Było to w 1985 roku.
Na drugim końcu Krakowa był strajk.Głodowy.
Kiedy po dłuższym czasie, rozglądając się trwożnie wokoł siebie(bo pół roku wcześniej juz mnie zwinęli 3 maja), dotarłem do Bieżanowa, na ulicę, dzisiaj
zwącą się Popiełuszki, czyjś prywatny minąłem dom w budowie z wielkim napisem Pozdrowienia od podziemia,
do kośćioła również w budowie, zostałem przyjęty jak intruz.
Podchodziłem mówiłem, że chciałem zobaczyć się ze strajkującymi.
Na próżno. Jedyną ludzką reakcją był wrzask: niech poczeka!
Wrzask, o dziwo, damski!
Musiałem się stamtąd wynieść.
Tak to jedyny raz w życiu spotkałem się z Anną Walentynowicz, i dzisiaj
to Jej nazwisko na liscie...
skończę już, bo zaczynam pisac jak Hennelowa.
Inne tematy w dziale Polityka