W mediach narasta fala obłędu i parszywej propagandy. Opozycja jest atakowana za wyimaginowane zbrodnie w rodzaju „podsłuchów" i „nacisków". Społeczeństwo jest karmione nonsensownymi sloganami o „polityce miłości" w czasie, gdy oficerowie ABW przeszukują piórnik 12 letniej dziewczynki w poszukiwaniu aneksu do raportu z likwidacji WSI. Sondaże opinii publicznej wskazują na poziom poparcia dla rządzącej partii, który trudno byłoby uzasadnić nawet na Białorusi. Premier wyjeżdża na tygodniowy urlop do Ameryki Południowej w całości finansowany z kieszeni podatników. Ten sam człowiek trzy miesiące wcześniej fruwał do USA samolotem rejsowym, aby zaoszczędzić. Rząd nie robi dosłownie nic. Projekty ustaw, jeśli w ogóle powstają, są niespójne i bublowate. Zwycięscy wyborów nie realizują niczego ze swoich obietnic wyborczych. Polska dryfuje. Słowem - istny danse macabre.
Scenariusz, który może spotkać Polskę został już napisany i wprowadzony w życie przez środowiska postkomunistyczne na Węgrzech. Po okresie rządów prawicy, kiedy Węgry były prawdziwym liderem regionu, w 2002 roku, u naszych „bratanków" do władzy doszli socjaliści z Medgyessym i Gyurcsanym na czele. Po czterech latach ich rządów gospodarka Węgier wpadła w głęboki kryzys, a wszystkie istotne wskaźniki ekonomiczne dramatycznie się pogorszyły. Pomimo tego Gyurcsaniemu udało się wygrać wybory w 2006 roku. Dziś jego rząd już nawet nie administruje krajem, tylko podlega procesowi powolnego gnicia i rozkładu. Węgrzy zaprzepaścili 12 lat transformacji i są teraz najbardziej sfrustrowanym narodem w naszej części Europy.
Zwycięstwo partii socjalistycznej było możliwe tylko dzięki gigantycznej manipulacji jakiej dopuściły się media węgierskie opanowane przez postkomunistów i konfidentów bezpieki. Słynne taśmy Gyurcsaniego, które przedostały się do opinii publicznej już po wyborach w 2006 roku, pokazały czym, tak naprawdę, były rządy socjalistów na Węgrzech. Wszystkie rzekome „sukcesy" tej ekipy oparte były na kłamstwie, którym epatowały społeczeństwo prorządowe, zakłamane węgierskie środki masowego przekazu.
Jak łatwo się domyślić, wokół Gyurcsaniego zmontowano parasol ochronny. Przedstawiano go jako „światowca" i człowieka sukcesu. Jego wart 17 mln dolarów majątek miał świadczyć o jego zaradności i przedsiębiorczości. Czy coś to Państwu przypomina? Czy w ostatniej kampanii wyborczej nie wykorzystano tych samych metod, przylepiając łatkę nieudacznika premierowi Kaczyńskiemu? Czy nie podkreślano rzekomej fachowości i biznesowych umiejętności członków Platformy Obywatelskiej? Analogia przecież narzuca się sama.
Już teraz powinniśmy zacząć myśleć o najgorszym scenariuszu, który może dotknąć nasz kraj. Media zrobią wszystko, aby PiS nie wrócił do władzy, co przy zaniechaniu reform i bezradności rządu Tuska, może zepchnąć Polskę w stan ekonomicznej zapaści. Dziś nic tego nie zapowiada, bo płyną do nas z Brukseli miliony euro tytułem pomocy strukturalnej oraz inwestycji zagranicznych. Ta sytuacji może się jednak bardzo szybko zmienić. Węgry przecież też są członkami Unii Europejskiej, co jakoś nie uchroniło tego kraju przed kryzysem. To, ze pół roku po wyborach pensje Polaków szybko rosną, a bezrobocie spada, nie oznacza, że za dwa, trzy lata, nie będziemy musieli rozwiązywać poważnych problemów ekonomicznych i społecznych.
Obecny stan rzeczy nie napawa optymizmem. Prawo i Sprawiedliwość w sposób bierny przyjmuje ataki PO. Nie ma żadnej strategii działania i pracy zespołowej. Zamiast zastanowić się nad skutecznymi metodami walki z obecną koalicją rządzącą, PiS pozostaje w stanie letargu. W mediach pojawiają się wciąż te same twarze ludzi, którzy, choć zdolni i pracowici, nie podobają się Polakom. Wyborcy nie widzą żadnej realnej alternatywy.
PiS nie potrafi skutecznie odpowiedzieć na, w sposób oczywisty, zmanipulowane wyniki badań opinii publicznej. Te same firmy badawcze, które wróżyły miażdżące zwycięstwo PO i Donalda Tuska w wyborach parlamentarnych i prezydenckich w 2005 roku, dziś narzucają tematy publicznej dyskusji. Jarosław Kaczyński musi zrozumieć, że, pozostające w rękach postkomunistów, sondażownie są narzędziem kształtowania, a nie badania preferencji wyborców. Skoro 50-60% Polaków (co za nonsens!) chce głosować na Tuska, dlaczego ja miałbym go nie poprzeć? - powtarza sobie w duchu przeciętny wyborca. Polacy, jako młody i aspirujący Naród, dużo łatwiej, niż mieszkańcy krajów wysokorozwiniętych, ulegają wpływom nawet bardzo prymitywnej propagandy. Zapominanie o tej banalnej socjotechnice zemści się na PiSie w sposób niemiłosierny.
Czeka nas zatem okres marazmu i beznadzieji. „Marni ludzie o marnej reputacji" rozwiną swoje skrzydła, a ogłupiony sondażami Naród będzie dyskutował o „zbrodniach" Ziobry i „gafach" Prezydenta. W tym czasie męty, hochsztaplerzy i ich sponsorzy będą napełniać swoje kieszenie publicznym groszem. Skończymy tak, ja Węgrzy i tak, jak nasi przodkowie, którzy przed 200 laty sprzedali Polskę za pieniądze zaborców. Tak bardzo chciałbym się mylić.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka