Kurier z Munster Kurier z Munster
94
BLOG

Teleturniej „dwóch z dziesięciu” zakończony…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 4

 

Dla Bronisława Komorowskiego największym sukcesem było nie popełnienie gafy, dla Jarosława Kaczyńskiego ignorowanie prowokacji. Jednym słowem kończąca się kampania wyborcza była wyjątkowo defensywna. Andrzej Olechowski kompletnie rozczarował. Pawlak był taki jak zawsze, czyli nijaki. Lepper zatracił bojowość. Na tle ogólnego marazmu pewien względny sukces osiągnęli Grzegorz Napieralski i Janusz Korwin-Mikke, ale głównie dlatego, że pozostali kandydaci byli słabi.

Kampania wyborcza tym razem nie zachwyciła. Brakowało jej przede wszystkim charakteru, myśli przewodniej. Można się spodziewać, że frekwencja w ciepły czerwcowy dzień będzie niska, a już na pewno najniższa spośród wszystkich kampanii prezydenckich, które się w Polsce do tej pory odbyły.

Drugi wniosek jest jeszcze bardziej przykry. Nie mamy w Polsce polityka wielkiego formatu. Żaden z nich nie posiada odpowiedniej klasy, światowego obycia, nie zna języków obcych. Modernizatorskich wizji oraz programów też trudno się dopatrzyć. Używanie więc w kontekście tak kiepskich jakościowo kandydatów kategorii męża stanu jest profanacją tego jakże doniosłego pojęcia. Działa to destruktywnie i niepotrzebnie obniża poziom na przyszłość.

To oczywiście konstatacje ogólne, teraz czas na konkrety.

Bronisław Komorowski. Można go scharakteryzować za pomocą jednego stwierdzenia: „Flaki z olejem”. Czym więcej starał się pokazać tym gorzej na tym wychodził… Zyskiwał w sondażach dopóki był postrzegany w kontekście Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. Jednak i tak jego notowania zawsze kształtowały się na niższym poziomie niż partia, którą reprezentuje. Świadczy to o niskiej jakości kandydata. Gdy zaś pokazał trochę swojej osobowości, przymiotów personalnych, to już była katastrofa. Kandydat bez charakteru, charyzmy, z poważnymi – co ewidentnie pokazała kampania – brakami w wykształceniu. Prowadził nudną, przegadaną kampanię. Spoty telewizyjne nieprofesjonalne, przejaskrawione przeszłością.

Dodatkowo przy okazji kampanii wyborczej Bronisława Komorowskiego ujawnił się głębszy, a już od dawna sygnalizowany przez socjologów problem, dotyczący całej Platformy Obywatelskiej. Bez Jarosława Kaczyńskiego pr. tego ugrupowanie nie istnieje. Dopóki Kaczyński dystansował się od kampanii, dopóty PO nie mogła sobie poradzić. Paradoksalnie pojawienie się Jarosława Kaczyńskiego pomogło kampanii Komorowskiego. To świadczy, że Platforma nie posiada swojego własnego konstruktywnego wizerunku, a jest jedynie antytezą PiS-u.

Jarosław Kaczyński. Przedsięwzięcie zmiany wizerunku nie powiodło się. Nie mogło się powieść. Od początku skazane było na porażkę. Projektów zmiany wizerunku nie inicjuje się przed wyborami, bo wówczas cały zabieg przestaje być wiarygodny. Na odwrócenie negatywnych skojarzeń potrzeba lat, a nie tygodni, czy nawet miesięcy. Zmiany świadomościowe dokonują się wolno. Stereotypy przełamuje się długo.

Inna sprawa, to pytanie, czy Kaczyńskiemu potrzebna jest zmiana politycznego image…? Do tej pory jego atutem – wbrew różnego rodzaju opiniom – była charyzma i wyrazistość. Jarosław Kaczyński wygrywał dotąd, gdy był wyrazisty, gdy natomiast starał się używać eufemizmów to przygrywał. „Przytępienie” wizerunku może się okazać kardynalnym i brzemiennym w skutkach błędem, albowiem gdy w drugiej turze Kaczyński spróbuje powrócić do dawnego (jednak mimo wszystko korzystniejszego) liftingu, gdy „powróci stary dobry Kaczyński”, co już dziś niektórzy politycy PO próbują ironizować, to narazi się na zarzut zinstrumentalizowania wizerunku. A sztab Bronisława Komorowskiego nie omieszka tego wykorzystać.

Po tragedii smoleńskiej na rzecz Jarosława Kaczyńskiego zaczęła pracować sytuacja. Zyskał dobrą koniunkturę. Jeżeli osiągnie w tych wyborach jakiś sukces, to jedynie dzięki tej koniunkturze, a nie dobrej kampanii. Udała mu się jednak na koniec prowokacja z służbą zdrowia. Komorowski dał się „zaprosić” na wyjątkowo newralgiczne pole debaty publicznej. Dobra koniunktura polityczna powoduje, że Jarosław Kaczyński nadal ma szansę zostać prezydentem.

Grzegorz Napieralski. Dobry kandydat to taki, który może zebrać większe poparcie niż jego partia… I w tym sensie Napieralski jest kandydatem dobrym. Dostanie więcej głosów niż mógłby otrzymać nieżyjący Jerzy Szmajdziński, czy ktokolwiek inny z lewicy, oprócz Jolanty Kwaśniewskiej i Włodzimierza Cimoszewicza. Pracowity. Jego kampania była o tyle dobra, że inna…Na pewno zyskał też na młodości. Na tle nudnego Komorowskiego i „przygaszonego” Kaczyńskiego dobrze wypadł w telewizyjnej debacie.

Waldemar Pawlak. To co zawsze… Prawdziwy Pawlak. Pozbawiony wyrazu, emocjonalnego „drgania”. Momentami potrafił być jednak ciekawy merytorycznie. Widać, że się świetnie zna na technologiach innowatorskich. Pasjonat internetu. Jego metafora o „ciastku”, wypowiedziana podczas debaty na Uniwersytecie Warszawskim wielu zainspirowała. W debacie telewizyjnej „czterech” też nie wypadł aż tak źle, jak się powszechnie uważa.

Problem ludowców leży gdzie indziej. Powoli wyczerpuje się formuła tego typu partii, co PSL. Wbrew pozorom istnieje silna konkurencja na scenie politycznej. Przede wszystkim PiS, ale również Platforma posiadają swoje ludowe skrzydła. W przypadku PSL-u działa też „syndrom przystawki”. Paradoksalnie jako mniejszy partner w liczbach bezwzględnych więcej płaci w sondażach za rządzenie.

Andrzej Olechowski. Rozczarowanie roku. Miał być, co najmniej tym trzecim. Będzie w „ogonie” stawki. Bezbarwny i flegmatyczny dziadek, maruda. Kampania prowadzona bez idei. Jak się dobrze postara, to może przegrać nawet z Lepperem. Wstyd!

Janusz Korwin-Mikke. Jak na przedstawiciela – co by nie powiedzieć – niszowego środowiska fakt wyprzedzenia w niektórych ankietach demoskopijnych Pawlaka, Olechowskiego, czy Leppera należy uznać za duży sukces. Wprawdzie nie wiadomo, jak będzie w wyborach… Mówi wiele logicznych spraw. Jednak problem jego polega w dalszym ciągu na tym, iż nie mówi tego elegancko, przystępnie dla ludzi. Jedyny już chyba na polskiej scenie politycznej polityk, który nie zmienił wizerunku, prawdziwie ideowy. Powoli chyba jego argumenty zaczynają trafiać do społeczeństwa.

Marek Jurek. Robił wrażenie uczciwego, przyzwoitego człowieka. Trudno mu się jednak przebić do opinii publicznej, gdyż po pierwsze reprezentuje słabe środowisko polityczne, które nie posiada żadnych poważniejszych instrumentów, ani atutów. Po drugie poglądy jakie wyznaje nie są we współczesnym świecie modne. Polityk ciekawy, szanowany nawet przez politycznych przeciwników. W kampanii jawił się jako kandydat rozważny i wypadał dość merytorycznie.

Andrzej Lepper. Mimo wszystko pozytywne rozczarowanie. Pierwsza kampania, w której nie uprawiał warcholstwa. Nawet nie zauważyłem, że kandyduje… Złagodzenie populizmu mu jednak absolutnie nie służy, gdyż aby konkurować na płaszczyźnie merytorycznej jest po prostu za słaby.

Kornel Morawicki i Bogusław Ziętek. W tej kampanii typowi autsajderzy. Nie wypadli jednak gorzej niż się można było spodziewać. Nie zrobili żadnej politycznej „zadymy”. Morawiekiego trzeba szanować za zasługi dla historii. Miał fajny telewizyjny spot – „kim jest Kornel Morawiecki”. Ziętek okazał się zaś ciekawy, gdyż reprezentuje alternatywny wobec SLD nurt lewicy PPS-owskiej, czyli lewicy socjalnej.

Mimo wszystko trzeba iść na wybory, bo to nasz obywatelski obowiązek. Aczkolwiek szczerze mówiąc – nie ma na kogo głosować.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka