Janusz Kaczmarek poszedł na czterdzieste piętro hotelu Marriott za wiedzą Lecha Kaczyńskiego. To ówczesny prezydent był spirytus movens przecieku dokonanego w aferze gruntowej. Ośrodek prezydencki postanowił przerwać intrygę polityczną szykowaną przeciwko Lepperowi, gdyż bał się jej politycznych konsekwencji, ewentualnie również reperkusji dla Polski. Tak wygląda hipotetyczna rekonstrukcja przebiegu wydarzeń mająca jedną wiodącą zaletę – porządkuje wiedzę o najgłośniejszej sprawie IV Rzeczpospolitej.
Afera gruntowa to tzw. konstrukcja piętrowa, gra toczyła się na wielu poziomach i w kilku wymiarach. Swoje role odgrywali Lepper, Kaczmarek, Krauze, Woszczerowicz, Lipiński, Kamiński, Kryszyński, Ryba. Część tych ludzi była w przeszłości lub w czasie dla zdarzeń aktualnym, powiązana z służbami specjalnymi. Jednak kluczowy dla dynamiki sytuacji był inny element: coś co w okresie prezydenta Kwaśniewskiego i premiera Millera zostało nazwane „wojną pałacową”, w innym ujęciu – „szorstką przyjaźnią” , natomiast w relacjach pomiędzy braćmi Kaczyńskimi stanowiło nieporozumienia w rodzinie.
Szorstka miłość
Wśród publicystów oraz analityków życia publicznego utarł się pogląd, iż w czasach kiedy funkcję prezydenta sprawował Lech Kaczyński zaś premiera jego brat Jarosław, współpraca pomiędzy dwoma najważniejszymi organami w państwie układała się idealnie i bezkonfliktowo. To teza nadmiernie uproszczona. W wielu sprawach Lech Kaczyński miał inne zdanie od swojego brata. M.in. dał temu wyraz 8 marca 2007 r., gdy podczas spotkania ze środowiskami feministycznymi z okazji Dnia Kobiet, wyraził opinię niekonsultowaną z Jarosławem, narażającą rząd na konflikt z o. Rydzykiem, a PiS na wewnętrzne zawirowania, w tym odejście środowiska Marka Jurka.
Ta sytuacja pokazuje, że istniały obszary budzące kontrowersje.
Największym źródłem konfliktów występujących, właściwie permanentnie, w polskim życiu publicznym jest konstytucja. Ustawa zasadnicza nie rozdziela prerogatyw przypisanych do poszczególnych organów władzy w sposób czytelny, generuje spory kompetencyjne. Paradoksalnie okres najlepszej współpracy istniał w latach klasycznego cohabitation, gdy prezydent Kwaśniewski i premier Buzek wywodzili się z przeciwstawnych bloków politycznych. Wówczas nie odnotowano sporów degradujących zasadę politycznego współdziałania.
Wszystkie następne konfiguracje to w mniejszym albo większym stopniu wojny – otwarte, zaczepne, albo podjazdowe: układ Kwaśniewski – Miller przyniósł aferę Rywina; Kaczyńskiego z Kaczyńskim – sprawę gruntową; Kaczyńskiego z Tuskiem – notoryczną, nieprzejednaną walkę. Relacje na linii Komorowski – Tusk również nie są jednoznacznie przyjazne, i coraz częściej mówi się o szorstkiej przyjaźni.
Gdzie leży przyczyna takiego stanu rzeczy? Struktura prawno-lingwistyczna konstytucji rodziła spory zawsze, ale problem zmultiplikował się kiedy wprowadzono obyczaj (nieusankcjonowany w ustawie zasadniczej), iż przywódca zwycięskiej frakcji parlamentarnej – z automatu –staje się kandydatem na premiera. To wzmocniło pozycję prezesa rady ministrów, i siłą rzeczy osłabiło znaczenie pierwszej osoby w państwie. Od tego mementu intrygi polityczne nasiliły się.
Pomiędzy Kaczyńskim a Kaczyńskim również występowały różnice zdań. Na pozór oraz w kliszach powierzchownej obserwacji ich współpraca wyglądała wzorowo. W większość aspektów taka też była. Ale zdarzały się precedensy.
Z uwagi na rodzinne konotacje, spory nie były publicznie artykułowane. Jarosław Kaczyński posiadał psychiczną przewagę nad Lechem, stąd ten ostatni najczęściej nie wyrażał odmiennych opinii w sposób otwarty czy bezpośredni. Jednak prezydent starał się subtelnie oraz po cichu przechytrzać premiera. Bardziej zintensyfikowaną grę prowadziły ich „dwory”, w wielu obszarach wzajemnie się zwalczając.
Jedną ze spraw spornych była właśnie afera gruntowa, a przede wszystkim przypisywane do niej warianty rozwoju sytuacji politycznej. Gra toczyła się w klasycznym trójkącie: Kaczyński – Kaczyński Ziobro.
Trzy scenariusze
Taktyka Jarosława Kaczyńskiego w największej mierze wynikała z nastawienia strategicznego. W wymiarze horyzontalnym lider PiS dążył do zmiany status quo, nadanego w rezultacie porozumień magdalenkowych. Jego głównym celem było zakończenie transformacji a następnie rozpoczęcie rewolucji. Walka z układem polityczno-biznesowym. Wszystko zostało opisane w programie IV Rzeczpospolitej.
Oczywiście swoistym life motifs była intencja jak najdłuższego utrzymania się przy władzy i zapewnienia swojemu bratu prezydentowi szans na reelekcję.
Kaczyński wiedział, że tego celu nie zrealizuje skutecznie w konfiguracji PiS – „Samoobrona” – LPR. Potrzebna była rekonfiguracja układu politycznego, wewnętrzne przegrupowanie sił. Centralnym punktem programu politycznego Jarosława Kaczyńskiego była tzw. koncepcja „zjadania przystawek”. Jej operacyjną wersją była afera gruntowa.
Kaczyński zakładał trzy scenariusze polityczne.
Wariant optymalny stanowiło przejęcie zaplecza parlamentarnego „Samoobrony”, a w dalszej kolejności, wasalizacja albo również wchłonięcie LPR-u. Trwałość większości rządowej byłaby zagwarantowana poprzez absorpcje zasobów poselskich dotychczasowych koalicyjnych partnerów. W ten sposób gabinet Kaczyńskiego zyskałby samodzielną większość lub przynajmniej znacząco zbliżył się do niej.
Skompromitowanie Leppera i ostentacyjne wyprowadzenie go w kajdankach miało oznaczać warunek sine qua non, zapewniający powodzenie planu.
Drugi wariant był ryzykowny, zakładał przyspieszone wybory parlamentarne. Kaczyński kalkulował, iż na fali afery gruntowej może osiągnąć wyborcze zwycięstwo. Liczył, że pokazanie „złodzieja” we własnym rządzie przysporzy mu popularności. Spolaryzowanie sceny politycznej poprzez zaostrzenie konfliktu z PO, mogło dać samodzielną parlamentarną większość.
Trzecia ewentualność wychodziła poza rozważania na temat potencjalnej arytmetyki parlamentarnej i była najdalej idąca. Można ją streścić następującymi słowami: przenieść rząd do pałacu prezydenckiego, wzmocnić ośrodek prezydencki, wytworzyć układ kontradyktoryjny (prezydent – premier), "wykończyć" Tuska oraz jego otoczenie kwitami z weryfikacji WSI; wcisnąć PO tzw. „trefną kartę”, czyli odpowiedzialność za bieżące rządzenie krajem, w warunkach – co się dopiero później okazało – kryzysu; wygrać wybory prezydenckie, a później znowu parlamentarne.
Nie wiemy co by było...? Możliwość realizacji ostatniego scenariusza przerwała katastrofa smoleńska.
Optyka Lecha Kaczyńskiego
Prezydent antycypował hipotetyczne następstwa planów politycznych swojego brata. Odmiennie niż premier widział w nich więcej zagrożeń niż szans. Obawiał się, iż afera gruntowa doprowadzi do rozpadu koalicji rządowej, a w konsekwencji do przyspieszonych wyborów parlamentarnych, nowego rozdania politycznego, i utraty władzy na rzecz PO. Albo do jeszcze czegoś gorszego – wywrócenia do góry nogami całego układu politycznego oraz utraty przez Polskę wewnętrznej stabilizacji i zewnętrznej wiarygodności na arenie międzynarodowej.
Akcja CBA w ministerstwie rolnictwa była prezydentowi nie na rękę.
Analogicznie sytuację antycypował Zbigniew Ziobro. Bał się, że ewentualny upadek rządu zagrozi jego dalszej karierze politycznej, lub też, przy odmiennej ocenie potencjalnych wypadków, nadmiernie wzmocni pozycję Jarosława Kaczyńskiego.
Podobnie Kaczmarek i Krauze byli zainteresowani stabilizacją. Pierwszy stanowił ważną postać w rządzie, a jeszcze ważniejszą rolę odgrywał w otoczeniu prezydenta Kaczyńskiego; drugi dopiero wchodził do prezydenckiego środowiska politycznego, i wiązał z tym faktem intratne plany biznesowe.
Rola Ziobro
Praźródłem przecieku, informującego Leppera o operacji CBA w ministerstwie rolnictwa był, Ziobro. Tę wersję potwierdził były agent służ specjalnych, który powiedział: „źródłem przecieku był Z.Z.”. To logiczne założenie. Ówczesny szef resortu sprawiedliwości „paląc” akcję CBA chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: trwać w rządzie, zachowując perspektywę dynamicznego rozwoju kariery politycznej; oraz „zatopić” Janusza Kaczmarka, który w tamtym okresie ewidentnie zagrażał pozycji Ziobro (podobną taktykę zastosował Mariusz Kamiński wobec Donalda Tuska podczas afery hazardowej, przekazując premierowi tajne informacje i licząc na jego niedyskrecję).
Jest tajemnicą poliszynela, że Lech Kaczyński nie cierpiał Ziobro, zaś Kaczmarka rekomendował swojemu bratu do rządu.
Cała rzecz dokonała się w domniemaniu. Oczywiście Ziobro nie powiedział Kaczmarkowi wprost: idź do Leppera i udziel mu ostrzeżenia, że Jarosław Kaczyński zastawił na niego pułapkę. Jednak znając biznesowo-polityczne ustosunkowania Kaczmarka, Ziobro musiał antycypować co Kaczmarek zrobi, gdy poweźmie wiedzę o operacji CBA w ministerstwie rolnictwa.
Wiedza jaką Ziobro posiadał o kontaktach Kaczmarka czyniła z tego ostatniego, ostatnią osobę która mogła zostać zapoznana z informacjami na temat zaplanowanej prowokacji.
W tej sprawie symptomatyczna jest autoryzowana wypowiedź byłego szefa ABW, Bogdana Święczkowskiego w książce pt. „Łańcuch poszlak. Wielka gra mafii i rosyjskich służb specjalnych”, której mam przyjemność być współautorem.
Święczkowski opowiada tam o ciekawym spotkaniu. Pewnego razu wieczorem, ok. godz. 20.00 Święczkowski natknął się na wychodzącego z budynku ministerstwa sprawiedliwości Jana Kulczyka. Determinowany ciekawością zapytał ochraniarzy gmachu, u kogo był znany oraz powszechnie rozpoznawalny oligarcha biznesowy? Pracownicy odpowiedzieli, że u Kaczmarka.
Informację o całym zdarzeniu Święczkowski lojalnie przekazał Ziobro. Ten z kolei, miał udzielić Kaczmarkowi ostrej reprymendy i zastrzec mu, aby więcej nie przyjmował poza jego plecami ludzi wielkiego biznesu.
Mając taką wiedzę o konotacjach Kaczmarka, Ziobro mimo wszystko zdecydował się przekazać mu informację o przewidywanym finale afery gruntowej. Ta sytuacja wiele daje do myślenia.
Istnieje teoria, często przywoływana na rzecz wytłumaczenia roli jaką w całej sprawie odegrał Zbigniew Ziobro, jakoby operacji CBA nie można było przeprowadzić bez wiedzy Kaczmarka. Temu założeniu przyświeca pogląd, iż Kaczmarek musiał wiedzieć o potencjalnym zatrzymaniu Leppera, gdyż resortowo podlegała mu ochrona ministra rolnictwa.
Jednak pragmatyka działań operacyjnych nakazywała co innego. Akcja CBA nie musiała zakończyć się w momencie fizycznego przekazania pieniędzy bohaterom afery gruntowej. Lepprera, Rybę, oraz Krzyszyńskiego można było zatrzymać kilka dni później, w chwili zebrania niezbitych dowodów, przesądzających o ich korupcyjnych inklinacjach. Można było zastosować alternatywny wariant operacyjny: nałożyć na banknoty specjalny preparat, a następnie pozwolić zainteresowanym się nimi nacieszyć.
Dlaczego CBA nie wybrało tej metodyki, postępując w sposób nieprofesjonalny?
Wszyscy ludzie prezydenta
Z czyjej inspiracji działał Janusz Kaczmarek, wobec kogo był w ostatecznym rozrachunku lojalny? Struktura przecieku uprawdopodabnia wersję, że „patronem” przekazania tajnych informacji mógł być Lech Kaczyński. Prezydent miał polityczne motywy aby spalić operację CBA w ministerstwie rolnictwa. Podobnie jak Ziobro był zainteresowany trwaniem ówczesnego rządu, zaś warunkiem tego było utrzymanie koalicji PiS – „Samoobrona” – LPR. Spektakularne uderzenie w Leppera mogło spowodować jej rozpad. Plany Jarosława Kaczyńskiego, choć chytre i przebiegłe, obarczone były dużym ryzykiem.
Przyjrzyjmy się strukturze przecieku: dwa pierwsze ogniwa to ludzie prezydenta – Kaczmarek i Krauze. Obydwaj, podobnie jak Lech Kaczyński, związani byli z Trójmiastem. Pierwszy blisko współpracował z Kaczyńskim w aparacie wymiaru sprawiedliwości; drugi był jedynym akceptowanym przedstawicielem biznesu.
W kontekście dokonanego przecieku ciekawsza jest postać Krauzego. Ani prezydent ani Janusz Kaczmarek, z uwagi na piastowane stanowiska, nie mogli działać bezpośrednio. Potrzebny był ktoś, taki jak Krauze, mający mniej rzucające się w oczy dojścia do Leppera. Ta sprawa tylko pozornie wyglądała na determinowaną powiązaniami korupcyjnymi, Kaczmarka z Krauzem. W istocie chodziło o coś zupełnie innego: o interes polityczny prezydenta i jego „dworu”.
Stara socjologiczna zasada mówi: „łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo”. Najsłabszym punktem przecieku okazał się jego adresat. Prawdopodobnie do dziś kulisy przekazania tajnych informacji pozostałyby znane jedynie osobom wtajemniczonym, gdyby Andrzej Lepper nie spalił się psychicznie i nie spanikował. Szefa „Samoobrony” zdradziły nerwy.
Sprawa przecieku była od początku do końca szyta. Miała wyraźny cel polityczny, którym było zatopienie Leppera. Wszystko zaczęło się na dole, na Dolnym Śląsku, ale szybko trafiło do centrali CBA. W jednym ze spotkań szefów wrocławskiej firmy „Dialog” z Mariuszem Kamińskim, pośredniczył prominentny poseł PiS, Adam Lipiński.
Niejednoznaczna jest rola jednego z głównych bohaterów afery gruntowej, Andrzeja Kryszyńskiego. Niektórzy publicyści uważają, że był on tzw. „wtyczką” służb specjalnych, pozwalającą kontrolować przebieg wydarzeń od wewnątrz. Być może jego zadanie sprowadzało się do zrobienia, pozornie nieinspirowanego, początku afery. Kryszyński ma agenturalną przeszłość. Jest absolwentem elitarnej szkoły wywiadu w Kiejkutach, a na początku lat 90. pracował w UOP. Wiadomo, że CBA opierała swoje kadry w znacznej mierze na ludziach, którzy już wcześniej pracowali w służbach specjalnych.
Przeciek w zamyśle Lecha Kaczyńskiego miał na zawsze pozostać w tajemnicy, nawet dla jego brata Jarosława.
Wersja Święczkowskiego
Wśród wielu wytłumaczeń na temat afery gruntowej pojawia się wątek szpiegowski. W opinii nie byle kogo, bo byłego szefa ABW Bogdana Święczkowskiego, na operację CBA w resorcie rolnictwa miały się nałożyć działania lobbingowe rosyjskich służb specjalnych, obliczone na uzależnienie energetyczne Polski. W owym czasie do debiutu na giełdzie szykowały się dwie spółki Krauzego: PETROLINVEST oraz POLAQUA.
Istotne jest również to co stało się rok wcześniej. Należąca do Krauze firma PROKOM zakupiła za pośrednictwem spółki córki, PETROLINVEST, specjalizującej się w obrocie gazem a także ropą naftową, akcje czterech kazachskich podmiotów gospodarczych posiadających koncesje na eksploatację ropy naftowej w Kazachstanie.
W grę wchodziły ogromne pieniądze. Transfer paliwowo-energetyczny kosztował Krauzego 400 mln USD. Kolejną równowartość tej kwoty biznesmen miał wyasygnować w przyszłości, w ramach przedsiębiorstwa PETROLINVEST. Potencjał wydobywczy Krauzego obliczano w 2007 r. na 2 mld baryłek ropy naftowej, co stanowiło trzynastoletnie zapotrzebowanie Polski na paliwo. O kazachskie pola naftowe od lat rywalizowały rosyjskie, amerykańskie, oraz chińskie służby specjalne. Nagle na teren znajdujący się w rosyjskiej sferze wpływów wszedł Polak.
Za poczynaniami oligarchy stały rzekomo rosyjskie służby specjalne. Operacje CBA i FSB miały się – mimochodem – nałożyć na siebie. Zdaniem Święczkowskiego czynniki wywiadowcze Federacji Rosyjskiej paradoksalnie były zainteresowane trwaniem rządu Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego ostrzegły Leppera o przygotowanej na niego prowokacji. Miało chodzić o wprowadzenie na giełdę podmiotów gospodarczych kontrolowanych przez Krauzego, na jak najlepszych warunkach, w atmosferze politycznego spokoju. Dodatkowo Krauze był powiązany z Lepperem, jego firma informatyzowała KRUS, instytucję resortowo podlegającą pod ministerstwo rolnictwa.
O tym wszystkim Święczkowski opowiada w książce pt. „Łańcuch poszlak. Wielka gra mafii i rosyjskich służb specjalnych” oraz w jednej ze swoich publikacji.
Wersja Święczkowskiego jest trudna do weryfikacji. Może zawierać ziarno prawdy, ale bardziej prawdopodobny wydaje się wariant, iż stanowi swego rodzaju zasłonę dymną, roztoczoną w celu przykrycia prawdziwej roli Zbigniewa Ziobro w aferze gruntowej, i odwrócenia uwagi od byłego ministra sprawiedliwości.
Śmierć Leppera
O tym, że źródłem przecieku był Zbigniew Ziobro mówił sam Lepper, zaraz po wybuchu afery gruntowej. Oczywiście szef „Samoobrony” dla zilustrowania sytuacji użył charakterystycznego dla siebie skrótu myślowego. Z autopsji wiemy, iż pewne sprawy Lepper opisywał za pomocą metafor. W taki sposób mówił np. o lądowaniu Talibów w Klewkach, co stało się później prawdopodobne.
5 sierpnia 2011 r. Lepper został znaleziony martwy w swoim biurze. Do końca nie wiadomo, jakie tajemnice zabrał ze sobą do grobu. Z całą pewnością znał kulisy wielu interesujących spraw.
Rok przed swoją śmiercią spotkał się z redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”, Tomaszem Sakiewiczem, wyjawiając mu, że przecieku w ramach afery gruntowej o operacji CBA w ministerstwie rolnictwa, dokonał Janusz Kaczmarek: (…) „to poszło od K” – powiedział wówczas Lepper.
Jednak Sakiewicz nie był jedynym interlokutorem Leppera na temat inkryminowanej sprawy. Szef „Samoobrony” kontaktował się z prokuratorami. Nosił się z zamiarem ujawnienia organom ścigania karnego informacji o ważnych, a wcześniej nieznanym im przestępstwom. Jedyną kartą przetargową w tali lidera „Samoobrony” była afera gruntowa, zaś mówiąc jeszcze precyzyjniej, jej przeciekowy aspekt.
Dlaczego Lepper nagle zapałał chęcią ujawniania prawdy? Nie działał bezinteresownie. Bał się o własną skórę.
Motywy postępowania Leppera można zrekonstruować tylko w jeden sposób. 11 lutego 2010 r. Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim, który był w tym przypadku sądem pierwszej instancji, skazał Leppera na 2 lata i 3 miesiące pozbawienia wolności, w sprawie tzw. seksafery, za żądanie i przyjmowanie korzyści o charakterze seksualnym od Anety Krawczyk, oraz próbę doprowadzenia do obcowania płciowego z Agnieszką Kowal. Wyrok był nieprawomocny, ale w takich sytuacjach liczenie na pozytywne rozstrzygnięcie w ramach apelacji, jest dla podsądnych małym pocieszeniem. Ostatecznie Sąd Apelacyjny w Łodzi uchylił później wyrok pierwszej instancji i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Jednak stało się to dopiero w marcu 2011 r. Wcześniej Lepper nie mógł wiedzieć, jakie rozstrzygnięcie zapadnie podczas przewodu apelacyjnego. Jedynym ratunkiem dla Leppera mogło się stać nadzwyczajne złagodzenie kary w procesie o seksaferę. Żeby jednak sąd mógł zastosować dyspozycję art. 60 § 4 Kodeksu karnego, stwarzającą taką możliwość, Lepper musiałby ujawnić ważne dla organów ścigania informacje, i pójść z prokuraturą na współpracę.
Temat zaszedł tak daleko, że jeden z prokuratorów przygotowywał nieoficjalnie analizę prawną dotyczącą możliwości procesowego wykorzystania zeznań Leppera. Informację tę potwierdził informator z wysokiego strzebla prokuratury generalnej, który dla dobra sprawy zastrzegł sobie anonimowość.
W końcu nic z tego nie wyszło. Okazało się bowiem, że było już za późno. Lepper mógł skorzystać z nadzwyczajnego złagodzenia kary jedynie na poziomie postępowania prokuratorskiego. Tymczasem proces znajdował się już w drugiej instancji. Krótko mówiąc, było już po herbacie. Okoliczności te swego czasu opisałem w Gazecie Finansowej, w artykule pt. „Zeznania wydobyte zza grobu”.
Lepper zabiegał również o spotkanie ze Zbigniewem Ziobro. Sam z siebie Ziobro nigdy tego faktu nie ujawnił, ale wywołany do tablicy przyznał, że próby nawiązania z nim kontaktu przez przewodniczącego „Samoobrony” miały miejsce. „(…) Nie będę zaprzeczał faktom, że rzeczywiście Andrzej Lepper podejmował próby skontaktowania się ze mną, w celu przekazania informacji o faktycznym przebiegu afery gruntowej, a przede wszystkim ujawnienia, od kogo otrzymał wiedzę w sprawie operacji CBA w Ministerstwie Rolnictwa” – powiedział Zbigniew Ziobro w wywiadzie dla Gościa specjalnego Gazety Finansowej.
Co dokładnie Lepper chciał przekazać organom ścigania karnego, tego nie wiadomo. Na pewno jednak jego wiedza miała kolosalną wartość, i mogła pogrążyć wielu potężnych ludzi w Polsce.
Ale tego już prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Mniej więcej rok po zainicjowaniu nieoficjalnych kontaktów z prokuratorami, Lepper został znaleziony martwy w warszawskiej siedzibie „Samoobrony”. Kilka miesięcy wcześniej w szpitalu zmarł adwokat, u którego Lepper miał rzekomo deponować dokumenty obciążające ważne postacie życia publicznego.
Krauzego, Kaczmarka oraz Leppera łączy jeszcze jedna rzecz: tajemniczy lekarz Władysław R., specjalizujący się w medycynie naturalnej. W opinii Święczkowskiego, tym człowiekiem już dawno powinien zainteresować się polski kontrwywiad...
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka