Przeczytałem tekst Pana Dzidy „Porozmawiajmy o zamachu …” prezentujący najczęściej rozważane teorie i ... postanowiłem porozmawiać o archeologach. Dlaczego?
Przyznam, że najmniej przekonuje mnie teoria, nazwijmy ją „mistyfikacji”, zakładająca uprowadzenie samolotu lub jego awaryjne lądowanie poza lotniskiem Siewiernyj (po pierwszej, nieudanej fazie zamachu) . Ale mam świadomość, że nieprawdopodobne nie oznacza niemożliwe, a w wyjaśnianiu tajemniczych zdarzeń schematyczne myślenie i rutyna nie muszą być drogą do sukcesu. Spokoju nie dawały mi dwie kwestie: w filmie „Mgła” jeden z uczestników mówi, że widział ciało, korpus pozbawiony głowy. Czy zatem mistyfikacja oznaczała „zrzucenie” z Iła nie tylko części innego samolotu ale i ludzkich ciał? Bo chyba tak szybkie „zainscenizowanie” miejsca tragedii poprzez przywiezienie zwłok ofiar, które zginęły lub zostały zabite w innym miejscu (lądowanie awaryjne lub porwanie) nie wchodziło w grę. Pomijam już kwestię ilości osób zaangażowanych w operację. Nawet zakładając, że tych ludzi wkrótce zabito to też zostają ślady w postaci nagłej śmierci kilkudziesięciu ludzi z określonej grupy wiekowej i z określonego środowiska (można szukać ewentualnych „zaginionych” lub ofiar „nieszczęśliwych wypadków” – zgony naturalne, w tym przedziale wiekowym, raczej nie wchodzą w grę). Sami kaci to też potencjalni świadkowie.
Tu dygresja nawiązująca do stanowiska Panów Ściosa i Zybertowicza. Jeśli je dobrze rozumiem, to jednym z aspektów badania przez nas katastrofy smoleńskiej może być analiza dlaczego w określonym czasie uzyskaliśmy (opinia publiczna) określone informacje (osobną kwestią jest ich prawdziwość lub nie). Jakich korzyści spodziewał się ośrodek przekazujący te informacje? Jeśli przyjąć, że doszło do zamachu, to nie jest tak, że wszyscy szukają prawdy o katastrofie. Rosjanie tę prawdę znają. Zatem ich celem jest jej zanegowanie i narzucenie wygodnego dla siebie obrazu przyczyn katastrofy. Można zatem zapytać, czy najbardziej skomplikowane i zarazem najbardziej bezwzględne w opisie faktów hipotezy (porwanie, udane awaryjne lądowanie, zabijanie tych którzy przeżyli) nie są w istocie „na rękę” Rosjanom i ich zwolennikom służąc za przykład skrajnych, fantastycznych i nierealnych koncepcji za pomocą którego dyskredytuje się teorię zamachu w ogóle?. Miejmy świadomość, że jednym z możliwych wariantów hipotezy porwania jest założenie, że wszystkie lub tylko niektóre z porwanych osób pozostawiono przy życiu – absurd? Może i tak. Ale czy niemożliwy do pomyślenia i do wykorzystania w przyszłości?
Ale gdzie tu archeolodzy? Wracamy do teorii „mistyfikacji”. Jeśli szczątki pozorujące katastrofę zrzucono z Iła, to czy mogły one głęboko wbić się w ziemię (także szczątki ludzkie), i czy nie zastanawia, że archeolodzy znaleźli ich ponad 5 000? I co jeśli wśród rzeczy osobistych, są przedmioty należące do ofiar – dorzucono je później? Ale jedno jest pewne – to co tam zostało to dowody mogące wesprzeć taką czy inną teorię. Stosunek kierujących „badaniem” Rosjan do dowodów znamy – swoistym symbolem jest tu wrak. Ale niszczejąc, jest cały czas pod kontrolą Rosjan. Wyjazdy na miejsce katastrofy i fakt znajdowania tam różnych przedmiotów i ludzkich szczątków musiał być dla Rosjan informacją, że nie wszystkie dowody są pod kontrolą. Jeśli nie teraz to za rok, dwa lub pięć lat ktoś może odnaleźć coś istotnego. I tu moim zdaniem polscy archeolodzy „spadli Rosjanom z nieba”. Wyobraźmy sobie, że sami Rosjanie decydują się na gruntowne przebadanie terenu? Pojawiłyby się pytania: po co to robią skoro nie interesują się niszczejącym wrakiem? Może czegoś szukają. Po co komu domysły. Polscy archeologowie wykonali swoją pracę, a jej owoce przekazali Rosjanom. Ci dokonają analizy i będzie to dla nich pożyteczny materiał do oceny sytuacji i ewentualnych dalszych działań. Przypominam – zakładam, że Rosjanie wiedzą co się wydarzyło. Zbadają materiał pod jednym kątem – czy daje on możliwość ustalenia przyczyn katastrofy. I tyle. Zatem dla mnie, dopuszczenie archeologów (po rytualnym „teatrze” zwlekania z daniem zgody – jakieś dodatkowe korzyści?) do prac w Smoleńsku może stanowić przesłankę wzmacniającą teorię zamachu.
Uwaga na koniec. Ktoś, w stylu premiera, może zapytać: nie dopuszczacie (premier używał wobec opozycji formuły „WY”) możliwości, że Rosjanie tylko dla dobra badania i w imię dobrej współpracy zgodzili się na badania archeologiczne w Smoleńsku?. Dopuszczam taką możliwość, ale dopuszczam też (jak wyżej) inne możliwości … .
Poniżej tekst wpisany w dyskusji pod notką Pana Dzidy przedstawiający moje stanowisko:
„Trzeba przyznać, że uporządkował Pan to bardzo ciekawie. Osobiście skłaniam się ku "rosyjskiej ruletce". Zakładam, że informacje jakimi dysponujemy (choćby stenogramy rozmów w samolocie i na wieży, pogoda na lotnisku w chwili katastrofy) są prawdziwe (przy innym założeniu analiza na nich oparta nie ma sensu).
Moim zdaniem wada tej teorii ma charakter pozorny. Putin rozgrywając premiera Tuska już zyskiwał bardzo dużo - antagonizował Polaków, a popieranemu przez siebie "stronnictwu rosyjskiemu" dawał argumenty w walce z Prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Decydując się na zamach mógł liczyć się z niepowodzeniem, czyli nawet z niedojściem do katastrofy. Winą za nieudane i niebezpieczne podejście do lądowania Rosjanie i tak obarczyliby załogę. Uroczystość z udziałem Prezydenta nie odbyłaby się zgodnie z przewidzianym scenariuszem. Dyplomatyczny konflikt byłby raczej na linii PiS - Rosja, a nie Polska - Rosja. Jeśli PO po katastrofie przyjęło rosyjską optykę to tym bardziej stałoby się tak jedynie w razie nieudanego podejścia do lądowania.
Inaczej. Udany zamach mógł być "wartością dodaną". Bodaj Pan Michalkiewicz, tuż po katastrofie, napisał "Wyszło za dobrze". To byłaby taka wersja absolutnie "soft" obliczona może nawet nie na w miarę pewny zamach, ale łut szczęścia 50 : 50. Tu w istocie potencjalne korzyści byłyby przeogromne, a ryzyko "wpadki" znikome.
Jeśli jednak priorytetem był skuteczny zamach to można dodać 1 i 3. Jakaś forma "technicznego wsparcia" (z 3) mogła pojawić się i w owej wersji "soft". Bez wątpienia bardziej 3. Nawet przy zamachu rosyjsko-polskim (ułatwia sabotaż) ryzyko wykrycia przed lotem byłoby zbyt duże. Pomijam kwestie techniczne - czarna magia. Nad terenem i wyposażeniem lotniska Rosjanie, i tylko oni, mieli pełną kontrolę przed, w chwili i po zdarzeniu.
Teorię zamachu (Pan Zybertowicz) wzmacnia dobre przygotowanie medialne Rosjan - od początku szedł jasny przekaz: 4 nieudane podejścia, błędy pilotów, fatalne warunki pogodowe.
Niestety, druga "katastrofa smoleńska" to przebieg "badania" i "śledztwa". Dysponujemy tym czym dysponujemy (a raczej: problem w tym czym nie dysponujemy) i stąd pojawiają się bardzo różne hipotezy. Rzecz jasna ten przebieg badania też może być argumentem za odpowiedzialnością Rosjan.”
Inne tematy w dziale Polityka