Zwolennicy PO jak mantrę powtarzają tezę o nieuchronnych cyklach koniunkturalnych i ich olbrzymim znaczeniu dla poziomu wzrostu PKB w Polsce. Podobno wszelkie reformy nie mają sensu, bo i tak „przyjdzie wiatr historii i pozamiata”, a nawet najlepszy rząd jest skazany na porażkę, jeśli trafi na osłabienie światowej gospodarki. Podobno rząd Buzka poległ, bo podjął się realizacji ambitnych reform, które w perspektywie kadencji nie dały odpowiednich rezultatów. Podobno PiS „zmarnował najlepszy okres koniunktury” i nie wprowadził gruntownych zmian w sferze finansów publicznych. Te wszystkie „podobno” prowadzą nas do jednego wniosku: Donald Tusk powinien teraz bezwolnie kręcić się na swoim fotelu premiera, czasem zagrać w piłkę i często uśmiechać do ogłupionych mas w TVN. Po co się „spinać” skoro i tak nic z tego nie będzie.
Już na pierwszy rzut oka intelektualna tandeta tej oficjalnej propagandy musi razić. Po pierwsze, cykle koniunkturalne dotyczą bardziej gospodarek państw wysokorozwiniętych, gdzie poziom inwestycji i konsumpcji jest już bardzo wysoki i stabilny. Polska jako kraj na dorobku, jest w zupełnie innej sytuacji i ma możliwość uwalniania naturalnych rezerw poprzez usprawnienie administracji i naprawę instytucji państwowych, budowę infrastruktury (dróg i lotnisk, a nie stadionów na jednorazową imprezę) czy inwestycje w kapitał ludzki, nowoczesne badania i informatyzację. Oznacza to, że nawet potężny kryzys na Świecie może zostać zrównoważony przez poprawę konkurencyjności polskiej gospodarki. Elektorat PO nie rozumie, że kapitał nie zanika, tylko szuka nowych miejsc inwestowania. Jeśli odnajdzie kraj dobrze zorganizowany, stabilny i nieskorumpowany, bardzo chętnie tam pozostanie. To jest elementarz ekonomii.
Dobrym przykładem są Czechy, które po 15 latach transformacji, w roku 2005 osiągnęły poziom PKB o 50% wyższy niż Polska. Co więcej, jest to kraj, który uniknął wysokiego bezrobocia i nędzy, gdzie różnice majątkowe nie są znaczne (niski indeks Gini) - kraj, który wybudował autostrady i lotniska przed wejściem do Unii. Ten ostatni fakt miażdży głupawe teoryjki „ekspertów” ekonomicznych o „braku pieniędzy” w okresie przedakcesyjnym, jako przyczynie niewydolności polskiej infrastruktury. Powtarzanie takich tez świadczy zresztą o skrajnej niekompetencji ich autorów, gdyż w finansach nie istnieje pojęcie „braku pieniędzy”. Polska miała i wciąż ma duże możliwości zadłużania się, co sprawny rząd mógłby wykorzystać do realizacji dochodowych projektów gospodarczych. Prawdopodobnie jednak obecny rząd wykorzysta je do obłaskawienia roszczeniowo nastawionej sfery budżetowej, która – zresztą słusznie – domaga się realizacji obietnic wyborczych. Kończąc tę dygresję możemy stwierdzić, że tragedią naszej debaty publicznej jest brak fachowców i żałosne „występy” dyletantów w mediach typu TVN, TV Biznes, Tok FM, czy GW.
Poza tym, zmitologizowany rząd Buzka nie był oczywiście żadnym „reformatorem”, tylko grupą bardzo słabych urzędników sterowanych z tylnego siedzenia przez szemrane lobby esbecko-pezetpeerowskie oraz oligarchów. Reforma służby zdrowia zakończyła się porażką (bo niczego nie można zreformować w warunkach szalejącej korupcji), reforma szkolnictwa była idiotyzmem, bo stworzono instytucję gimnazjum jako wylęgarnie nastoletnich przestępców i wszelkich patologii. Reforma administracji była potrzebna, ale pociągnęła za sobą stworzenie setek niepotrzebnych posadek, które natychmiast obsadzono swojakami ze wszystkich partii i partyjek. Jedynie reforma emerytalna miała jakiś sens, bo wpłynęła pozytywnie na rozwój GPW i Warszawy jako centrum regionalnych finansów. Oczywiście jej skutki społeczne będą raczej żałosne, bo dochody z obsługi całego systemu trafiają do cudzoziemskich właścicieli OFE, a poziom wypłacanych emerytur będzie pozwalał naszym rodakom co najwyżej na zakup chleba, mleka i smalcu (raz na tydzień). Dodatkowo, reforma OFE wiązała się z eksplozją wypłat dla różnych „najlepszych płatników”, którzy zinformatyzowali system w ten sposób, że niektóre składki przekazywane przez pracodawców do ZUS, odnalazły się na kontach tego urzędu po 5 latach.
Innymi słowy, rząd Buzka był tylko pośmiewiskiem i dowodem na to, że słabe przywództwo polityczne i schlebianie lobbystom kończy się klęska, kompromitacją i nędzą społeczną. Nie wiem co kieruje dziś zwolennikami eurodeputowanego Buzka, ale mają oni chyba bardzo krótką pamięć. Istnieje również taka możliwość, że te osoby pamięci nie mają w ogóle.
Wracając do ostatniej kwestii, a więc rzekomych zaniechań PiS i „zmarnowania” koniunktury, można powtórzyć tezę o intelektualnej słabości przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego. Gospodarka w latach 2006-2007 rozwijała się szybko, bo uwolniono właśnie te podstawowe rezerwy i zerwano więzy krępujące gospodarkę. Ograniczono korupcję - najbardziej szkodliwy podatek, jaki funkcjonuje we współczesnym kapitalizmie. Usunięto mafię z salonów władzy (likwidacja WSI, konsekwentna lustracja). W sposób nie do końca skuteczny, ale jednak widoczny, prowadzono walkę z przestępczością. Rząd PiS powołał Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, które zadbało o wykorzystanie środków unijnych i napływ setek milionów euro do Polski. Ustawa o mieszkaniach spółdzielczych stworzyła warunki do uwłaszczenia wielu średniozamożnych rodzin. Rozpoczęto proces informatyzacji urzędów, a w instytucjach i firmach państwowych pojawiło się sporo ludzi młodych.
Jest jasne, że bardzo wiele spraw można było załatwić lepiej, jednak kierunek zmian był właściwy i dawał szansę na długookresowy sukces. Dziś mamy tylko bezwolny dryf, skrajną nieudolność i działania pozorowane. Jakość kadr rządu Tuska jest żenująco niska. Można powiedzieć, że tak słabego i nieudolnego rządu Polska nie miał po 89 roku.
Mnie osobiście ciekawi rozwój świadomości elektoratu PO. Na razie „młodzi i wykształceni z wielkich miast” akceptują wszystkie, nawet najbardziej prymitywne kłamstwa, ekipy Tuska i wspierających mediów. W pewnym momencie jednak, kiedy wskaźniki ekonomiczne zaczną pikować w dół, będzie potrzebne jakieś wytłumaczenie. Już wkrótce się przekonamy czy będzie to kolejny „laptop Ziobry”, „Patrycja Kotecka” czy może – i jest to wersja najbardziej prawdopodobna – znienawidzony Prezydent Kaczyński. Intuicja mi podpowiada, że półinteligenci w to wszystko uwierzą. Jak jednak uda się im wytłumaczyć blamaż Euro 2012 – czort jeden wie.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka