Kurier z Munster Kurier z Munster
117
BLOG

Pożegnanie z Salonem24!

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 52

 

Część komentatorów uznała porażkę Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich jako sukces. Jednak w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Lider PiS-u nie wykorzystał ogromnej szansy, jaką stworzyła przed nim historia. Tragedia smoleńska „obudziła” wielki społeczny potencjał. Kaczyński tego nie wykorzystał. Drugi raz tak dobrej politycznej koniunktury, „fali sprzyjających wiatrów” już mieć nie będzie.

W zakończonych wyborach prezydenckich obowiązywało hasło „teraz, albo nigdy”. Kaczyński chyba do końca tego nie zrozumiał, nie przeniknął logiki zaistniałej sytuacji. Czasami miałem wrażenie, że zbytnio mu nawet nie zależy na zdobyciu prezydentury. Okazja na przełamanie impasu została zaprzepaszczona.

Jestem pewien, że za rok wybory parlamentarne wygra Platforma Obywatelska. Będzie to swoisty plebiscyt polityczny nad rządem Tuska, który dla premiera zakończy się zwycięsko. Być może PO zdobędzie nawet połowę mandatów w Sejmie. Emocjonalne oddziaływanie tragedii smoleńskiej osłabnie, polaryzacja pomiędzy PO a PiS-em jeszcze bardziej się zaostrzy, a o wszystkim zadecyduje negatywny wobec PiS-u algorytm kształtowania preferencji politycznych. Porażka PiS-u ostatecznie zakończy rządy Kaczyńskiego w tej partii i prawdopodobnie rozpocznie proces rekonfiguracji polskiej sceny politycznej.

Nawet jednak gdyby rozpatrywać dla PiS-u najbardziej korzystne scenariusze i hipotetycznie przyjąć, iż wygra przyszłoroczne wybory parlamentarne, ale nie w takiej skali, aby samodzielnie rządzić, to i tak z nikim nie będzie w stanie stworzyć koalicji. SLD z przyczyn światopoglądowych, kulturowych, czy ze względu na istnienie pewnego układu interesów zawsze będzie skłaniać się w kierunku PO. I prawdopodobnie taka właśnie powstanie przyszła koalicja – o ile Platforma nie uzyska połowy mandatów w Sejmie…

Rok temu przewidywałem proces „przemagnetyzowania biegunów” sceny politycznej i zwycięstwo kandydata PiS w wyborach prezydenckich. „Przemagnetyzowanie” w jakiś sposób następuje, ale nie poprzez wypełnianie luki po lewej stronie PO przez nowy polityczny podmiot (wtedy uważałem iż będzie to SD), a na skutek zagospodarowywania lewicowego kulturowo elektoratu przez Platformę Obywatelską, która w odniesieniu do PiS-u staje się, czy przynajmniej spełnia rolę (pełni obowiązki) centrolewicy. SLD w tej dychotomii nie przekroczy progu 15%, a znaczenie Sojuszu w perspektywie najbliższych wyborów raczej będzie słabło. Sukces Napieralskiego ma charakter incydentalny i nietrwały. Aby SLD mogło wyraźnie zyskać musi stać się „kontekstem optycznym” PO. Może to nastąpić jedynie w wyniku radykalnego spadku notowań PiS-u i przesunięcia Platformy na prawo.

Sprawą nie do końca przesadzoną jest dla mnie przyszła współpraca pomiędzy prezydentem Bronisławem Komorowskim a premierem Donaldem Tuskiem. Podczas wieczoru wyborczego, po ogłoszeniu pierwszych sondażowych wyników Komorowski w swoim przemówieniu nie podziękował Tuskowi. Do rangi symbolu urastają natomiast gesty kurtuazji wobec Tadeusza Mazowieckiego. Genealogia Komorowskiego sięga do czasów UD. To by znaczyło, że w PO może odżyć dawny podział na UD i KLD, a prezydentura Komorowskiego przybrać formę mentorskiej i etosowej.

Jest kilka rzeczy, które mnie w zakończonej kampanii prezydenckiej mocno poraziły. Telewizja publiczna wyraźnie sprzyjała kandydatowi PiS-u; z drugiej strony media komercyjne (TVN, TOK FM) Platformy. Nie było to nawet subtelne, a ewidentnie „grubymi nićmi szyte”. Niektórzy dziennikarze Joanna Lichocka, Monika Olejnik, Tomasz Wołek, Tomasz Lis zachowywali się jak partyjni propagandziści. Owsiak zorganizował akcję pomocy na rzecz powodzian w terminie drugiej tury wyborów. Prokuratura zapowiedziała skierowanie do Sądu wobec polityka związanego z jednym z kandydatów aktu oskarżenia na zaledwie kilka dni przed ostatecznym głosowaniem. W kampanii obydwie strony używały „trupów” (paradoksalnie w większym stopniu PO) i licytowały się na populistyczne obietnice. To wszystko nie są standardy cywilizowanej, rozwiniętej demokracji.

Nie udało mi się przewidzieć wyniku wyborów prezydenckich. Można mnie za to krytykować i wszelką krytykę z pokorą przyjmuję. Proszę jednak pamiętać, iż obstawiałem zwycięstwo kandydata PiS-u jeszcze w momencie, kiedy wszyscy uważali to za nieprawdopodobne, a partia Jarosława Kaczyńskiego uzyskiwała w sondażach poziom 25%. W efekcie do potwierdzenia moich analiz zabrakło niewiele, a kierunek wyborczych procesów, jak mi się wydaje antycypowałem dobrze, już na rok przed dniem wyborów. Na terenach wiejskich kandydat PO miażdżąco poległ. Nie wziąłem jednak pod uwagę faktu, iż nieco zmieniły się nastroje społeczne w małych miastach (do 50 tys.). Platforma w stosunku do przeszłości znacznie tam zyskała. Nie sadziłem również, że PO otrzyma tak wielką „osłonę kulturową”. Od kilku lat nie mieszkam w Polsce.

Jednak dobry analityk czy publicysta powinien brać odpowiedzialność za słowa. Jestem człowiekiem ambitnym, chcę zachowywać się jak człowiek honoru. Ostatecznie (bo liczy się końcowy wynik) moje analizy nie potwierdziły się. W tak poważnym gronie jakim jest Salon24, gdzie jest wiele osób, które bardzo polubiłem i szanuję nie może być więc dla mnie miejsca. Analityk tak jak lekarz musi odpowiadać za swoje diagnozy. W polityce nie może być miejsca dla fałszywych proroków, mylnych wizjonerów. Po drugie nie sądzę, aby moje pisanie w polskim życiu publicznym mogło cokolwiek zmienić, nikt się tym zapewne nie przejmuje. Kochałem to miejsce, ale dziś piszę po raz ostatni. Oczywiście nigdy nie mówię nigdy… nie wykluczam, że kiedyś zmienię zdanie, ale sporo rzeki w Wiśle upłynie. Do nikogo nie mam pretensji.

Chciałbym tylko, aby nadal istniało lubczasopismo, które założyłem „Liberal Telegraf”. Proszę osoby, które już tam są, aby regularnie pisały dla tego internetowego periodyku i rozwijały je. O to bardzo proszę!

I na koniec jeszcze jedno: W życiu, sporcie, czy polityce bardzo rzadko występuje fenomen zwycięskiej porażki. Jeden z trenerów sportowych powiedział kiedyś, że tak naprawdę liczy się tylko złoto. Albo się wygrywa finał mistrzostw świata w piłce nożnej, albo nie… Rzadko drużyna, która przegrała w finale gra w nim za cztery lata po raz drugi. O przegranych szybko się zapomina, zwycięzca zaś, jak mówi słynny przebój ABBY bierze wszystko, pamięta się tylko o zwycięzcach. Dlatego nich nikt nie mówi, że Kaczyński, Napieralski, czy ktokolwiek inny cokolwiek wygrali. Wygrał Komorowski i to jemu należy oddać majestat zwycięzcy. Nie twierdzę, że to mi się podoba, ale takie są fakty. W tych wyborach (podobnie jak i w poprzednich) nie miałem swojego kandydata. Po prostu żaden z nich nie był godny tej zaszczytnej funkcji.

Wszystkiego dobrego!

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka