Joanna Kluzik-Rostkowska jest już w Platformie Obywatelskiej. Wcześniej szeregi rządzącej partii zasilił popularny polityk lewicy Bartosz Arłukowicz. Stratedzy polityczni PO grają va bank, biorą wszystko to co jest na rynku i co może im się przydać. Jak na razie pierwszą odsłoną kampanii wyborczej (bo nie ukrywajmy że już ona się powoli zaczyna) jest polityka transferowa.
W pojedynku PO-PiS w dotychczasowej rozgrywce prowadzi Platforma. Trzeba sobie powiedzieć szczerze Arłukowicz i Kluzik-Rostkowska to duże wzmocnienie. Pozyskanie tych polityków uwypukla skrzydła rządzącej partii, rozszerza jej potencjał wizerunkowy. Obydwie postacie są w stanie emitować atrakcyjny przekaz dla elektoratu centrolewicowego. Jednak zdecydowanie więcej atutów posiada Arłukowicz, widać, że ma osobową charyzmę, efektownie wypada w mediach.
Marka i wizerunek
Wbrew pozorom Kluzik-Rostkowska nie dysponuje talentem medialnym. Brak jej finezji, przebojowości, dynamiki. Jej społeczna rozpoznawalność daleko odbiega od poziomu, który osiągnął Arłukowicz. Ale każdy nowy polityk to dodane punkty procentowe dla Platformy. Proces ten przebiega w dwojakim rozumieniu: lokalno-środowiskowym – transferowicze mają swoich zwolenników, którzy idąc ich tropem zasilają populację wyborczą PO; i globalnym – najkrócej mówiąc wzrasta atrakcyjność Platformy, rozszerza się jej spektrum polityczne, a w ślad za tym target wyborczy.
Wszelako jednak w tym przypadku może także zafunkcjonować precedens w drugą stronę. Skuteczność polityki transferowej nie zawsze musi być sprawą oczywistą. W sensie globalnym na dłuższą metę taka taktyka często psuje markę. W tym miejscu należy rozróżnić dwie istotne rzeczy występujące w sferze socjotechnicznej – markę i wizerunek. Czasami jest tak, że konkretne przedsięwzięcia socjotechniczne budują efektowny wizerunek, ale w dłuższej perspektywie czasowej, w grze na długi horyzont psują markę. Marka i wizerunek to dwie pokrewne, ale w żadnym razie nie tożsame kategorie. Pierwszy desygnat znaczeniowy jest utrwalonym komponentem świadomości, czerpie swoją siłę ze źródła względnie obiektywnych czynników, zazwyczaj pozytywnie zweryfikowanych przez doświadczenie życiowe; drugi natomiast opiera się na kreatywności tak zwanych spin-doktorów, stanowi nadbudowę sztucznej socjotechnicznej formuły wobec rzeczywistego obrazu.
PO czytaj polityczny oportunizm
Wyciąganie coraz to nowych polityków z pozostałych ugrupowań politycznych może przeorientować społeczny odbiór Platformy Obywatelskiej – ukazać ją jako partię agresywną wobec przeciwników, kierującą się przesłankami koniunkturalnymi, uprawiającą polityczny handel. W rezultacie na dłuższą metę można osiągnąć rezultat przeciwny od zamierzonego. Aby się tak jednak stało musiałaby to przeczytać społeczna świadomość. Ta zaś jest już raczej do tego typu zachowań przyzwyczajona. W Polsce w różnych aspektach rzeczywistości nastąpiło coś, co można nazwać hartowaniem opinii publicznej – ludzie przyzwyczajają się do oportunizmu polityków, koniunkturalizmu, słabej kondycji moralnej, niskiego poziomu pryncypialności ideologicznej, postaw korupcyjnych. Takie zachowania już nikogo nie dziwią. Brakuje oczyszczającej funkcji opinii publicznej, zawodzą mechanizmy kontrolne. Społeczeństwo nie reaguje na tego typu sytuacje. Bardzo ciekawie pisała o tym kiedyś znana blogerka Kataryna w jednym z wpisów na swoim blogu internetowym, dowodząc, iż tym czym różni się Polska obecna od tej sprzed okresu afery Rywina, jest (tak można podsumować jej argumentację) utrata zdolności do okazywania zażenowania, dezaprobaty, bulwersacji. Inaczej mówiąc w Polsce doszło do osłabienia, czy może nawet wyłączenia funkcji kontroli społecznej. W sensie zaś aksjologicznym zaistniało zjawisko jeszcze bardziej niebezpieczne, sprowadzające się do przewartościowania patologii w normę. Powtarzalność patologii konstytuuje normę. Opinia publiczna pewnych zachowań już nie napiętnowuje.
Racjonalizacja nielojalności
W dojrzałych demokracjach zachodnich politycy zachowujący się w sposób podobny do Joanny Kluzik-Rostkowskiej, czy Bartosza Arłukowicza nie mieliby szans. W Niemczech za wykonanie takiego skomplikowanego politycznego piruetu zostaliby wyrzuceni z przestrzeni politycznej, na Zachodzie Europy w polityce premiuje się lojalność oraz ideowość – ludzie, którzy przeskakują z partii do partii nie są traktowani poważnie.
W całej sprawie najbardziej śmieszne jest uzasadnienie, jakie próbuje ferować Joanna Kluzik-Rostkowska. Twierdzi ona, iż przeszła do Platformy Obywatelskiej, aby zapobiec przejęciu władzy przez Jarosława Kaczyńskiemu. Tymczasem najlepszym sposobem na niedopuszczenie do ewentualnych rządów Jarosława Kaczyńskiego byłoby uczynienie Kluzik-Rostkowskiej szefową sztabu wyborczego PiS-u. Pod tak nieudolnym kierownictwem na pewno PiS nigdy władzy by nie zdobył. Ewidentnie przekonują o tym wybory prezydenckie, gdzie Kluzik-Rostkowska kierując kampanią Kaczyńskiego nawet w warunkach dobrej koniunktury polityczne dla PiS-u nie potrafiła zapewnić tej formacji zwycięstwa. Uzyskała wynik wyborczy o wiele gorszy od istniejącego potencjału.
Oczywiście Kluzik-Rostkowska mówiąc, iż jej działanie podyktowane jest chęcią zatrzymania Kaczyńskiego racjonalizuje swoją nielojalność polityczną, dobudowuje ideologię do sytuacji. W gruncie rzeczy chodzi jedynie o parlamentarny stołek, Kluzik-Rostkowska dobrze czuje się w Sejmie i rzeczą drugorzędną jest dla niej z jakiej tam wejdzie listy. Chodzi o koniunktoralny interes polityczny. Jestem zbyt stary i zbyt długo obserwuję polskie życie polityczna, aby nabierać się na takie numery. Z dużym stopniem prawdopodobieństwa można zaryzykować tezę, że gdyby rok temu Kaczyński nie dokonał marginalizacji Kluzik-Rostkowskiej, gdyby została szefową Klubu Parlamentarnego PiS, a w ślad za tym posiadała domniemanie uzyskania wysokiej pozycji na wyborczej liście, to dzisiaj wiernie wtórowałaby Kaczyńskiemu.
Bez reklam na koszulkach
Platforma Obywatelska prowadzi intensywną politykę transferową. Donald Tusk porównuje swój polityczny team do najlepszego w tej chwili klubowego zespołu piłkarskiego na świecie FC Barcelony. Wprawdzie ta analogia doskonale pokazuje sytuację PO ale w zupełnie innym sensie niż ten zamierzony przez Tuska. Rozumowanie za pomocą tej analogii można prowadzić również w drugą stronę. To co różni Dumę Katalonii od rządzącej Polską partii to fakt, że w pierwszym przypadku mamy do czynienia z siłą realną, w drugim z wirtualną. Barcelona posiada autentyczną, prawdziwą, naturalną markę, zaś Platforma Obywatelska to jedynie stworzony przez socjotechnicznych spin doktorów marketingowy bajer (nie mylić przypadkiem z Bayernem Monachium). Piłkarze Barcelony grają naprawdę (w dodatku jako jedyny klub na świecie bez reklam na koszulce), politycy PO udają, że grają. I na tym niestety polega zasadnicza różnica obnażająca poziom polskiej polityki.
Roman Mańka
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka