Kurier z Munster Kurier z Munster
964
BLOG

JOW-y spowodują, że ludzie będą dowożeni do urn autobusami

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 38

Pokaż profilPaweł Kukiz rozpoczął procedurę zbierania podpisów pod inicjatywą wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. W świadomości wielu osób funkcjonuje pogląd, że zmiana ordynacji wyborczej z systemu proporcjonalnego na jednomandatowy odpolityczni wybory i wzmocni w akcie głosowania walor jakości kandydata. Jest to przykład typowego błędu intelektualnego. W rzeczywistości tzw. JOW-y mogą zafundować Polsce efekt odwrotny od zamierzonego.

 

Oligarchizacja życia publicznego

Wbrew obiegowym opiniom ordynacja jednomandatowa ustanawia nierówne warunki gry. Przy obecnie obowiązującym w Polsce sposobie finansowania partii politycznych, w ramach modelu jednomandatowego dwie najsilniejsze formacje parlamentarne pogłębią przepaść jaka dzieli je nie tylko od podmiotów pozaparlamentarnych, ale również słabszych ugrupowań parlamentarnych i w konsekwencji uzyskają przewagę niemożliwą do zniwelowania. Implementacja takiego systemu jest najprostszą drogą do oligarchizacji życia publicznego, a także zablokowania mechanizmu krążenia elit. Jedynie pozornie doprowadzi to do wzmocnienia walorów jakościowych w akcie głosowania, zaś rzeczywistym efektem modelu jednomandatowego stanie się totalne zwiększenie roli pieniądza. Każdy wtajemniczony obserwator znający realia procedur ustalania list wyborczych w Polsce wie, że niejednokrotnie uprzywilejowane pozycje (tzw. miejsca mandatowe) kandydaci muszą sobie wykupić. Model jednomandatowy radykalnie podniesie wpływ indywidualnej kampanii wyborczej na ostateczne wyniki głosowania. Ugrupowania polityczne będą więc faworyzowały kandydatów dysponujących handicapem finansowym.

W kontekście JOW-ów pojawia się zagrożenie zaistnienia procederu kupowania głosów przy wykorzystaniu struktur przestępczych działających na poziomie lokalnym, w ramach tzw. polski powiatowej. Podobne przypadki miały miejsce w trakcie wyborów samorządowych na terenie, gdzie obowiązywała właśnie ordynacja jednomandatowa. Obecnie istniejący w Polsce system proporcjonalny, przy wszystkich swoich wadach, ogranicza możliwość wystąpienia identycznych patologii, gdyż istotniejszym elementem od poparcia uzyskanego przez poszczególnych kandydatów jest algorytm partyjny. Kupowanie głosów nie daje żadnej gwarancji na uzyskanie mandatu. Wybory proporcjonalne odbywają się na wielkich przestrzeniach, jeden okręg łączy zazwyczaj kilka powiatów, co powoduje, że lokalne struktury przestępcze nie dysponują odpowiednim zasięgiem, aby wpłynąć na wynik wyborów, zaś kandydatów nie stać na zainwestowanie w proceder przekupywania wyborców tak olbrzymich pieniędzy. Wprowadzenie systemu jednomandatowego zwiększy znaczenie lokalnych układów i umiejscowionych w powiatach sieci klientelistycznych. Przestrzenie wyborcze ulegną radykalnemu zredukowaniu, a o zdobyciu mandatu będą decydowały bezpośrednio rezultaty uzyskane przez poszczególnych pretendentów. To wzmocni rolę korupcji wyborczej oraz klientelizmu. Forsowanie ordynacji jednomandatowej jest wodą na młyn oligarchów.

 

Granice rozpoznawalności

Zwolennicy ordynacji jednomandatowej dokonują apoteozy czynnika jakości kandydata. Ich koronnym założeniem jest argument, że po wprowadzeniu JOW-ów wyborcy będą wiedzieć, na kogo głosują. Tymczasem dokładnie ten sam efekt można osiągnąć w ramach systemu proporcjonalnego, po zawężeniu przestrzeni terytorialnej okręgów.

O poziomie świadomości wyborców nie decyduje sposób głosowania, lecz stopień anonimowości wyborów i zakres identyfikowalności kandydatów ubiegających się o parlamentarne mandaty. Rozpoznawalność jest funkcją wielkości okręgów. Jej znaczenie rośnie w miarę zmniejszania przestrzeni, na których rozgrywają się procesy wyborcze.

 

Dwa razy dwa równa się pięć

Największe wady obowiązującego obecnie w Polsce systemu proporcjonalnego polegają na wypaczeniu zasad proporcjonalności i dużym poziomie anonimowości kandydatów. Paradoksalnie i wbrew stosowanej nomenklaturze jest to model para proporcjonalny. Zdobycze mandatowe poszczególnych formacji politycznych nie są proporcjonalne wobec rezultatu osiągniętego w skali całego kraju. Czynnikiem decydującym bezpośrednio o podziale mandatów nie jest wielkość globalnego poparcia określonej partii, lecz rozkład głosów w okręgach i dystanse występujące pomiędzy ugrupowaniami startującymi w wyborach. W roku 1993 Konfederacja Polski Niepodległej uzyskała w wyborach do sejmu 5,77 proc. głosów i zdobyła 22 mandaty poselskie. Cztery lata później prawie identyczny wynik (5,56 proc.) dał Ruchowi Odbudowy Polski jedynie 6 miejsc w sejmie.

Dzieje się tak dlatego, że w polskim systemie wyborczym istnieje dysonans pomiędzy poziomem globalnego poparcia, a sposobem przeliczana głosów na mandaty. Wybory do sejmu mają charakter ogólnokrajowy, tymczasem o podziale mandatów decydują rezultaty lokalne. Wynik ogólnopolski posiada jedynie znacznie medialne – nie jest ani kategorią prawną, ani strukturalną częścią mechanizmu wyborczego. W ordynacji wyborczej tylko próg 5 proc wywołuje konsekwencje prawne, istotne z punktu widzenia uprawnienia w partycypowaniu przy podziale mandatów. Jednak jest to element czysto symboliczny, gdyż samo przekroczenie tego pułapu w skali kraju, w praktyce wcale nie musi gwarantować zdobycia miejsc w sejmie. O tym decyduje rozkład poparcia w okręgach. Prawdopodobna jest sytuacja, że partia z 5-procentowym poparciem nie otrzyma żadnego mandatu. Obecny system wyborczy nie zaspokaja więc waloru proporcjonalności, jest on asymetryczny.

 

Rytuał czy świadomy wybór?

Anonimowość kandydatów została strukturalnie uwarunkowana wielkością terytorialną przestrzeni wyborczych, na których toczy się gra o podział mandatów. W roku 2001 zlikwidowano listę krajową i rozszerzono okręgi wyborcze do absurdalnych rozmiarów. Z pragmatycznego punktu widzenia był to chytry zabieg służący centralizacji polityki. W praktyce listę krajową zastąpiono pierwszymi miejscami na listach okręgowych. Tak zwani liderzy mogą być nigdzie nie znani, nie mieszkać ani nie pracować w okręgu, w którym ubiegają się o mandat, przegrać rywalizację ze swoimi konkurentami partyjnymi we wszystkich powiatach, gminach i obwodach składających się na okręg, a i tak dostaną się do sejmu. Gdy wyborcy nie wiedzą na kogo personalnie zagłosować, pójdą tropem rytuału wytworzonego w strukturze list wyborczych przez ugrupowania polityczne startujące w wyborach, a zatem poprą kandydatów umieszczonych na pierwszych miejscach list wyborczych. Głosowanie na pretendentów z pierwszych miejsc ma charakter rytualny. Paradoksalnie liderzy okręgowi dostają się do sejmu dzięki głosom najmniej świadomego elektoratu. Jeżeli okręg wyborczy liczy tysiąc obwodów, wystarczy w każdym z nich otrzymać po 10 głosów aby załapać się na mandat. Te głosy mogą być konsekwencją pomyłek, przypadkowych skreśleń, ale w sumie zapewnią wielkość dającą miejsce w sejmie. Kandydaci z dalszych pozycji są często o wiele lepiej rozpoznawalni od liderów list, posiadają świadomy elektorat, jednak ich zasięg jest zbyt ograniczony, żeby przelicytować liderów. Beneficjentami niskiej identyfikowalności kandydatów są osoby z pierwszych pozycji na listach wyborczych. W wielkich okręgach rozłożona proporcjonalnie suma poparcia rytualnego, przypadkowego może mieć większe rozmiary niż liczba świadomych głosów oddanych na lokalnych pretendentów. Teoretycznie lider może przegrać rywalizację w każdym obwodzie, zdobywając tam piąty czy szósty wynik, ale rozłożona proporcjonalnie suma głosów rytualnych zapewni globalnie, w skali okręgu, najlepszy rezultat.

 

Jakość źródłem proporcjonalności

Czy wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych może się stać skutecznym lekarstwem na tę chorobę? System jednomandatowy spowoduje jeszcze większe pogłębienie procesu „zabetonowania polityki”. Po jego wprowadzeniu uformuje się model dwupartyjny. Wzmocnieniu ulegnie znaczenie pieniądza i dojdzie do radykalnego wzrostu roli korupcji wyborczej, a także lokalnych sieci klientelistycznych. Negatywna weryfikacja elit zostanie jeszcze bardziej utrudniona. Po wprowadzeniu JOW-ów powstanie grupa lokalnych notabli czy partyjnych oligarchów, na rzecz których wójtowie i burmistrzowie będą dowozić do obwodów głosowania wyborców autobusami, albo zorganizowane grupy przestępcze zmobilizują wszystkich swoich klientów wystających na co dzień pod budkami z piwem. System jednomandatowy nie będzie dobrym rozwiązaniem dla Polski i demokratyzacji życia politycznego.

Jednak jest sposób na pogodzenie postulatów modelu proporcjonalnego z jednomandatowym, który z jednej strony precyzyjnie zadośćuczyni rygorom proporcjonalności, a z drugiej – wydatnie podniesie wpływ czynnika personalnego, czyli jakości kandydatów, w procesie głosowania. Jest to moja autorska propozycja.

Ogólne założenia tego projektu przedstawiają się następująco: na kandydatów wyborcy głosują w małych, porównywalnych z wielkością powiatów, okręgach; każda partia startująca w wyborach zgłasza w ramach okręgu tylko jednego kandydata; logika aktu głosowania przypomina zasady rządzące w systemie jednomandatowym; procedura zgłaszania kandydatów przez formacje polityczne jest poprzedzona prawyborami.

Jednak w tym miejscu podobieństwa do modelu jednomandatowego się kończą. Podział mandatów dokonywany jest proporcjonalnie na poziomie całego kraju w oparciu o ogólnokrajowe wyniki wyborcze poszczególnych partii. Jeżeli określone ugrupowanie uzyska rezultat 42 proc., otrzymuje proporcjonalny udział miejsc w sejmie, czyli 193 mandaty poselskie.

Później dokonywany jest personalny podział mandatów, ale już w ramach poszczególnych partii (kanałem partyjnym), z uwzględnieniem lokalnych wyników wyborczych uzyskanych w określonych okręgach. Jeśli np. Platformie Obywatelskiej przypadłyby przywołane powyżej 193 miejsca w sejmie, 151 jej kandydatów legitymujących się kolejno najlepszymi rezultatami zdobywa mandaty w terenie – PO otrzymuje mandaty w 151 okręgach, w których uzyskała najwyższe wyniki, zaś 42 jej posłów wchodzi do sejmu z tzw. listy ekspertów.

Inaczej mówiąc: głosowanie odbywa się na dole z silnie uwypuklonym czynnikiem personalnym jakości kandydata; podział mandatów pomiędzy partiami startującymi w wyborach dokonywany jest na górze, wprost proporcjonalnie do wyników osiągniętych w skali kraju przez poszczególne formacje polityczne; następnie przeprowadzany jest personalny podział miejsc sejmowych w ramach partii, w oparciu o ich wyniki wyborcze osiągnięte w określonych okręgach – w ten sposób mandaty (kanałami partyjnymi) wracają na dół do okręgów.

Integralną częścią tego systemu byłaby tzw. lista ekspertów, wiernie przypominająca procedurę wyłaniania posłów z listy krajowej, co praktykowano w Polsce do roku 2001. W okręgach mandaty zdobywałoby 360 przedstawicieli, kolejnych 100 uzyskałoby miejsca w sejmie z listy ekspertów wg procentu poparcia, jaki w skali kraju otrzymały poszczególne partie.

 

Równowaga reprezentatywności

Ten model wyborczy jest komplementarny, godzi najlepsze cechy ordynacji jednomandatowej z proporcjonalną, a przede wszystkim wzmacnia znaczenie jakości kandydatów, naprawiając przy okazji zdeformowany w obecnie funkcjonującym systemie mechanizm proporcjonalności.

Rekrutacja kandydatów odbywałaby się na lokalnym podwórku, partie weryfikowane byłyby przez wyborców na dole, ugrupowania polityczne zmuszone zostałyby do przedstawiania atrakcyjnej oferty kadrowej, a więc stawiania na najlepszych kandydatów. Dodatkowym walorem tej formuły wyborczej stałby się olbrzymi wzrost frekwencji i obywatelskiego zaangażowania. Można sobie wyobrazić okręgowe struktury partyjne ścigające się o jak najlepsze rezultaty wyborcze i mobilizujące wyborców.

 

Roman Mańka

 

Więcej na ten temat można przeczytać w najnowszym numerze Gazety Finansowej nr 40 http://www.gf24.pl/9676/skruszyc-mur-dzielacy-wyborcow-od-politykow

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (38)

Inne tematy w dziale Polityka