskim – postanowiła pójść własną drogą.

U boku nieco brzuchatego ale uroczo nonszalanckiego w stroju amanta, zaopatrzona w różę wytatuowaną na nóżce i z takąż różą w zębach, po odtańczeniu tańca godowego pod oknami brata swojego byłego narzeczonego, aktualnie jeszcze Prezydenta RP, ufna w silne ramię swojego towarzysza, dźwigającego kilka butelek alkoholu, wtańcowała wraz z nim do hotelu sejmowego.

Źle to wróży „Prawu i Sprawiedliwości”jeśli czołowy tuz partyjny, ,wprawdzie w podkasanej spódnicy, ale niewątpliwie tuz, tak ostentacyjnie daje do zrozumienia, że na dalsze awanse ani wewnątrz ani zewnątrz swojej partii nie ma co liczyć.

Pójście „na całość” Jolanty Szczypińskiej jest jakby przeciwwagą rozważań Janiny Jankowskiej nad polską racją stanu w kontekście przecieku dotyczącego rzekomego żądania Lecha Kaczyńskiego, by Donald Tusk odwołał wizytę Putina. Żądanie owo miało mieć miejsce w przeddzień uroczystości na Westerplatte z okazji rocznicy wybuchu II Wojny Światowej.

Janina Jankowska z właściwą sobie troską o imponderabilia skupia się na fakcie, że ów przeciek, jaki redakcja jednej z gazet uzyskała z  „kręgów bliskich premierowi i PO” nie nosi znamion prawdopodobieństwa, jako, że utrzymanie w tajemnicy źródła informacji czyni go z góry niewiarygodnym. Niewiarygodnym co do samej jego istoty – a więc faktu czy Lech Kaczyński domagał się czy nie domagał się odwołania wizyty Putina. Niewiarygodnym, bo dowodów brak. Niewiarygodnym – a więc szkodzącym Polsce, bo stawiającym prezydenta w ośmieszającym świetle i jego osobiście i urząd jaki sprawuje i powagę państwa.

Jankowska podważając z szumną tromtadracją doniesienia prasowe „dzwonił czy nie dzwonił” L. Kaczyński do Tuska, równocześnie z rozbrajającą szczerością przyjmuje za oczywistą prawdę fakt, że przeciek nastąpił ze „źródeł zbliżonych do premiera” mimo że jest to przecież to samo anonimowe i niewiarygodne dla niej źródło w kwestii samego meritum tej sprawy.

Pokrętność owego dawania wiary części faktu medialnego i niedawania wiary innej części tego samego faktu – nie przeszkadza Jankowskiej snuć dywagacje, jak to Polsce owa enuncjacja prasowa może szkodzić. Tak, jakby dotychczasowe enuncjacje prasowe dotyczące zachowań Lecha Kaczyńskiego nie skutkowały tym, że nikt na świecie nawet się nad nimi nie zająknie, nie mówiąc by zechciał traktować je poważnie. No, może poza paroma dziennikarzami rosyjskimi, którzy wykorzystają je na swoje wprawki dziennikarskie, mniej więcej w takim stylu, jak Łukasz Warzecha swoje pretensje do Bronisława Wildsteina, że nie zgrillował Radosława Sikorskiego podczas telewizyjnego wywiadu.

Nie ma więc absolutnie żadnego znaczenia czy Lech Kaczyński dzwonił czy nie dzwonił do Tuska, czy się domagał czy nie domagał odwołania wizyty Putina, czy przeciek był z podanych źródeł czy wręcz przeciwnie.

Nie ma znaczenia dla polskiej racji stanu.

Dla polskiej racji stanu jest ważne, że uroczystości z udziałem Putina odbyły się w dniu 1 września , w Polsce, na Westerplatte, co samo w sobie jest uznaniem przez premiera Rosji, że ten dzień właśnie jest początkiem II Wojny Światowej, skoro właśnie w tym dniu bierze on udział w rocznicy wydarzenie to upamiętniającej.

Źle to wróży „Prawu i Sprawiedliwości”, które wszczynając awanturę związaną z wydarzeniami rocznicowymi wchodzi w tak ulubione przez swojego prezesa spory semantyczne – niwelując te kilka punktów , jakie zyskał Lech Kaczyński swoim wystąpieniem na Westerplatte.

Członek Rady Programowej TVP, Janina Jankowska niewiele ma do powiedzenia o porozumieniu i wstępnym podziale fruktów w TVP między J.Kaczyńskim a Napieralskim i jak ten podział wpłynie na programy podzielonych między wspólników kanałów telewizji publicznej.

No bo co też miałaby powiedzieć, skoro różnicy między rządami prezesa Farfała i przyszłej ( niedoszłej?) pisowsko-eseldowskiej Rady Nadzorczej TVP wraz z całkiem nowiutkim prezesem ( ktokolwiek nim będzie) nie ma absolutnie żadnej.

Mówi za to Adam Wielomski.

Dowodząc wspólnych lewicowych korzeni sięga w odległą przeszłość dziewiętnastego wieku. I coś w tym jest – jeśli zauważyć fakt, że wejście w opozycję ( cokolwiek by to nie oznaczało) Jarosława Kaczyńskiego a następnie Lecha Kaczyńskiego odbyło się z inicjatywy kolegi z pracy ich matki, wraz z Jerzym Urbanem członka redakcji „Po prostu”, późniejszego przewodniczącego reaktywowanej Polskiej Partii Socjalistycznej, Jana Józefa Lipskiego.

Szukając lewicowych korzeni wspólnych dla PiS i SLD nie trzeba wszakże cofać się w aż tak odległą przeszłość – jako, że wystarczającej ilości dowodów dostarcza znacznie bliższy okres PRL.

Tak czy siak, jeśli przyjąć za oczywistość, jak twierdzi Wielomski, że owe wspólne korzenie lewicowe stanowią bazę obu ugrupowań politycznych i ich szefów, a różni je jedynie nadbudowa, dziś zwana wizerunkiem partii – to niewątpliwie zbliżenie tych partii a nawet swoisty handel między nimi rodzić może poważne konsekwencje dla ich tradycyjnych słabo zorientowanych w polityce wyborców.

Konsekwencje - to zdolność koalicyjna obu partii po nowych wyborach.

No bo z kim, jeśli nawet jakimś cudem PiS uzyskałby dobry wynik wyborczy – Jarosław Kaczyński może stworzyć koalicję przejmującą władze w Polsce? No...no... no z kim?

Platforma Obywatelska zastosowała w praktyce hasło prezesa PiS, że z ludźmi o złej reputacji w koalicje się nie wchodzi, konsekwentnie poczynając od możliwości stworzenia rządu wiosną 2006 roku do dziś zasady tej się trzyma.

Nic więc nie wskazuje na to by stała się partnerem koalicyjnym PiS tym bardziej SLD.

A skoro PO odpada, PSL w sondażach ledwie, ledwie przekracza próg wyborczy – Kaczyńskiemu, jako potencjalny partner do współrządzenia pozostaje Napieralski i połączone siły lewicy postpezetpeerowskiej.

Źle to wróży „Prawu i Sprawiedliwości” jako, że dziś jeszcze twardo broniący „genialnego stratega” jego zwolennicy zdają się owego faktu potencjalnych, przyszłych współrządów z premierem J.Kaczyńskim i wicepremierem Napieralskim nie dostrzegać. Skupieni na doraźności skoku na media, z odbijającą im się połkniętą żabą brudnej koalicji z wicepremierem Lepperem, nie dostrzegają, że ich „zwierzęcy antykomunizm” ( jak sami często podkreślają) ich patriotyzm, poszanowanie tradycji polskiej prawicy, konserwatyzm,  ich katolicyzm wreszcie mogą boleśnie potknąć się o wynegocjowane w umowie koalicyjnej małżeństwa homoseksualne, aborcję na życzenie i legalizację miękkich narkotyków, złagodzone jedynie ustawowym, wolnym od pracy świętem Trzech Króli i podniesieniem progu podatkowego dla najbogatszych, którzy i tak go, wykorzystując luki prawne - nie płacą.

 

 

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka