W ostatnim czasie media mainstreamowe rozpisują się na temat rzekomego rozłamu w PiS. Twierdzą, że odejście Ujazdowkiego i Zalewskiego jest faktyczną likwidacją jednego z istotnych skrzydeł partii Jarosława Kaczyńskiego. Od tej pory, Prawo i Sprawiedliwość ma pozostać tylko "zakonem PC". Zdaniem komentatorow jest to początek końca tej partii, a otwarcie na elektorat inteligencji nie ma żadnych szans na realizację.
Przeciwnicy PiS (90% mediów) zakwalifikowali dwóch uciekinierów z PiS do "konserwatywnej" części polskiej sceny politycznej. Nie bardzo wiadomo dlaczego pozostali członkowie PiS mieliby nie być konserwatywni w swoim działaniu czy wyznawanych zasadach. Co więcej. dziennikarze GW i jej klonów starają sie przekonać opinię publiczną, że w PiSie "źle się dzieje". Rzecz w tym, że jedynym punktem odniesienia dla nich są ich własne "porady" dla Jarosława Kaczyńskiego. To, że prezes PiS tych "porad" nie posłuchał, jest podobno symptomem kryzysu. Przyznają Państwo, że to dość osobliwa logika.
Zastosowana socjotechnika polega na stworzeniu bytu nieistniejącego jakim była ta niby-konserwatywna frakcja w PiS. Dla przeciętnego wyborcy słowo "konserwatysta" kojarzy się co najwyżej z konserwą, którą kiedyś zabierał ze sobą na wakacje. Ci lepiej wykształceni rozumieją konserwatyzm jako postawę, w ramach której nie należy atrakcyjnej koleżance żony proponowac seksu już na pierwszym spotkaniu. Już całkiem na poważnie, 99% społeczeństwa nie interesuje sie sporami ideowymi prowadzonymi między narodowcami, chadekami czy konserwatystami. Takich debat i różnic nikt nie rozumie i mało kto ma na nie czas.
Z tego właśnie powodu rozbicie prawicy w latach dziewięćdziesiątych było zupełnie niezrozumiałe dla przytłaczającej większości elektoratu prawicowego. PiS gromadząc w ostatnich wybrach 5 mln głosów otrzymał premię za jedność. Postawa Jarosława Kaczyńskiego, który w sposób bezwzględny eliminuje wszelkiego rodzaju rozłamowców nie powinna zatem dziwić. Wiceprezesi PiS popełnili fatalny błąd rozpoczynając medialną dyskusję o sytuacji wewnątrz partii, dyskusję, w której większość uczestników życzy PiSowi jak najgorzej.
Szczerze mówiąc sam miałem poważne wątpliwości co do tej strategii Kaczyńskiego. Wydawało mi się, że należy jak najszybciej rozszerzyć formułę przegranej partii, zwrócić się do młodzieży i tzw wyksztalciuchów. Z przykrością stwierdzam, że pomyliłem się, a takie działania mogłyby tylko zaszkodzić obozowi IV RP. Wyjaśnić to można w bardzo prosty sposób.
Zarządzanie dużymi organizacjami polega na ustalaniu określonych reguł działania i systemu kontroli wewnętrznej. Firma, w której nie przestrzega się tych zasad po prostu nie działa dobrze. W ustalaniu reguł pomaga twarda i często bezkompromisowa postawa szefa. Prezes PiS jest leaderem dość sporem organizacji, która ma do wypełnienia pewną rolę społeczną. Na tym etapie, w fazie kryzysu, nie może być mowy o jakimś współdecydowaniu czy hamletyzowaniu. PiS znajduje się obecnie w stanie oblężenia i tylko zwarta linia obrony może przynieść odpowiednie rezultaty.
Kaczyński dobrze odrobił lekcję historii i wie, że Marszałek Piłsudski często odwoływał cały rząd czy grupę ważnych urzędników tylko po to, aby ponownie powołać ich na te same stanowiska. Dawał wtedy wyrażny sygnał otoczeniu, że kontroluje sytuację i wszystko odbywa się na jego warunkach. Prezes PiS likwiduje opozycję w partii, kształtuje grupę zaufanych pretorian po to, aby za jakiś czas poszerzyć swoje pole działania. O Zalewskim, Ujazdowkim czy Polaczku (nieudaczniku zresztą) mało kto wiedział przed wyborami i mało kto wie teraz. Dziś liczy się koncentracja sił i przygotowanie do kontrofensywy. Kontrofensywy, na którą jeszcze za wcześnie.
Przez najbliższe kilka miesięcy elektorat PO będzie trwał w stanie politycznej hipnozy. Media, które popierają rząd i interesy różnego rodzaju grup nacisku, będą ten stan podtrzymywać. Z czasem jednak rzeczywistość zweryfikuje fakty, a ciemny lud upomni się o swoje płace, emerytury i przywileje. To dość zabawne, ale ostatnio zapomniano, że ludzie głosują przede wszystkim żołądkami. Idee i bełkotliwe wypowiedzi panów z okienka są postrzegane tylko jako stylistyczna fasada. Jeśli elektorat nie dostanie obiecanego papu, wyśle Tuska na zieloną trawkę. Żadne zaklęcia dziennikarskich pałkarzy tutaj nie pomogą. Polityka wobec Polaków to - jak śpiewał Kaczmarski - "wychowanie dzieci biorąc rzecz en masse". Dzieci muszą się zorientować same ile kosztuje czynsz, ogrzewanie mieszkania i rachunek za stałe łącze do sieci. Na tej samej zasadzie lud polski musi dowiedzieć się ile warte są "cuda" gospodarcze, II Irlandia, budowa autostrad w wykonaniu adwokata, reforma emerytalna autorstwa chłopki, naprawa szpitalnictwa w wykonaniu analfabetki, kodeks karny a la chłopcy z ferajny, reforma administracji realizowana bez założeń i bez budżetu czy walka z korupcją przy pomocy jakiejś postrzelonej paniusi.
Skoro gros z 7 mln wyborców PO is living in denial, nie należy ich do czegokolwiek przekonywać tu i teraz. Rację ma dr Migalski, że dziś działa mechanizm zmniejszania dysonansu poznawczego. Wszelkie niepokojące sygnały wskazujące na patologizację polskiej sceny politycznej będą racjonalizowane przez wyborców jako mało znaczące fakty. Tak będzie działo się do momentu aż masa krytyczna zostanie przekroczona. Kiedy to będzie? Jeszcze tego nie wiemy, ale PiS musi być wtedy gotowy do ataku. Teraz należy przeorganizować zaplecze. Na bitwę z wrogami Polski jeszcze przyjdzie czas. Podobnie jak wielu z Was wyczekuję tej chwili bardzo niecierpliwie.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka