pokolenie89.pl pokolenie89.pl
111
BLOG

Wolność Tomku w swoim domku.

pokolenie89.pl pokolenie89.pl Polityka Obserwuj notkę 16

Przy okazji starań o własne „M” nasunęło mi się kilka myśli, które chciałbym przelać na papier ( o przepraszam…klawiaturę). Co prawda moje obserwacje dotyczą niedużego miasta w którym mieszkam, myślę jednak, że mają pewne przełożenie na cały nasz kraj. Z racji wieku przedstawię tutaj punkt widzenia człowieka około 30-tki, który ma w miarę stabilną pracę w sferze budżetowej.

Oprócz „głodu pracy”, wśród młodych ludzi, potrzeba niezależności mieszkaniowej jest nie mniej palącą kwestią. W ciągu kilku ostatnich lat ceny mieszkań, domów oraz gruntów wzrosły w Polsce w sposób drastyczny. Z jednej strony obniżenie oprocentowania kredytów hipotecznych spowodowało potencjalny wzrost możliwości zakupu nieruchomości, z drugiej wyzwolona została fala podwyżek tychże. Oczywiście wszystko rozpoczęło się od największych aglomeracji gdzie zapotrzebowanie na nowe mieszkania jest bardzo duże i ciągle wspomaga je napływ młodych ludzi w poszukiwaniu pracy. W ślad za tymi aglomeracjami ceny zaczęły rosnąć w coraz mniejszych miastach. W latach 2005-2007 ceny  poszybowały w górę w sposób szokujący dla przeciętnego potencjalnego nabywcy. Jak to w życiu bywa, jedni cieszyli się z możliwości sprzedaży „gierkowskiego” apartamentu za kwoty umożliwiające zakup lokum na Florydzie, inni rozpaczali mając w perspektywie zaciągnięcie kredytu, który uczyni z nich niewolników do końca życia.

Pierwsze pytanie które nasuwa się od razu przy okazji tego zjawiska brzmi: czy wzrost cen musiał być aż tak olbrzymi? Argumentem na tak jest oczywisty niedobór lokali wobec ciągle rosnącego popytu. W ciągu kilku ostatnich lat w dorosłe życie weszły roczniki wyżu demograficznego lat 80-tych ubiegłego stulecia. Wspomniane już obniżenie oprocentowania kredytów było równie oczywistym stymulantem wzrostu cen, ale czy takie przesłanki usprawiedliwiają wzrosty cen rzędu 200%? Można usłyszeć, że ceny nieruchomości w Polsce muszą osiągnąć poziom europejski. Czy naprawdę Polska może być porównywana w tej kwestii z państwami tzw. „starej Europy”?  Czy faktycznie cena metra kwadratowego mieszkania w Warszawie musi odpowiadać tej w Paryżu i Londynie, a w Sopocie musi równać się cenom apartamentów na Costa Brava?

Młody człowiek rozpoczynający karierę zawodową nie ma przeważnie szans na to aby osiągnąć tzw.  zdolność kredytową. Być może za jakiś czas okaże się, że tak jak we Włoszech, większość 40-latków w Polsce będzie mieszkało z mamusią i tatusiem bo nie będzie ich stać na własne lokum. Włosi przynajmniej zaczynają dostrzegać ten problem jako istotny. Zapewne nie jedna osoba powie, że skoro rynek tak ukształtował ceny to przecież nie każdy musi być właścicielem mieszkania i może je wynająć. Z  pewnością jest w tym część racji. Ale czy my, jako młode pokolenie, nie mamy prawa do tego, aby rozwijał się u nas wolny rynek i prywatna własność dotyczyła jak najszerszej grupy obywateli?

Dopiero niedawno uwłaszczono lokatorów mieszkań spółdzielczych, mimo wielu kontrowersji które spowodował ten krok, wydaje mi się, że jest to kierunek prawidłowy. Poprzez zwiększenie podarzy na rynku wtórnym sytuacja przynajmniej w segmencie mieszkań o niższym standardzie powinna zacząć się normalizować – to znaczy ceny powinny zacząć spadać.

Rzeczą skandaliczną i niedopuszczalną jest zbiurokratyzowanie procedury administracyjnej związanej z wydawaniem pozwoleń na budowę domów, jak również olbrzymia ilość wymagań stawianych przez urzędy w czasie realizowania inwestycji. Uważam, że wraz z rozwojem infrastruktury drogowej (daj Boże by się ona rozwijała) należy tak zmodyfikować krajowe prawodawstwo aby ludzi nie odstraszały od wybudowania własnego domu przerośnięte procedury.

Udział ceny gruntu w finalnej cenie mieszkania ma największy wpływ w centrach dużych miast. Ceny materiałów budowlanych oraz koszt robocizny też mają istotny wpływ, chociaż w małych miastach zarobki budowlańców wcale nie wzrosły tak jak trąbią o tym media.  Czy nie jest tak, że duży wpływ na tak dynamiczne  wzrosty miała spekulacja? Być może źle się to kojarzy z  poprzednim systemem, ale trudno nie zadać takiego pytania. Przynajmniej kilka innych państw zachodniej Europy boryka się z podobnym problemem. Są to państwa różniące się od Polski – o zwiększonym potencjale turystycznym, takie chociażby jak Hiszpania. Należy przy okazji zadać pytanie jaką rolę w tym wszystkim odgrywają media. Wydaje się że wielu tak zwanych ekspertów świadomie podgrzewało nastroje ludzi pragnących zakupić własne „M” strasząc ich nieustannym wzrostem cen. Działo się to w momencie, gdy średni koszt metra mieszkania zaczął uzyskiwać poziom zbliżony do tych w Europie zachodniej. Co ciekawe w momencie obecnego ustabilizowania się cen, media zaczynają bić w bębny, że zbliżają się wielkie spadki cen. Sytuacja jest zupełnie podobna do tego co działo się wokół funduszy inwestycyjnych. Czy to jest czysty przypadek czy celowe działania?

            Niepokojącym zjawiskiem które należy odnotować są wzrastające w związku z inflacją kwoty spłacanych przez kredytobiorców odsetek, a co za tym idzie coraz większe obciążenie ich budżetów domowych . Jeżeli sytuacja będzie się rozwijała w obecnym kierunku zapewne wielu ludzi po prostu zostanie zlicytowanych. Innym pytaniem które się nasuwa jest to, jak do tego problemu podeszły instytucje państwowe. Czy zareagowały prawidłowo? A może nie powinny reagować w ogóle, bo sytuację powinna rozwiązać tzw. „niewidzialna ręka rynku”? Nie wydaje mi się aby problem ten był w jakiś sposób szerzej zauważony

Na zakończenie chciałbym posłużyć się obrazowym porównaniem naszego rynku mieszkaniowego na prowincji. Kiedyś z ciekawości przeglądałem oferty sprzedaży mieszkań w małych miejscowościach w Bawarii. Okazało się że cena metra jest tam zbliżona do średniej ceny na Zamojszczyźnie…     

                                                                      Tomasz Hanejko

Publicyści są członkami Ruchu Młodego Pokolenia - POKOLENIE'89

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka