Kurier z Munster Kurier z Munster
71
BLOG

Rozpoczęła się batalia o realną władzę

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 20

 

Jest być może coś na rzeczy w hipotezie, że Jarosław Kaczyński nie chciał wygrać wyborów prezydenckich, a mówiąc chyba trafniej poziom jego determinacji nie był w tej sprawie najwyższy. Tu idzie gra o „rozdanie” parlamentarne. PiS wykalkulował sobie, że opłaci mu się teraz efektownie przegrać, aby później efektywnie wygrać. PO też odpuściła temat prezydencki wystawiając polityka nie do końca z pierwszej linii. Czy to dobra strategia?

Kalkulacja PiS-u jest błędna. Jest taka stara łacińska dewiza „periculum in mora”  („niebezpieczeństwo w zwłoce” ). W polityce trzeba „ugrywać” poszczególne „rozdania”, podobnie jak w kartach, bo inaczej dobra karta się odwraca, zwycięska passa wygasa. Innymi słowy: w polityce należy brać, co w danym momencie jest do wzięcia. Czas nie zawsze pracuje na korzyść przegranych.

Gdyby Jarosław Kaczyński poszedł na całość i wygrał wybory prezydenckie odzyskałby inicjatywę. Zdobył ważny „przyczółek” dający się wykorzystać do budowania szerszego niż PiS obozu politycznego. Zdezawuował wizerunek polityka nieskutecznego o niskim stopniu wybieralności i małej zdolności nawiązywania koalicji. Jednak z drugiej strony istniało ryzyko, że mógłby na tym również przegrać. Prezydentura jakby na to nie patrzeć zawsze wikła w rządzenie, wymaga dyspozycji koncyliacyjnych, a to "przytępia" ostrość retoryczną języka opozycji. Być może z pozycji prezydenta trudniej byłoby krytykować rządzących, niż z pozycji lidera największej partii opozycyjnej. A największe ośrodki opiniotwórcze (poza jednym) nie są przecież po stronie PiS-u. To wszystko pewnie Kaczyński ważył. Ale jego błąd jest gdzie indziej…

Wygrywając wybory prezydenckie Kaczyński przede wszystkim przerwałby trwającą prawie od czterech lat (licząc wybory samorządowe) dobrą passę Platformy. To jest sytuacja, która nazywa się politycznym przesileniem. Taki moment zawsze powoduje u rządzących impas, wywołuje napięcia, wzmaga tendencje do rozliczeń. PO weszłaby w następującą po sobie sekwencję wyborów lokalnych oraz parlamentarnych w złej atmosferze, z pesymistycznym nastawieniem struktur członkowskich, osłabiana wewnętrznymi sporami i kunktatorstwem nie do końca lojalnego koalicjanta. Z kolei PiS „jechał” na entuzjazmie i chwytał „wiatr w żagle”. To PiS miałby handicap inicjatywy.

Ale jeżeli Jarosław Kaczyński nie potrafił wygrać ze słabym medialnie i osobowo Bronisławem Komorowskim, to już nie wygra z nikim... Za rok w wyborach parlamentarnych „twarzą” PO będzie Donald Tusk. Tusk ma znacznie lepszą socjotechnikę od Komorowskiego. Tusk skutecznie potrafi odgrywać „putinowskie spektakle”, maszerując z ludźmi po wałach i nakazując rozliczać lokalnych notabli. Jest efekciarski, ale skuteczny. Kampania parlamentarna zostanie przez strategów PO spersonalizowana, zamieniona w plebiscyt, w którym funkcjonować będzie jedno zasadnicze pytanie: czy chcesz premiera Tuska, czy Kaczyńskiego? Górę weźmie aspekt wizerunkowy. Ludzie wybiorą Tuska.

Wbrew pozorom takie fizjonomiczne akcenty odgrywają w polityce duże znaczenie. Dlaczego na przykład Leszek Balcerowicz postrzegany jest w percepcji społecznej ciągle w konotacji pejoratywnej, a Marek Borowski, czy Marek Belka umiarkowanie pozytywnie? Wszyscy oni proponowali w sferze gospodarki mniej więcej to samo, popierali podobne programy, ale przeważyły niekorzystne cechy fizjonomii Balcerowicza. W konsekwencji to on stał się uosobieniem wszelkiego zła. To prymitywne myślenie, ale faktycznie występujące w procesach świadomościowych.

Jarosław Kaczyński przegrał wybory prezydenckie przy po raz pierwszy od wielu lat korzystnej dla jego działalności koniunkturze politycznej. Platforma Obywatelska wygrała przy raczej niesprzyjających warunkach. Na kogo będzie pracowała sytuacja przez najbliższy rok, tego nikt nie wie. Jest jednak jeden szkopuł… Jeżeli PO zmobilizowała przy okazji batalii o obszar nie dający realnej władzy, ilustrowany przez jej przywódcę za pomocą metafory „pałacu i żyrandoli” ogromne siły, to można się z dużym prawdopodobieństwem spodziewać, że za rok w wyborach parlamentarnych, w walce tak naprawdę o utrzymanie rządu (gdzie jest realna władza) „zagra” jeszcze mocniejszymi „kartami”, a różne wpływowe ośrodki i środowiska quasi polityczne będą ją mocno wspierać.

Teraz „gra” rozpoczyna się na poważnie. Dla Kaczyńskiego i Tuska jest to walka w kategoriach „być albo nie być”. Potencjalnie istnieją trzy hipotetyczne warianty, w których Platforma Obywatelska mogłaby przegrać wybory. Po pierwsze nadejście kryzysu gospodarczego, który zmieniłby w poważnym stopniu konfigurację społecznych nastrojów w stronę wzrostu postaw negatywnych. Po drugie jakaś spektakularna afera podważająca zaufanie do rządu Donalda Tuska. Po trzecie napięcia wewnętrzne, psujące wizerunek „partii umiaru” i osłabiające jej mobilność. Po czwarte – trzeci czynnik może być skorelowany z którymś z dwóch pierwszych.

Jednak, aby PiS przejął władzę, to musi wygrać „rozdanie” parlamentarne – albo na tyle mocno, aby rządzić samodzielnie, albo stworzyć z kimś koalicję, co będzie nieprawdopodobnie trudne. Jedno jest pewne – rozpoczęła się batalia o realną władzę.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka