Wbrew pozorom to będzie trudne cohabitation prezydenta Bronisława Komorowskiego z premierem Donaldem Tuskiem. Widać to już po pierwszych decyzjach, miedzy innymi tych związanych z nominacją Dworaka i Lufta do KRRiT. Komorowski zaakcentował w ten sposób swoją niezależność. Już na początku (zaraz po wyborze na prezydenta) „zagrał na nosie” Tuskowi oraz Schetynie. W międzyczasie toczy się gra wokół Janusza Palikota, która jest tak naprawdę grą przeciwko Donaldowi Tuskowi.
Symptomatyczny był moment w sztabie PO bezpośrednio po ogłoszeniu pierwszych sondażowych wyników wyborów prezydenckich. Komorowski nie podziękował Tuskowi. A pierwszą osobą, do której skierował słowa podziękowania był – co jest równie symptomatyczne – Tadeusz Mazowiecki. To by znaczyło, że w jakiś sposób został wskrzeszony „duch” Unii Demokratycznej, że na znaczeniu przybrały dawne polityczne podziały i genologie sięgające do początku lat dziewięćdziesiątych. One nadal są obecne w polskim życiu publicznym, tyle tylko, że nie zawsze obiektywizowane.
Czyim w takim razie prezydentem będzie Bronisław Komorowski? Na pewno nie wszystkich Polaków i na pewno nie całej PO. W uproszczeniu i w wymiarze symbolicznym można powiedzieć, że będzie prezydentem Unii Demokratycznej i Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Na tych środowiskach zbuduje swoje polityczne zaplecze. Ale chodzi tu również, a może nawet bardziej o aspekt symboliczny – o pewien sposób myślenia jaki reprezentowała niegdyś UD. Komorowski będzie z jednej strony prezydentem koncyliacyjnym, a z drugiej establishmentowym oraz etosowym. Otworzy się na określony krąg politycznych nurtów, takich jak choćby SD, PD, UP, a po przeciwnym biegunie Prawica Polska Marka Jurka, czy nawet cześć PiS-u, gdyż to pozwoli mu budować niezależne od jądra PO otoczenie.
Można być sceptycznym wobec zapowiedzi dobrej współpracy prezydenta Komorowskiego z premierem Tuskiem. Jest kilka obiektywnych przesłanek, które są w stanie pogorszyć poprawne do tej pory relacje. Potencjalna rywalizacja będzie ogniskować się na czterech newralgicznych obszarach. Po pierwsze – konstytucja, ciągle w wielu miejscach dwuznaczna i nieprecyzyjna; po drugie – walka o wpływy w PO, zarówno Tusk, jak i Komorowski muszą starać się przejąć nad poszczególnymi częściami Platformy kontrolę; po trzecie – zabieganie o przychylność mediów i ich podporządkowanie; wreszcie po czwarte – rozbieżność politycznych interesów. Dla Komorowskiego najważniejszym w tej chwili celem jest wybić się na niezależność, pokazać, że jest politykiem niezależnym. Z kolei dla Tuska priorytetowym zadaniem z punktu widzenia wizerunku przywódcy i głównego rozgrywającego na polskiej scenie politycznej jest utrzymać prezydenta Bronisława Komorowskiego „w szachu”.
Czyżby zatem czekała nas „szorstka przyjaźń”, podobna do tej, jaka miała miejsce za czasów cohabitation Aleksandra Kwaśniewskiego z Leszkiem Millerem? Niemcy mawiają, że wszelkie analogie zawodzą… Jednak w tym przypadku nie zawiodą. Do „wojny pałacowej” dojdzie, bo taka jest logika sytuacji. W delikatniejszym wydaniu do walki rządnych konsumowania władzy „dworów”. Pomijając determinanty subiektywne w polityce konflikty są często generowane przez uwarunkowania strukturalne, zespoły określonych obiektywnych relacji. Platforma Obywatelska jest konglomeratem potężnych, ale nie zawsze zbieżnych interesów. Jest wiele pól, na których prędzej, czy później dojdzie do konfliktów, pomiędzy ośrodkiem rządowym a prezydenckim.
Komorowski – co by o nim złego nie powiedzieć – potrafi zagrać wytrawnie. Pośrednio pierwszy raz „pstryknął Tuska w nos”, gdy utworzył Radę Bezpieczeństwa Narodowego. To było wymierzone przeciwko Kaczyńskiemu, aby „ugrać” trochę głosów, ale i przeciwko Tuskowi. To takie pokazanie, że istnieje ciało bardziej reprezentatywne politycznie od rządu, że najważniejsze dla państwa decyzje zapadają, a przynajmniej zapadają również na innym od rządowego poziomie.
W PO jest w tej chwili trzech wpływowych graczy: Tusk, Komorowski i Schetyna. W najlepszej sytuacji jest Schetyna, albowiem jest on potrzebny zarówno Tuskowi jak i Komorowskiemu… Trudno sobie wyobrazić alians Tuska i Schetyny przeciwko Komorowskiemu. Łatwiej Komorowskiego i Schetyny przeciwko Tuskowi. Ale każdy oczywiście będzie grał na siebie. Bo w polityce tak już jest… Ale należy pamiętać, że polityka podobnie jak i życie nie lubi „trajkotów”.
Czwartym graczem chce być Janusz Palikot. Palikot jest człowiekiem Tuska. Tym samym atak na Palikota jest „metaforą”, swego rodzaju emanacją gry prowadzonej przeciwko Tuskowi. Jeżeli Tusk stanie wprost w obronie Palikota straci wizerunkowo. Jeżeli pozwoli na jego usunięcie z PO straci politycznie. Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia.
Zapewne do wyborów parlamentarnych wzajemne konflikty będą kanalizowane, aby nie przegrać z PiS-em. Gdy jednak Platforma utrzyma monopol władzy i nie będzie zagrożona perspektywą wyborów – wybuchną one znowu ze zdwojoną siłą.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka