Rządzą nami ludzie, którzy nigdy porządnie nie pracowali. W Stanach Zjednoczonych żeby wejść do polityki, najpierw trzeba zarobić uczciwie pieniądze i to spore, aby ich część można było zainwestować w karierę polityczną. I tam demokracja jest wzorowa. W Polsce to w większości są nieudacznicy. Oni mają zawód polityk. I jak trafnie powiedział jeden z dziennikarzy, to jest taki wrestling, czyli amerykańska „ustawka” zapasów dla frajerów. Po jednej stronie stoi Jarosław Kaczyński, po drugiej Donald Tusk i oni udają, że walczą. Tymczasem oni niczego nie tworzą. Bo oni nie potrafią niczego stworzyć! Potrafią jedynie udawać, że walczą i za nasze pieniądze nas oszukiwać. Dlatego bardzo mi się podobała wypowiedź popularnego artysty Pawła Kukiza – najwyższy czas, aby „Kaczor” i „Donald” znaleźli się tam, gdzie ich miejsce, czyli w Disneylandzie – mówi gen. Sławomir Petelicki.
Z gen. Sławomirem Petelickim rozmawia Roman Mańka
Panie Generale, jak Pan ocenia, jako człowiek zajmujący się przez wiele lat problematyką bezpieczeństwa, kierujący oddziałami specjalnymi bezpieczeństwo Polski?
W ciągu ostatnich dwudziestu lat Polska jeszcze nigdy nie znajdowała się w takim kryzysie (jeśli chodzi o bezpieczeństwo) jak teraz. Nie dość, że w dwóch prawie identycznych katastrofach samolotów wojskowych – najpierw straciliśmy niemal całe dowództwo lotnictwa, a następnie straciliśmy całe dowództwo sił zbrojnych, wraz z wieloma przedstawicielami elity państwa – to jeszcze nie potrafimy z tej sytuacji wyciągnąć żadnych wniosków. Obecnie państwo opiera się na osobach, które w wojsku są nazywane BMW: bierny, mierny, ale wierny. Ostatniej wypowiedzi szefa Biura Ochrony Rządu gen. Janickiego, że wizyta w Smoleńsku była perfekcyjnie zabezpieczona nie można nawet traktować w kategoriach humoru. To jest bardzo poważna sprawa. W katastrofie smoleńskiej zginęło 96 osób, a nasze władze udają, że nic się nie stało. Nie wyciągnięto żadnych wniosków. W styczniu miał zostać ogłoszony raport komisji Jerzego Millera, teraz okazuje się, że prawdopodobnie przed wyborami go w ogóle nie będzie, bo on byłby miażdżący dla obecnej władzy. Dzisiaj w wojsku wydłuża się wiek emerytalny generałów po to aby nie dopuścić absolwentów z polskich uczelni, młodych generałów – którzy mają zupełnie inne spojrzenie na wojsko – niż osoby wykształcone w Związku Radzieckim – a tymczasem naszym ministerstwem obrony kieruje tak naprawdę dwóch generałów: jeden jako sekretarz stanu (bo jest już w stanie spoczynku), były szef sztabu gen. Piątas i drugi obecny szef sztabu gen. Cieniuch. To oni rządzą w ministerstwie obrony narodowej, bo trudno uznać za kierującego MON-em polityka Bogdana Klicha, który opowiada po prostu bajki. Mamy więc sytuację, że naszym wojskiem kierują absolwenci akademii wojskowej Związku Radzieckiego. Nie dopuszcza się do głosu młodych ludzi, mimo że przeszli misje w Iraku i Afganistanie, zdobyli wykształcenie na uczelniach NATO-wskich. Oni niestety nie mają w wojsku nic do powiedzenia. Najlepsi odchodzą. Doskonałą ilustracją tej sytuacji jest gen. Skrzypczak, ale nie jest to przypadek odosobniony, jest również wiele innych podobnych przykładów generałów, którzy musieli poddać się temu „betonowi” rządzącemu polskim wojskiem i w konsekwencji odeszli. A więc sytuacja w chwili obecnej jest makabryczna. Idziemy w taką ślepą uliczkę, która prowadzi nas do kolejnej katastrofy.
Czy wobec tych okoliczności uważa Pan, że minister obrony narodowej Bogdan Klich powinien podać się do dymisji?
Nawet nie chcę o tym mówić. Bo tak naprawdę minister już się żegna z resortem. Ma ubiegać się o mandat senatora. Teraz przed wyborami jest już na takie posunięcia za późno. Tym bardzie, że władza zachowuje się tak jak gdyby nic się nie stało. Przecież mamy w tej chwili jeszcze bardziej widoczny skandal, jeżeli chodzi o ministra Grabarczyka. Pamiętajmy, że kolej to jest część infrastruktury krytycznej państwa i bezpieczeństwo w dużej mierze zależy od od jakości połączeń kolejowych. A jaki jest stan kolei?! O drogach już nie wspomnę... Ludzie giną w wypadkach, gdyż nie ma autostrad. W tym kontekście bardzo mi się podobała wypowiedź redaktora Miecugowa w TVN-24, który powiedział, że Platforma Obywatelska chwali się setkami kilometrów autostrad, ale jeżeli buduje się autostradę, która ma na przykład 200 km, a w środku (w jej ciągu) nie zrobi się 50 m, to w praktyce takie połączenie nie istnieje. Cały czas oszukuje się społeczeństwo. Nie mamy prawdziwej armii, ale za to rząd posiada armię pijarowców, świetnie opłacanych, którzy chronią ten rząd. Bo najważniejsze dla obecnej władzy jest przetrwanie, gdyż każda następna ekipa rządowa mogłaby ujawnić rozmaite afery. Mieliśmy aferę hazardową, ale podobne afery są w wojsku.
Są afery w wojsku?
Minister Bogdan Klich zakupił – nie dopuszczając amerykańskich firm do przetargu – samoloty bezzałogowe za 80 mln, które nie latają w Afganistanie. I nic się nie stało. Nie wyciąga się z tej sytuacji żadnych wniosków. Dlatego też ja myślę, że nasza rozmowa i publikacja moich wypowiedzi w prasie niczego nie zmieni. Po prostu obecna władza jest nastawiona na przetrwanie za wszelką cenę. Nie słucha żadnych rad, uwag, podpowiedzi. A przecież wypowiadają się w tych kwestiach również inni eksperci, naukowcy, znani profesorowie. Zaraz po katastrofie smoleńskiej, jako ekspert do spraw bezpieczeństwa, napisałem do premiera Tuska list, przedstawiłem w nim co powinno zostać zrobione i zostało to całkowicie zignorowane. A więc myślę, że trzeba teraz spokojnie poczekać do wyborów. Bo ja wierzę w mądrość naszego społeczeństwa.
Skąd wynika taka indolencja państwa? Skąd to się bierze?
Rządzą nami ludzie, którzy nigdy porządnie nie pracowali. W Stanach Zjednoczonych żeby wejść do polityki, najpierw trzeba zarobić uczciwie pieniądze i to spore, aby ich część można było zainwestować w karierę polityczną. I tam demokracja jest wzorowa. Taki kandydat na polityka – inwestując swoje własne środki w działalność publiczną i pokazując, w jaki sposób je zarobił – udowadnia, że coś potrafi, a wówczas inni w niego wtórnie też inwestują. Na takiej zasadzie wypełnia obowiązki wobec wyborców: prowadzi aktywną działalność, inicjuje innowacje, robi porządek. Z tego jest później rozliczany. W Polsce to w większości są nieudacznicy. Oni mają zawód polityk. I jak trafnie powiedział jeden z dziennikarzy, to jest taki wrestling, czyli amerykańska „ustawka” zapasów dla frajerów. Po jednej stronie stoi Jarosław Kaczyński, po drugiej Donald Tusk i oni udają, że walczą. Tymczasem oni niczego nie tworzą. Bo oni nie potrafią niczego stworzyć! Potrafią jedynie udawać, że walczą i za nasze pieniądze nas oszukiwać. Dlatego bardzo mi się podobała wypowiedź popularnego artysty Pawła Kukiza – najwyższy czas, aby „Kaczor” i „Donald” znaleźli się tam, gdzie ich miejsce, czyli w Disneylandzie. Ja nawet bym Donalda na pierwszym miejscu postawił, ponieważ to co w tej chwili się dzieje – mówiliśmy, że było źle za czasu rządów PiS-u – ale tak źle, jak w tej chwili nie było. Ani PiS, ani Platforma nie są już w stanie niczego nowego wygenerować. To są partie wodzowskie, w których nie słucha się młodych, mądrych ludzi, nie dopuszcza się ich do głosu. A gloryfikowane jest wazeliniarstwo. Jeżeli Sławomir Nowak opowiada w jednym z wywiadów (a to ważny przecież prezydencki minister), że premiera Pan Bóg dotknął palcem i uczynił z niego geniusza, a inny poseł (nie pamiętam nazwiska) mówi, że premier jak Mojżesz przeprowadził nas przez wszystkie katastrofy, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. To jest już szczyt wazeliniarstwa! A taka postawa nigdy nie kreowała niczego pożytecznego – poza wprowadzaniem w błąd lidera, który zapomina o tym, że pycha kroczy przed upadkiem.
Czy po 1989 r., w ramach okresu transformacji był jakiś rząd, który profesjonalnie zabiegał o interesy Polski, właściwie realizował swoje obowiązki?
To był rząd premiera Tadeusza Mazowieckiego. Mazowiecki w przeciwieństwie do kolejnych premierów nieposiadał kompleksów. Wybierał najlepszych ludzi. Dobrym przykładem takiego wyboru jest minister Krzysztof Kozłowski – ówczesny minister spraw wewnętrznych – który jest ojcem chrzestnym oddziału „Grom”. To między innymi dzięki niemu powstała ta jednostka, uważana za jedną z najlepszych tego typu formacji na świecie. Jedynie człowiek, który nie posiada kompleksów jest w stanie postawić na lepszych od siebie. Premier Mazowiecki nie ukrywał, że na wielu rzeczach się nie zna, ale potrafił angażować ludzi – jak twierdził – mądrzejszych od niego w poszczególnych dziedzinach. Popatrzmy co się dzieje w wielkich firmach, dlaczego one odnoszą sukcesy? Bo mądrzy szefowie wybierają jak najlepsze kadry. A u nas...?! Proszę zobaczyć chociażby kogo pozbył się Donald Tusk...?! Macieja Płażyńskiego, Zyty Gilowskiej, Andrzeja Olechowskiego. Z trójkąta twórców Platformy Obywatelskiej pozostał tylko on. Najlepszy dla premiera jest Paweł Graś, który jest tak zdolny, że potrafi na pół etatu pracować u niemieckiego biznesmena jako nocny dozorca, za co ten mu pozwala mieszkać w swoim pałacyku, utrzymanym – jak mówi się w kuluarach – w stylu „Art Deco”; z kolei w porze dnia służy wiernie premierowi. I tacy lidzie są potrzebni. Tacy, jak gen. Marian Janicki, który mówi, że operacja się udała, chociaż pacjent zmarł. To są „najlepsi fachowcy”. Gen. Cieniuch, który podczas spotkania z lotnikami największą katastrofę w powojennej historii Polski nazwał przykrym incydentem. Według niego to był tylko przykry incydent. I to jest cała bolączka! A rząd Mazowieckiego pokazał drogę, którą należało iść, tyle tylko, że następcy nie byli do tego przygotowani w odpowiedni sposób. Na przykład premier Buzek został wykorzystany przez Mariana Krzaklewskiego, który faktycznie wówczas rządził Polską z tylnego siedzenia. Natomiast przesympatyczny Pan prof. Buzek był taką...
Marionetką?
Ja bym tak nie powiedział, bo trzeba szanować prof. Jerzego Buzka. Został po prostu wykorzystany. Mówiąc szczerze, bardzo przykro było obserwować, jak premier Buzek jest kierowany przez Mariana Krzaklewskiego. Wszyscy to widzieli i chyba dlatego Marian Krzaklewski mimo popularności nie dostał przytłaczającej ilości głosów żeby wejść do Europarlamentu. Musimy o tym pamiętać – jestem w tym aspekcie optymistą – że mamy młode pokolenie, ludzi wychowanych już w wolnej Polsce, jest ich ponad 13 mln. To są ludzie, którzy mogą konkurować z innymi rówieśnikami z Unii Europejskiej: są świetnie wykształceni. Ale im się nie stwarza warunków rozwoju, dlatego część z nich wyjeżdża, nad czym ja osobiście boleje. Jeżeli politycy będą dalej na takim poziomie jak są obecnie u nas, to Ci młodzi ludzie zaczną szukać swoich perspektyw poza granicami kraju, co może dla Polski bardzo źle się skończyć.
Czy ta słaba jakość polskiej polityki, polskich rządów jest przyczyną faktu, że lekceważą nas amerykanie, którzy już raczej nie uważają nas za strategicznego partnera?
Przypomnę, że w czasie kiedy premierem był Tadeusz Mazowiecki amerykańscy politycy bardzo Polskę szanowali, zmniejszyli nasz dług o 20 mld. USD, nasze służby pomagały im w Iraku, oni z kolei pomagali tworzyć oddział „Grom”. To było zupełnie coś innego. Najlepszym przykładem obrazującym stosunek amerykanów do polskiego rządu jest nie przekazanie nam rakiet Patriot. Mieliśmy otrzymać tę broń, ale gdy po tragedii smoleńskiej władze naszego kraju nie wyciągnęły żadnych wniosków amerykanie zmienili decyzję. U nas się nie przestrzega jakichkolwiek reguł, a to rażąco obniża wiarygodność Polski wobec partnerów. Ale można wskazać również pozytywny przykład. Może nawet jedyny, odosobniony, ale jednak jest w naszym rządzie. Mam na myśli ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Jest to człowiek świetnie wykształcony, który wspólnie ze swoją żoną przez ponad dwa lata zabiegał, aby firmy amerykańskie zainwestowały w Polsce, w wydobycie gazu łupkowego i już to się zaczyna dziać. W tej chwili nie musimy się martwić, że nie będziemy mieli tarczy antyrakietowej, czy rakiet Patriot, dlatego że jeżeli amerykańskie firmy zaczną – dzięki Radosławowi Sikorskiemu, bo to jest jego zasługa i to należy podkreślać – wydobywać gaz łupkowy (a stwierdzono, że mamy ogromne złoża), to wówczas nie potrzebne nam będą zabezpieczenia wojskowe, gdyż amerykańskie siły zbrojne będą chroniły swoich biznesmenów. I wtedy będziemy też partnerem. Ale oczywiście teraz trzeba strać się nie słuchać czarnego PR-u na ten temat. Z drugiej strony jest to świetny moment, aby się dowiedzieć – kto jest rosyjskim agentem. Bo każdy, kto będzie występował przeciwko gazowi łupkowemu w Polsce, to już mu można z góry taką wizytówkę – rosyjskiego agenta – przykleić. Spokojnie można to zrobić.
A ci, którzy podpisali umowę z Rosją w sprawie dostaw gazu na wiele lat, niekorzystną dla Polski to też są agenci?
Agentura zawsze wykorzystuje głupotę. Tak jak mówił prof. Bogusław Wolniewicz – wybitny filozof – niszczenie „Gromu”, próby zniszczenia oddziału „Grom” przez sztab generalny nie mogły się odbywać bez rosyjskiej agentury. W przypadku umów gazowych również po części zadziałały wpływy agentury, a po części głupota ludzi słabo wykształconych, dających sobą manipulować. Za czasów rządów premiera Jerzego Buzka zwróciła się do nas Algieria z propozycją wybudowania nam za swoje pieniądze, z własnych środków gazoportu, pod warunkiem, że będziemy od nich pobierali gaz. To by było bardzo opłacalne. Warto wyjaśnić dlaczego z tej oferty nie skorzystano – jaka była w tym przypadku rola wpływu obcej agentury, a jaka głupoty oraz braku profesjonalizmu. Ale proszę zwrócić uwagę, że w tej chwili robi się wszystko, aby odwracać uwagę od poważnych spraw. Wytoczono całą kampanię dezinformacji i dlatego też trudno jest dobrze dbać o interesy Polski, w sytuacji, kiedy ludzie, którzy nami rządzą nie potrafią negocjować, nie rozumieją tego co negocjują . Jednak nie sprawa wykształcenia jest tutaj kategorią podstawową lecz podejście do rządzenia. W Stanach Zjednoczonych prezydent Ronald Reagan był aktorem, ale jego wielkość polegała na tym, że potrafił słuchać doradców i opierał się na najmądrzejszych ludziach, którzy mu wytoczyli trzy, albo cztery (już nie pamiętam) główne, strategiczne cele – możliwe do realizacji i zrozumiałe dla społeczeństwa. Dlatego właśnie jest on uważany za najlepszego prezydenta Stanów Zjednoczonych w okresie powojennym. Natomiast w Polsce, w tej chwili większość naszych polityków jest tak arogancka, tak ich pycha rozpiera, że oni myślą, że te słupki popularności są najważniejsze. Że po prostu nic innego się nie liczy. Opinia publiczna jest nieważna. Bo mają przecież – jak powiedział Pan Wajda – rozmaite telewizje do swojej dyspozycji, usłużnych dziennikarzy. A jak ma się media to się rządzi. Oni tak uważają. Ale oni się oszukają, dlatego że gdyby potrafili dobrze kierować państwem, to być może by im się coś udawało, ale w tej chwili widać już wyraźnie – przy okazji budowy stadionów, które się sypią, czy niedokończonych autostrad – że już zawołanie „Polacy nic się nie stało” nie zadziała. Trudno będzie powiedzieć przy tej kompromitacji, która się obecnie odbywa i przy rosnących cenach, że nic się nie stało. Zresztą ostatnio Polacy mogli oglądać tę nieudolność, ten brak profesjonalizmu w działaniu służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na ekranach własnych telewizorów. Na pikniku lotniczym samolot rozbił się o wodę, na miejsce zdarzenia niezwłocznie przypłynęły cztery łodzie, ale na żadnej z nich nie było płetwonurka. Mało tego – żaden z ratowników nie miał nawet noża, aby odciąć nieprzytomnego pilota od pasów. Płetwonurkowie pojawili się dopiero po dwudziestu minutach. Choć nie jestem lekarzem, to jednak jako doświadczony żołnierz sił operacyjnych doskonale wiem, że żaden człowiek nie wytrzyma pod wodą tak długo. To jest niemożliwe! Podejrzewam więc, że cała ta akcja reanimacyjna przeprowadzona przed kamerami była tylko zasłoną dymną, mającą ukryć indolencję w działaniu i brak płetwonurków. Oczywiście w ocenie takiego specjalisty jak szef BOR, gen. Marian Janicki akcja zostałaby uznana za perfekcyjną, podobnie jak działania mające zabezpieczać wyjazd do Smoleńska. Tyle tylko, że po takich „perfekcyjnych” akcjach wdowy i sieroty ronią łzy, a nieudolni dowódcy otrzymują awanse. W ten sposób wystawia się Polskę na pośmiewisko! Jeżeli chodzi o wojsko, to takiego złego stanu nie było od dwudziestu lat. Najlepiej o stanie armii może opowiedzieć gen. Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych, który ma stały kontakt z oficerami, którzy przychodzą do niego i się skarżą. Ja jestem skupiony na „Gromie”, a ta jednostka funkcjonująca na szczęście od dwudziestu lat – która ze względu na swój wysoki poziom wyszkolenia uzyskany dzięki Amerykanom oraz Brytyjczykom wzięła udział w kilkuset niezwykle trudnych operacjach bojowych – jest w ścisłej światowej czołówce. Podczas naszych akcji zlikwidowaliśmy kilkuset najgroźniejszych na świecie terrorystów, a z naszych żołnierzy w sumie nikt nie zginął. To świadczy o poziomie wyszkolenia bojowego, jaki prezentuje ta formacja. Ale jak było święto „Gromu” 13 czerwca, to żadna ze stacji telewizyjnych się nawet nie zająknęła, natomiast jak drugą gwiazdkę generalską otrzymywał za katastrofę smoleńską (bo tak to można zinterpretować – że za perfekcyjne przygotowanie tej wizyty drugą gwiazdkę mu przyznano) Marian Janicki, to relacjonowały to wszystkie najważniejsze media; był obecny prezydent, były prezydent Kwaśniewski, który go mianował generałem, marszałek Sejmu. A więc to jest takie pokazywanie, że jak będziesz grzeczny to możesz popełnić wszystkie błędy a my i tak będziemy cię nagradzać. Ale jak będziesz dobry i szanowany w środowisku międzynarodowym, jak będziesz profesjonalistą, to będzie o tobie cicho, bo się wyróżniasz. Czyli jest to po prostu popieranie miernot. To jest gloryfikowanie ludzi – tak jak już wcześniej powiedziałem – w myśl zasady BMW – bierny, mierny, ale wierny.
Czy odział „Grom” jest na poziomie najlepszych światowych jednostek specjalnych, czy można go porównywać ze słynnym amerykańskim oddziałem „Delta”, czy z elitarną rosyjską jednostką szturmową „Alfa”?
Rosyjskie jednostki nie są na takim poziomie, jak na przykład amerykańska „Delta”, czy brytyjska Special Air Service. Tam są świetni ludzie. Oni robią znakomite operacje. Ale tam jest inne podejście niż w Stanach Zjednoczonych, czy Wielkiej Brytanii. Jednak ja bardzo słabo zam jednostki rosyjskie – bo ja nigdy nie byłem ani w Rosji, ani wcześniej w Związku Radzieckim – więc trudno mi jest coś konkretnego powiedzieć na ten temat. Dlatego zostańmy przy jednostkach uważanych za czołowe na świecie. Tu po prostu najlepiej się powołać na słowa, które umieszczono na tylnej okładce książki Michała Komara pod tytułem „Grom – siła i honor”, gdzie po raz pierwszy w ogóle w historii wypowiedział się dowódca tajnej amerykańskiej jednostki „Delta Force”. Jest to rzecz bez precedensu, gdyż Amerykanie oficjalnie nie przyznają, że taką jednostkę posiadają. Oficjalnie ze względu na pewną pragmatykę działania takich rzeczy się nigdy nie potwierdza, nawet jeżeli wiadomo z różnych filmów oraz publikacji, że ona istnieje. Tymczasem były dowódca jednostki „Delta Force” pułk. Bernard Mc Cabe zalicza nasz „Grom” do pierwszej trójki na świecie, czyli obok jednostek amerykańskich i brytyjskich. To jest rzecz bez precedensu. Jego stwierdzenie mówi samo za siebie. Więcej już nic nie trzeba dodawać. Zresztą mi trudno byłoby coś powiedzieć, jako byłemu dowódcy oddziału „GROM. Byłoby to nieskromne.
Sądzi Pan, że za próbami osłabienia jednostki „Grom”, niszczenia jej stała rosyjska agentura?
„Grom” ma już taką pozycję na świecie, że go się nie da zniszczyć. Były takie próby, a kto się za nimi krył, to jest już do wyjaśnienia przez kontrwywiad. Nie będę robił tutaj spekulacji. Natomiast wiem, że „Grom” jest nadal przysłowiową solą w oku „betonu” MON-owskiego. Świadczy o tym chociażby fakt likwidacji przed terminem wystawy w Muzeum Wojska Polskiego, na której był wyeksponowany „Grom”. I jak się dowiedziałem zrobiono to na polecenie sekretarza stanu w ministerstwie obrony narodowej gen. Piątasa. Wystawa została wcześniej zlikwidowana, mimo że cieszyła się dużą popularnością. A dlaczego gen. Piątas to robi, to już trzeba jego zapytać. Jest dostępny, poproście go Państwo o wywiad, może Wam to wytłumaczy. Jak był szefem sztabu generalnego wojska polskiego to zmieniał nazwę: z „Grom” na GRB, czyli Grupa (niby) Reagowania Bojowego. A w sztabie szydzono, że to będzie grupa remontowo-budowlana. Na szczęście wówczas tę nazwę i w ogóle oddział „Grom” uratował premier Leszek Miller, który się za „Gromem” wstawił, gdyż rozumiał znaczenie tej jednostki dla bezpieczeństwa Polski.
Gdybyśmy hipotetycznie założyli taką sytuację, że dzisiaj ktoś nie daj Boże zaatakował Polskę – jak długo nasza armia byłaby w stanie bronić kraj?
My w tej chwili niestety jesteśmy słabsi od Białorusi. Wystarczy posłuchać ekspertów, którzy na ten temat mówią. Nasze lotnictwo F-16 dopiero za rok otrzyma certyfikację od NATO, czyli gotowości bojowej nie ma. Marynarka się rozsypuje – 70 proc. systemów nie działa. Jak wygląda lotnictwo wojskowe kraju – który najpierw stracił w jednej katastrofie prawie całe dowództwo lotnictwa, a w drugiej dowództwo armii i elitę polityczną państwa – nie trzeba mówić. Gdyby nie było tych katastrof, to można by opowiadać bajki, że jesteśmy zwarci i gotowi. Zresztą teraz te bajki opowiadają przed pałacem prezydenckim różni dygnitarze dekorujący dowódcę BOR-u. Ale w te bajki już nikt nie wierzy. A więc trzeba po prostu zabrać się za reformę wojska, jednak tego ten rząd nie jest w stanie zrobić. To musi być rząd fachowców. Tylko rząd fachowców może w tej chwili uratować Polskę! Bez polityków! Bo najlepszymi przykładami do czego mogą doprowadzić rządy polityków w resortach są ministrowie Klich i Grabarczyk. Te przykłady najlepiej pokazują, co potrafią politycy.
Czy uczestnictwo Polski w strukturach NATO jest jakąś gwarancją bezpieczeństwa, czy ma to jedynie znaczenie symboliczne? Mówi się, że NATO się globalizuje, że w dobie globalizacji doszło do rozproszenia funkcji tej organizacji. Czy w dobie globalizacji doszło do przewartościowania pojęcia bezpieczeństwa?
Większość Polaków marzyła o tym, aby wstąpić do NATO ze względu na pamięć o cierpieniu ich rodzin w czasie II wojny światowej. I widziałem to szczęście ludzi na Placu Zamkowym, gdy prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton oznajmiał, że wchodzimy do NATO. A teraz po jedenastu latach członkostwa w sojuszu północno-atlantyckim, gdy rozbija się samolot wojskowy z szachownicą kraju, który należy do paktu, generałami NATO na pokładzie – premier polskiego rządu nie zwraca się o pomoc do NATO tylko zostawia wszystko w rękach Rosjan, którzy według doktryny obowiązującej w sojuszu są uważani za przeciwnika. Póki co... może kiedyś nie będą, ale na razie taka jest sytuacja. Sam minister Klich wypowiadając się przed wizytą premiera Putina, tłumacząc dlaczego w MON-e funkcję sekretarza stanu piastuje gen. Czesław Piątas – powiedział, że gen. Piątas jest bardzo wartościowym człowiekiem, gdyż kończył akademię wojskową w Rosji i zna taktykę wroga. A więc przyznał, że Rosja jest naszym wrogiem. To są słowa, które padły z ust ministra obrony narodowej. Jeżeli zatem premier w ręce wroga oddaje całe śledztwo, to wyglądamy jak petent i tak jesteśmy traktowani – żebrzemy o wrak samolotu, itd. A wystarczyło żeby zwrócić się do NATO. Jedyną osobą działającą niezależnie, która zwróciła się do NATO o pomoc był jeden z prokuratorów. I co się stało? Przez dziesięć miesięcy – jak poinformowała „Rzeczpospolita” – jakaś tajemnicza komórka przetrzymywała dokumenty. A więc jak w ten sposób będziemy się bawić, to najlepiej w ogóle nie mówmy o bezpieczeństwie Polski.
Opublikowano "Gazeta Finansowa", nr 25, 24-30 czerwca 2011 r.
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka