Moim zdaniem PiS popełnia błąd ratyfikując Traktat europejski w Senacie już dzisiaj. Uważam, że Jarosław Kaczyński powinien poczekać jeszcze kilka dni, sprawdzić jak wyglądają postępy w pracy nad nową ustawą o współpracy najwyższych organów w Państwie i pograć Tuskowi na nosie. Takie jest jednak moje zdanie, osoby, która interesuje się polityką i ma jasno określone poglądy. Niestety większość moich rodaków nic z tego nie rozumie i spogląda na tę sprawę zupełnie inaczej. Dla nich liczy się „spokój", „porozumienie" i „współpraca". Oznacza to, że PR-owy bilans takiego działania byłby najpewniej ujemny.
Jeśli zapowiadana ustawa przejdzie, będzie to i tak duży sukces Kaczyńskiego. Jeśli PO nie dotrzyma słowa, będzie to idealny powód do dużej awantury. Sądzę jednak, że ten pierwszy wariant jest bardziej prawdopodobny.
Powiedzmy to sobie szczerze: nie było JAKIEJKOLWIEK możliwości zablokowania Traktatu Lizbońskiego. Ten układ międzynarodowy został wynegocjowany przez Prezydenta Kaczyńskiego przy współpracy z Premierem Kaczyńskim. Można dziś narzekać, załamywać ręce i się wściekać, ale cyrograf został już podpisany. Dzisiejsza gra, ma służyć tylko konsolidacji sił w polityce wewnętrznej.
Zapewne pamiętacie dość karkołomne argumenty, które wysuwano na usprawiedliwienie decyzji o przedterminowych wyborach w 2007 roku. Niektórzy twierdzili, ze PiS sam oddał władze, gdyż zorientował się, że Polska nie będzie w stanie zdążyć z inwestycjami na Euro 2012. Po prostu, odziedziczona po 15 latach rządów SLD, PSL, UW i AWS administracja państwowa, procedury i patologiczne struktury, nie są w stanie sprostać wyzwaniom współczesnego świata. Z pewnością ten sposób myślenia zawiera źdźbło prawdy, jednak rzeczywista przyczyną oddania władzy było zmęczenie pracą „w warunkach skrajnie szkodliwych dla zdrowia", walka z kłamstwami medialnymi, rozbijanie klik i uzasadniony, organiczny wstręt do parszywych koalicjantów.
Co gorsza, 21 października 2007 roku Jarosław Kaczyński zorientował się, że jest otoczony grupą słabeuszy i ludzi ociężałych umysłowo, którzy nie potrafią właściwie poprowadzić kampanii wyborczej. Po chwili było jasne, że również część posłów i senatorów PiS rozpoczyna grę na własny rachunek. Świetnym przykładem takiego zachowania jest postawa trzech rozłamowców, którzy chwile po wyborach rzucili się na prezesa PiS i zażądali dla siebie władzy. Na pochyłe drzewo każda koza wskoczy - to przysłowie, jest idealną ilustracją fermentu, który rozpoczął się w PiS po wyborach.
Z tak marnym wojskiem trudno rozpoczynać wielką bitwę. Można natomiast wynegocjować pewne warunki kompromisu, można zamanifestować swój eurosceptycyzm. Można wreszcie poprawić notowania Prezydenta, który do wczoraj przegrywał potyczki z dobrze przygotowanym Donaldem Tuskiem.
Gdyby Kaczyński nie opóźnił ratyfikacji, cały Traktat przeszedłby po cichu, trochę jak ta korupcyjna prywatyzacja banków w latach 90-tych, gdzie karty rozdawała cyniczna grupa załatwiaczy. Gdyby spór nie ujrzał światła dziennego, nie byłoby dziś nawet uchwały anulującej nieszczęsną odezwę PO i PSL nawołującą rząd Tuska do odejścia od Protokołu Brytyjskiego. Gdyby, wreszcie PiS nie postawił w pewnym momencie sprawy na ostrzu noża, nikt nawet nie słyszałby o Karcie Praw Podstawowych, o związkach homoseksualistów czy o zagrożeniu dla polskiej własności na poniemieckich terenach.
Dobry polityk podejmuje wyzwanie, jeśli ma minimum 70% szans na zwycięstwo. Wytrawny gracz mówi „sprawdzam", jeśli ma asa w rękawie. Jak pokazują wyniki głosowania w Senacie, Jarosław Kaczyński w tym sporze mógł liczyć tylko na mniej niż połowę swojego klubu. Dlatego też, prawdopodobnie, zdecydował się na zakończenie tej konfrontacji.
Załamywanie rąk nie ma dzisiaj sensu. Podobnie jak powoływanie nowych tworów politycznych. Żadne partie i kanapowe partyjki a la PR Marka Jurka, UPR Mikkego, podobnie jak związek pszczelarzy czy leworęcznych księgowych nie zmienią układu sił w Polsce. Tylko PiS ma szanse przeciwstawić się Platformie, sieci szemranych powiązań i medialnych sponsorów. Zwolennicy opozycji muszą pomyśleć dzisiaj o nowych obszarach sporu i przeniesieniu debaty na grunt polityki realnej. Histeryczne emocje są najgorszym doradcą.
Jeszcze 5 lat temu nikt nawet nie marzył o dużym klubie parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości. Nikt nawet nie próbował układać scenariuszy przejęcia władzy przez PiS. Mamy dziś dużą szansę, której nie wolno zmarnować Po porażce wyborczej najważniejsze jest utrzymanie spójności partii i konsolidacja sił. Dopiero później można pomyśleć o ofensywie i ekspansji. Gra o Polskę ciągle trwa. Nie zapominajmy o tym.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka