Konflikt między Prezydentem i Premierem nie rozpoczął się przed ostatnim szczytem w Brukseli. Trwa nieprzerwanie od wyborów 21 października 2007 roku. Jest jasne, że Prezydent nie jest akceptowany przez większą część establishmentu i mediów, gdyż reprezentuje on tę część społeczeństwa, dla której Polska to nie tylko „miejsce tymczasowego pobytu", ale realna wartość. Stąd ataki na Prezydenta i silne wsparcie dla jego konkurenta, które stawiają Lecha Kaczyńskiego w trudnej sytuacji. Nie jest jednak tak, że sprawa reelekcji jest zupełnie przegrana. Sondaże to nie wszystko, a do wyborów pozostało jeszcze sporo czasu.
Z perspektywy roku wydaje się, że Prezydent przyjął błędną strategię konfrontacji z Donaldem Tuskiem. Na początku obecnej kadencji parlamentu niepotrzebnie manifestował swoje niezadowolenie z wyników wyborów. Oczywiście miał ku temu osobiste powody i można w kategoriach ludzkich zrozumieć urazy wywołane przez obcesowe i agresywne ataki Tuska i jego otoczenia. Polityk jednak musi zawsze zachowywać pokerową twarz i nie dopuszczać do okazywania nadmiernych emocji.
W październiku zeszłego roku rozsądnym posunięciem było werbalne wsparcie dla nowego rządu, podparte pochwałą kompetencji ministrów i premiera oraz częściowe odcięcie się od Jarosława Kaczyńskiego. Tego typu przekaz można było podeprzeć jakimś koncyliacyjnym orędziem. Oczywiście dla zorientowanych byłby to tylko wybieg, jednak większość społeczeństwa przyjęłaby taka postawę z aprobatą. Pamiętajmy, że w mentalności Polaków dominuje typowe dla społeczeństw chłopskich przeświadczenie, że „zgoda buduje, a niezgoda rujnuje". Konflikt, nawet pożyteczny, jest traktowany jako zjawisko jednoznacznie negatywne.
Takie otwarcie dawałoby Prezydentowi duże pole manewru. W miarę upływu czasu i coraz bardziej widocznego dla wyborców nieróbstwa rządu PO-PSL, Lech Kaczyński mógłby usztywniać swoje stanowisko. Zwróćmy uwagę, że sprzeciw wobec reformy służby zdrowia można było ogłosić dopiero po roku, prosząc wcześniej Premiera o konsultacje. W ten sposób można było uniknąć posądzenia o „torpedowanie" działania rządu przez „pisowskiego" Prezydenta. A tak, dziś ten głupawy sloganik propagandowy jest powszechnie wykorzystywany przez PO i często pokutuje w głowach niektórych naszych rodaków.
Mleko się jednak już rozlało. Mamy już wojnę na całego. Widać wyraźnie, że panowie się po prostu nie lubią. Zatem obecne stadium sporu jest już etapem kiedy trzeba wytaczać armaty i nie czas na finezyjne zagrywki. Prezydent musi twardo odpowiadać na zaczepki i obelgi płynące z ust Palikota, Niesiołowskiego i Nowaka. Idealnym kandydatem na prezydenckiego generała w wojnie z Tuskiem jest Minister Piotr Kownacki. Na temat tej osoby powiedziano już wiele dobrego.
Znakomitym narzędziem walki z premierem Tuskiem mogą być posiedzenia Rady Gabinetowej, z których Prezydent powinien korzystać w sposób rozumny i konsekwentny. Artykuł 141 Konstytucji głosi; "W sprawach szczególnej wagi Prezydent Rzeczypospolitej może zwołać Radę Gabinetową. Radę Gabinetową tworzy Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem Prezydenta RP. Radzie Gabinetowej nie przysługują kompetencje Rady Ministrów". Oczywiście, celem takich posiedzeń będzie pokazanie szerokiej opinii publicznej jak słabym rządem jest obecny gabinet, względnie zmuszenie partii rządzącej do współpracy z opozycją PiS. W obecnej napiętej atmosferze na rynkach finansowych oraz grożącej Polsce recesji za ,sprawy szczególnej wagi" można uznać wiele obszarów działalności rządu od reformy finansów publicznych, poprzez politykę podatkową i kończąc na budowie infrastruktury (Euro 2012). Ewentualne zarzuty konstytucjonalistów zawsze można odeprzeć stwierdzeniem, że Prezydent rozumie „sprawy szczególnej wagi" jako kwestie, które dotyczą życia przeciętnego Polaka. Jest prawie pewne, że opinia publiczna uzna zwoływanie posiedzeń Rady Gabinetowej za uzasadnione.
Co kwartał zatem Prezydent powinien odpytywać jednego z ministrów rządu Tuska. W razie braku odpowiedzi, absencji, bądź oporu Premiera, minister Kownacki powinien organizować konferencję prasową, na której we właściwy sobie, przekonujący sposób przedstawiałby listę zarzutów wobec danego urzędnika państwowego. Trudno sobie wyobrazić możliwość riposty, kiedy zapyta się ministra Grabarczyka o liczbę kilometrów autostrad, których budowę rozpoczęto w 2008 roku, czy ministra Rostowskiego o plan reformy finansów publicznych, obniżkę podatków oraz podwyżki płac dla sfery budżetowej.
Prezydent powinien jak najszybciej przenieść spór z podwórka premiera, gdzie Palikot z Chlebowskim rzucają kamieniami ludziom po oknach, na obszar merytoryczny, który pozwoli na rozliczenie obietnic wyborczych PO. Pamiętajmy, że zwycięstwo Tuska w wyborach prezydenckich w 2010 będzie końcem nadziei na jakiekolwiek reformy, gdyż establishment i korporacje zadbają o prezydenckie weto wszelkich ustaw, które naruszają ich interesy.
PS. Notka do administratorów. Jako stary bywalec S24 chciałbym prosić o uwzględnienie preferencji wyborczych użytkowników tego portalu. Jeśli w dalszym ciągu będziecie przekształcać S24 w coś w rodzaju ocenzurowanego Onetu czy ulepszonego forum GW, musicie liczyć się ze spadkiem czytelnictwa i odejściem najlepszych prawicowych blogerów. Już teraz wyrastają Wam (Nam) konkurencyjne fora, gdzie nie można znaleźć lewackiego bełkotu. Ponadto zatykanie „góry" SG przez czerwonych też niespecjalnie pomaga. Doceniam warsztat zawodowych dziennikarzy, nawet często się z nimi zgadzam, ale chyba nie o to w tym całym przedsięwzięciu chodzi. Przemyślcie sprawę, bo naprawdę szkoda pieniędzy i nie ma sensu zaprzepaścić wysiłku jaki Pan Igor Janke włożył w rozwój Salonu24.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka