W Bad Arolsen znajduje się archiwum, które posiada olbrzymi zasób niemieckich dokumentów z okresu II Wojny Światowej i alianckich z okresu powojennego. Te pierwsze pochodzą z niemieckich obozów, gett i więzień oraz z urzędów, firm i przedsiębiorstw. Zbiory pozwalają pozyskiwać informacje o ofiarach niemieckiej III Rzeszy, w tym jeńcach wojennych i więźniach oraz pracownikach przymusowych. Materiały alianckie dotyczą głównie tzw. dipisów.
Archiwum Arolsen udostępnia materiały (większość dostępna jest online) i pozwala w łatwy sposób, dzięki wyszukiwarce dostępnej na stronie internetowej, sprawdzić czy czyjeś dane osobowe występują w zbiorach. Jakkolwiek formalnie zarządza instytucją Międzynarodowa Komisja złożona z przedstawicieli 11 państw (w tym Polski) to decydujący głos zdają się mieć Niemcy. Stąd na stronach Archiwum mowa wyłącznie o ofiarach zbrodni nazistowskich.
Archiwum prowadzi aktywną działalność informacyjną za pośrednictwem mediów społecznościowych, w tym kont na TT i fb.
W jednym z ostatnich wpisów na fb Archiwum odniosło się do … decyzji UEFA o niewyrażeniu zgody na iluminację Allianz Areny w kolorach LGBT na czas meczu Węgry-Niemcy. W emocjonalnym wpisie pytano „Gdzie kończy się neutralność, a gdzie zaczyna się tolerowanie dyskryminacji i wykluczenia.” Poinformowano też o zmianie zdjęcia profilowego – logo Archiwum ubarwiono sześcioma genderowymi kolorami.
W tej samej formie eksponowane jest logo Archiwum na TT. Na jednym i drugim koncie opublikowano, nawiązując do meczu Polska – Szwecja, informację o Panu Antonim Łyko, przedwojennym zawodniku Wisły Kraków oraz reprezentancie Polski, którego Niemcy zamordowali w obozie Auschwitz w 1941 roku. Wpisom towarzyszy genderowe logo.
Profesor Ryszard Legutko mówił w wywiadzie dla „Niezależnej” o ideologicznej i niszczycielskiej szajbie, która opanowała wielu ludzi:
„To wszystko jest głęboko zasmucające, pomieszane z absolutną groteską: człowiek ma ochotę drwić z tego i naśmiewać się jako ze skrajnej głupoty. A jednocześnie ogarnia go żałość i łzy napływają do oczy, że dzieje się coś bardzo niedobrego.”
Te zdania dobrze opisują reakcję jaka towarzyszy mi w związku z zachowaniem Archiwum Arolsen. Instytucja dokumentująca tragiczny los milionów ludzi, którzy padli ofiarą niemieckiej fascynacji ideologią nazistowską, angażuje się w walkę „sił postępu” z konserwatywnymi Węgrami, wykorzystując pamięć tychże ofiar do promowanie kolejnej ideologii.
Przypomnę tylko – kilka dni temu lokalne oświęcimskie media informowały o poddaniu „reedukacji” młodzieńców, którzy jakiś czas temu namalowali na murze Cmentarza Żydowskiego swastykę. Czy Niemcy nie potrafią wysnuć z tego zdarzenia (o samym akcie wandalizmu głośno było i poza Polską) prostego przesłania – nie każda ideologia i towarzyszące jej symbole muszą wszystkim odpowiadać, a narzucanie innym swoich przekonań to właśnie, mówiąc językiem „postępowców”, dyskryminacja i wykluczanie.
Smutek i żal wzmacnia jeszcze bardziej fakt, że w tej przygnębiającej instrumentalizacji ofiar niemieckiej III Rzeszy świadomie lub nie, wzięło udział także Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, publikując na swoim anglojęzycznym koncie tweeta Archiwum Arolsen.