Pierwsza to radosna twórczość Łukasza Warzechy.
Wstydliwa , bo Warzecha trzepiąc radośnie w klawiaturę nie zauważa, że przyznaje, jak wczoraj Stasiak, całkiem niechcący, to, co wróble ćwierkają w całej Polsce, że Prezydent Lech Kaczyński nie jest prezydentem wszystkich Polaków, ale reprezentantem jakiegoś, bliżej niesprecyzowanego przez Warzechę „obozu” przeciwnego obozowi rządowemu, czyli aktualnie partii rządzącej, Platformie Obywatelskiej.
Wstydliwą sprawę bycia podwładnym swojego prezesa partyjnego, zarazem brata, ludzie „obozu” wspomnianego przez Warzechę usiłują zatrzeć od samego początku prezydentury Lecha Kaczyńskiego, od jego nieszczęsnego meldowania bratu „wykonania zadania”.
Wysiłek wielu piór usiłujących wmówić Polakom należny szacunek dla „Głowy Państwa”, dla „polskiej racji stanu”, dla „urzędu Prezydenta RP” - bierze w łeb, jednym stwierdzeniem Warzechy. Stwierdzeniem niewątpliwie prawdziwym: pełniący aktualnie obowiązki prezydenta RP , Lech Kaczyński nie jest ponadpartyjnym mężem stanu reprezentującym interesy państwa polskiego i wszystkich jego obywateli.
Prezydent Lech Kaczyński jest jedynie prezydentem PiS – małego, niereprezentacyjnego dla Polaków obozu opozycji rządowej.
I tak właśnie Lecha Kaczyńskiego postrzegają wszyscy Polacy. Przede wszystkim ci, z jego własnego obozu.
A skoro tak właśnie jest postrzegany – trudno się dziwić, że i tak go postrzegli siatkarze i odmówili udziału w imprezce na rzecz PiS oraz Lecha i Jarosława Kaczyńskich..
Wstydliwa niemożność Lecha Kaczyńskiego stania się reprezentantem wszystkich Polaków jest niewątpliwie wynikiem swoistego dualizmu samej funkcji prezydenta i roli rezydenta Pałacu Prezydenckiego – Jarosława Kaczyńskiego.
I ta rola jest również wstydliwa.
Wstydem jest bowiem, gdy ludzie mający prawdziwe powody do wstydu, reprezentujący niewielką grupę wyborców, wypowiadają się w imieniu wszystkich Polaków.
Tylko dureń może użyć zwrotu: Polacy wstydzą się za.. i tu podać jakiekolwiek inne nazwisko niż własne. Tylko człowiek w równym stopniu zadufany w sobie co niemający żadnej wiedzy o Polakach, człowiek zły i niemądry, nieświadom sytuacji w jakiej sam się naprawdę znajduje – domagając się szacunku dla prezydenta – równocześnie uderza w legalny rząd Rzeczypospolitej Polskiej, utworzony w wyniku demokratycznych wyborów, w których większość Polaków wskazała komu powierza władzę. I co więcej po dwóch latach tej władzy nadal wyraża jej zaufanie, równocześnie odmawiając tego zaufania wybranemu wraz z jego „obozem” kilka lat wcześniej prezydentowi.
Gdzież ten szacunek dla urzędu premiera? Gdzie ta „polska racja stanu”?
Bracia Kaczyńscy przejmując całkowitą władzę w Polsce, poprzez mianowanie przez prezydenta swojego brata premierem już raz popisali się nepotyzmem. Dziś prasa daje następny przykład nepotycznych poczynań braci Kaczyńskich A o ilu jeszcze nie wiemy? O ilu się dowiemy?
Jeśli już bracia Kaczyńscy muszą się w imieniu Polaków wstydzić – niech się wstydzą za siebie:
271 dni na zwolnieniu Jana Tomaszewskiego
wtorek 15 września 2009 08:38
Kuzyn prezydenta pod lupą ZUS i NIK
Miał etaty w wodociągach, Orlenie i TVP. Politycy PiS załatwiali mu pracę w PZU. Teraz ZUS prześwietli zwolnienia lekarskie Jana Marii Tomaszewskiego, ciotecznego brata prezydenta. A NIK już bada, czy nie był fikcyjnie zatrudniony w TVP. Jest on już 271 dni na zwolnieniu lekarskim.
We wczorajszym "Dzienniku Gazecie Prawnej" opisaliśmy, jak cioteczny brat prezydenta Jan Maria Tomaszewski, nieznany plastyk, dostał trzy etaty w publicznych firmach rządzonych przez ludzi braci Kaczyńskich. Jednocześnie w stołecznych wodociągach, publicznej telewizji i koncernie naftowym. W wodociągach (już tam nie pracuje) zarabiał 5-6 tysięcy brutto, w TVP 8 tysięcy plus premie, w Orlenie około 18 tysięcy brutto. W sumie ponad 30 tysięcy, czyli więcej niż Lech Kaczyński.
Tomaszewski w pracy bywał rzadko. Kiedy ludzie prezydenta stracili stanowiska, kuzyn zachorował. Teraz dostaje na rękę kilkanaście tysięcy - z ZUS.
Po naszym tekście ZUS postanowił sprawdzić, co dolega Tomaszewskiemu. "Przyjrzymy się dokładnie tej sprawie" - zapowiada rzecznik ZUS Przemysław Przybylski. "Każdy, kto jest na zwolnieniu lub pobiera świadczenie rehabilitacyjne, podlega kontroli".
Poza zwolnieniami ZUS będzie kontrolował, czy zatrudnienie Jana Marii Tomaszewskiego na trzech etatach równocześnie (w Orlenie, TVP i stołecznych wodociągach) nie było fikcyjne.
Już na zwolnieniu Tomaszewski pojawiał się w Pałacu Prezydenckim. W kwietniu tego roku orędzie Lecha Kaczyńskiego nakręciła firma Riff-Raff Studio. Według ludzi z otoczenia prezydenta Tomaszewski - już wtedy na długotrwałym zwolnieniu - miał mieć wpływ na oprawę orędzia.
Marcin Galant z Riff-Raff Studio: "Poznałem pana Tomaszewskiego, ale on nie miał związków z tą produkcją. Mieliśmy własnego reżysera i scenografa". "Czy Tomaszewski był na planie zdjęciowym?" - pytamy. "Był. Ale nie wiem, co tam robił" - odpowiada Galant.
Kancelaria Prezydenta nie odpowiedziała nam na pytania o udział Tomaszewskiego w przygotowywaniu orędzia.
Inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy, którzy kontrolowali TVP, są pewni, że Tomaszewski był tam fikcyjnie zatrudniony. O przypadkach lipnych etatów w telewizji główny inspektor pracy zawiadomił Najwyższą Izbę Kontroli. "Prowadzimy już w tej sprawie kontrolę. Jej wyniki będę znane jesienią" - mówi Paweł Biedziak, rzecznik NIK.
Wczoraj w TVN 24 prezydencki minister Paweł Wypych zapewniał, że Lech Kaczyński nie załatwiał posad kuzynowi: "Nie sądzę, żeby prezydent miał cokolwiek wspólnego z zatrudnianiem rodziny. To pytanie do szefów firm, co skłoniło ich do zatrudniania. Może chęć wykorzystania talentów tego pana jako artysty, jako architekta?".
Przypomnijmy: według pracowników Orlenu Tomaszewski trafił do ich firmy
, bo ówczesny szef Orlenu Piotr Kownacki (późniejszy urzędnik Lecha Kaczyńskiego) dostał telefon z Pałacu Prezydenta. Sam Kownacki nie chce potwierdzić oficjalnie tej wersji. Ale przyznaje, że kiedy nie chciał realizować pomysłów Tomaszewskiego, dostawał "telefony od polityków".
Odkryliśmy, że jeszcze w jednej publicznej firmie w sprawie kuzyna dzwoniły telefony. Za rządów PiS Tomaszewski starał się o angaż w PZU. Bezskutecznie. "Jesienią 2006 r. przychodziły do mnie różne osoby powołujące się na prezydenta z prośbą, aby zatrudnić malarza o nazwisku Tomaszewski" - wspomina były prezes PZU Jaromir Netzel. "Byłem zdumiony, bo ja żadnego malarza nie potrzebowałem. Weryfikowałem tę osobę prywatnymi kanałami. Prezydent odpowiedział, że ze sprawą tego etatu nie ma nic wspólnego".
Kto załatwiał w PZU pracę dla kuzyna? "To były osoby związane z PiS" - twierdzi Netzel, ale nie chce podawać nazwisk. "Odmówiłem. Nie spotkały mnie z tego powodu żadne nieprzyjemności".
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka