Książka "Moment krytyczny"
Książka "Moment krytyczny"
Kurier z Munster Kurier z Munster
873
BLOG

Pokój nie jest dany raz na zawsze

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 4

Wywiad z dr. Dominikiem Smyrgałą (Sierpień 2014 r.), – fragment książki pt. Moment krytyczny

Rozmawia Roman Mańka

Gdy spojrzymy globalnie na stosunki międzynarodowe i układ geopolityczny, z przymiotów, które mogą mieć znaczenie dla gier strategicznych prowadzonych pomiędzy mocarstwami na świecie, Rosji pozostały już tylko dwa instrumenty, co najwyżej dwa i pół.

 

Czy nie jest tak, że Rosja, poprzez operację w Ukrainie, zresetowała sytuację geopolityczną do czasów zimnej wojny i będzie chciała powrócić na pozycję numer dwa w skali globu?

Putin faktycznie stawia sobie taki cel, ale jest on niemożliwy do zrealizowania. Wojna rosyjsko-ukraińska raczej zakończy się porażką Rosji.

 

Dlaczego to niemożliwe?

Gdy spojrzymy globalnie na stosunki międzynarodowe i układ geopolityczny, z przymiotów, które mogą mieć znaczenie dla gier strategicznych prowadzonych pomiędzy mocarstwami na świecie, Rosji pozostały już tylko dwa instrumenty, co najwyżej dwa i pół. To, co można potraktować jako atuty Rosji, to jest potencjał nuklearny, który Rosja rzeczywiście posiada oraz surowce, które powoli zaczynają się kończyć.

 

Jednak to nadal wielki kraj.

Demograficznie Rosja szybko się kurczy. Potencjału ludnościowego już nie ma. Obecnie Rosja liczy 140 mln mieszkańców i wielkość ta nieustannie spada, przy rosnących procesach imigracji z krajów Azji Środkowej oraz Kaukazu do Rosji. To oznacza, że te 140 mln ludności istnieje tylko dlatego, że bardzo szybko mnożą się muzułmanie, ale liczba mieszkańców Federacji Rosyjskiej i tak spada, chociaż nie w tak szybkim tempie jak kiedyś. Dawniej rocznie ubywało milion Rosjan, teraz już tylko 300 tys., jednak regresja demograficzna ciągle występuje. Zaś ci nowi mieszkańcy, którzy przybyli do Rosji, wcale nie muszą się chętnie asymilować. W każdym razie potencjału demograficznego Rosja już nie ma. Posiadała go na początku XX wieku, kiedy liczyła 150 mln mieszkańców. Wtedy to było coś, bo na świecie mieszkało 1,5 mld ludzi, a więc Rosja to było 10 proc. całego globu. To miało znaczenie. Teraz na świecie zamieszkuje 7 mld ludzi więc 140 mld mieszkańców Rosji stanowi zaledwie 2 procent. Jakby dobrze policzyć państwa o największej populacji na świecie, Rosji nie ma nawet w pierwszej piątce.

 

Pamiętajmy o potencjale terytorialnym.

Ten atut Rosja rzeczywiście nadal posiada, ale nie ma on już takiego znaczenia co dawniej. Pozostaje więc atut nuklearny. Surowcowy się kończy. Rosyjska gospodarka nominalnie, jeżeli idzie o wielkość PKB, jest całkiem spora, jednak jej model jest bardzo prymitywny, oparty na rabunkowym wydobywaniu surowców; nie tylko energetycznych, wszelkich. Tymczasem bez przewag technologicznych na dłuższą metę nie da się osiągnąć sukcesu gospodarczego, poza tym wyczerpią się zyski wynikające z tego rodzaju handlu. Rosję czeka klątwa zasobów w czystej formie. Po prostu, kiedy państwo staje się zależne od eksportu surowców, który jest rozliczany w innych walutach niż jego własna, to wówczas tworzy się niekorzystna sytuacja w zakresie kursów walutowych albo na skutek drukowania pieniędzy pojawia się inflacja, która zjada wszystkie zyski pochodzące z handlu surowcami. Rosja od dłuższego czasu znajduje się w pułapce. Budżet Federacji Rosyjskiej zamyka się przy coraz wyższych cenach za surowce. Jak szacują eksperci z Uniwersytetu w Oxfordzie, rosyjski budżet domyka się przy 117 USD za baryłkę ropy naftowej. Nie starczy pieniędzy na modernizację armii. Do tego dochodzi jeszcze jedna rzecz: w tym roku w Rosji wydarzyło się coś, co można porównać z polskim OFE, są poważne symptomy załamywania systemu emerytalnego Rosji.

 

Nie wymienił Pan wojsk rosyjskich jako potencjału mocarstwowości Rosji.

Abstrahując od czynnika nuklearnego, armia rosyjska, w rozumieniu sił konwencjonalnych, nie jest silnym argumentem Rosji. Ona dobrze wygląda na tle oddziałów polskich bądź ukraińskich, czy innych tego typu państw, natomiast w starciu z mocarstwami nie prezentuje przekonującej wartości.

 

Czy któryś z krajów europejskich mógłby stawić żołnierzom rosyjskim czoła?

W Europie nikt, ale na przykład Chińczycy już zdecydowanie tak.

 

Europy nikt by nie chciał bronić, gdyż armie krajów europejskich są słabe mentalnie. Europa jest pogrążona w kryzysie aksjologicznym. Zostawiając na boku kwestię ewentualnych przewag technologicznych wojsk państw europejskich, co też wcale nie jest takie oczywiste, wyższość rosyjskiej amii występuje w wymiarze mentalnym.

To prawda. I to może być realne zagrożenie. Tak może być. Morale sił zbrojnych krajów europejskich jest chyba rzeczywiście słabsze.

 

Rosja prowadzi też skuteczną politykę surowcową i dlatego ciągle utrzymuje mocarstwowy status.

Ale to jest półargument. Surowce w postaci energii istotnie stanowią pewien atut mocarstwowy, gdyż z reguły są potrzebne nie tam, gdzie się je wydobywa, tylko służą utrzymaniu odpowiedniego poziomu rozwoju cywilizacyjnego w świecie bogatym, obejmującym państwa rozwinięte. Zatem biedniejsze kraje posiadają w tym wymiarze pewne narzędzia nacisku, którymi są na przykład gaz ziemny oraz ropa naftowa. Jednak, moim zdaniem, ten argument powoli zaczyna się już wyczerpywać.

 

Na co w takim razie liczą Rosjanie, który z ich atutów jest najcenniejszy w prowadzonych grach strategicznych?

To, co pozostało im z czasów zimnej wojny. Czyli w gruncie rzeczy dwa przymioty: o jednym już mówiłem, to potencjał atomowy – wbrew pozorom nie siły konwencjonalne, lecz pociski jądrowe; drugi argument to globalna sieć służb specjalnych oraz ich bardzo wysoka jakość operacyjna. To zdecydowanie jest atut. Do tego trzeba dodać jeszcze pół argumentu w postaci surowców, które się obecnie kończą. A więc Rosja posiada obecnie dwa i pół atrybutu mocarstwowości: infrastrukturę nuklearną, służby specjalne i dyplomację, jak również surowce, które są na wyczerpaniu. To stanowczo za mało, aby dyktować w świecie warunki gry geopolitycznej.

 

Wśród ekonomistów funkcjonuje dość przewrotna teoria, iż sankcje nałożone na Rosję paradoksalnie mogą doprowadzić do zwiększenia poziomu innowacyjności rosyjskiej gospodarki.

Istnieje zbyt duży odpływ kapitału intelektualnego z rosyjskich uczelni, aby mogło się tak stać. Rosjanie musieliby sami generować innowacje, a tego nie będą w stanie zrobić. W takich sytuacjach, gdy rozważa się ewentualne przewagi intelektualne bądź kulturowe, najlepiej przyglądać się zachowaniom elit, które są najbardziej wymowne i symptomatyczne: jakoś tak się dzieje, że Putin eksportował swoje córki na Zachód Europy; córka Ławrowa mieszka w Stanach Zjednoczonych; podobnie postępują rzesze dobrze sytuowanych Rosjan – wysyłają własne dzieci, aby studiowały na Zachodzie, bo tam jest po prostu lepiej.

 

Jaką rolę w konflikcie rosyjsko-ukraińskim odgrywają Chiny?

To jest trudne pytanie. Początkowo Państwo Środka sprawiało wrażenie bardzo zaniepokojonego wydarzeniami na Ukrainie i prezentowało raczej postawę antyrosyjską; teraz przyjęli stanowisko państwa neutralnego. Co jest w tym wszystkim istotne? Dla ewolucji nastawienia chińskiego wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej kluczowa może być, ogłoszona jako wielki sukces dyplomatyczny, wizyta prezydenta Putina w Pekinie i podpisanie porozumienia gazowego z Chinami. Osobiście interpretuję tę okoliczność jako złożenie hołdu lennego Chinom przez Rosję. Brzmi to brutalnie, ale prawdopodobnie tak właśnie było. Chińczycy pozwolili Putinowi ogłosić przed światem ten sukces, choć wcale tego porozumienia nie musieli podpisywać. Ich zużycie gazu jest mniej więcej bliskie poziomowi odpowiadającemu własnej produkcji; 38 mld metrów sześciennych tego surowca, otrzymywanych w rezultacie porozumienia od Rosjan, to dla Chińczyków nie jest zbyt wiele, to pułap 1,5 procenta zużycia energii w ich kraju. A należy dodać, że podpisany dokument będzie obowiązywał dopiero od 2020 roku. Coś musieli Chińczycy uzyskać w zamian, skoro pozwolili Putinowi na tak spektakularny gest marketingowy, tuż przed wyborami do europarlamentu.

 

 

Co?

Dzień po podpisaniu porozumienia gazowego Rosji z Chinami ogłoszono w Szanghaju, że w Azji powinien powstać, wprowadzony na zasadzie Azji dla Azjatów, system zbiorowego bezpieczeństwa, którym będą zarządzać Chiny, przeciwdziałając wszelkiej ingerencji mocarstw z innych kontynentów. Przypuszczam, że ustępstwo Rosji wobec Państwa Środka polega na tym, że Chiny zostały uznane za regionalnego lidera i oficjalnie wkroczyły na ścieżkę imperialną. Widać wyraźną koincydencję czasową pomiędzy momentem podpisania porozumienia gazowego Rosji z Chinami a ukłonem Rosji wobec Chin w kwestii oddania mocarstwowego pola na terenie Azji. A wszystko ma oczywiście związek z wydarzeniami na Ukrainie.

 

A czy możliwe jest, że Chińczycy dogadują się z Rosjanami przeciwko Stanom Zjednoczonym?

Trochę tak, ale proszę pamiętać, że Rosjanie są słabszym partnerem w tym układzie niż Chiny. To Chińczycy są potrzebni Rosjanom w kontekście Ukrainy, a nie odwrotnie.

 

Kto wygra wojnę na Ukrainie, rozpatrując problem w szerszym rozumieniu geopolitycznym?

Mam dwa warianty: jeden jest optymistyczny, drugi pesymistyczny. Pierwszy scenariusz, który rozważam, jest taki, że sytuacja na Ukrainie doprowadzi do upadku reżimu Putina, co oczywiście nie oznacza, że Rosja automatycznie stanie się demokratycznym państwem, ale na pewno porzuci koncepcję odbudowy Związku Radzieckiego, stając się kolejnym etapem procesu cofania rozwoju imperialnego Rosji, który postępuje, w co trudno uwierzyć, od 100 lat. Pierwsza wojna światowa była całkowitą klęską Rosji, z oparów tego przykrego dla Rosjan wydarzenia wyłonił się komunizm, zaś na gruzach wojennego niezadowolenia tudzież zniszczeń powstał Związek Radziecki. Potem mieliśmy drugą wojnę światową, która okazała się dla Rosji bardzo pyrrusowym zwycięstwem, zważywszy na plany udziału w wojnie, które były o wiele dalej idące niż to, co ostatecznie osiągnęli, czyli dotarcie tylko do Berlina, zaś cena, jaką za to zapłacili, była straszna. Później nastąpił rozpad Związku Radzieckiego, a więc faktycznie okrojenie Rosji oraz ograniczenie jej wpływów. Sytuacja ukraińska może przyczynić się do dalszego pogłębienia, a także zdynamizowania wewnętrznych czynników dezintegracyjnych w Rosji, wzmożenia niestabilności i w efekcie rozpadu tego państwa. To był wariant pierwszy, natomiast drugi jest inny, niestety pesymistyczny: na Ukrainie może dojść do regularnej wojny, konfliktu zbrojnego na globalną skalę, w którym mogą wziąć udział więcej niż dwa zainteresowane państwa, nie jest przecież wykluczone, że w działania militarne zaangażują się kraje trzecie. Moim zdaniem trzeba wreszcie przestać się łudzić, że druga wojna światowa była ostatnim dużym konfliktem zbrojnym w Europie. Po pierwsze od czasu kapitulacji Niemiec wydarzyła się wojna na Bałkanach; a po drugie ‒ pokój nie jest dany raz na zawsze. Wnioskowanie tylko na podstawie 70 lat względnego ładu, że będzie to trwać w nieskończoność, podczas gdy historia ludzkości liczy ponad sześć tysiącleci, jest dużą naiwnością. Do czego zmierzam? Drugi scenariusz przewiduje agonię państwa rosyjskiego i upadku w tej formie, którą znamy. Agresja Rosji nie bierze się z niczego. Paradoksalnie jest ona postawą w gruncie rzeczy defensywną. Aby dobrze wytłumaczyć położenie Rosji, posłużę się analogią historyczną: druga wojna światowa rozpoczęła się dlatego, że III Rzesza zaczęła gospodarczo bankrutować już w 1938 roku, kiedy minister gospodarki nazistowskiego państwa, Hjalmar Schacht, przyszedł do Hitlera i powiedział: wodzu, kończą nam się pieniądze, mamy ogromne długi, jeżeli czegoś nie zrobimy, rozsypie nam się gospodarka. Dlatego rozpoczęli wojnę w 1939 roku, czyli pięć lat wcześniej niż planowali, a więc zanim byli gotowi. To, co pozornie wyglądało na ekspansję, w istocie było postawą defensywną i próbą ratowania się przed gospodarczą katastrofą. Z Rosją jest podobnie. Agresja jest przeważnie odruchem defensywnym.

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy najpotężniejszym mocarstwie: czy w rezultacie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego Stany Zjednoczone wzmocnią swoją pozycję czy osłabną?

Dla Ameryki wojna na Ukrainie ma pewne znaczenie. W ogóle w świecie dzieją się obecnie rzeczy bardzo niebezpieczne, mogące zaowocować dużymi przewartościowaniami w globalnej architekturze sił: pierwsza sprawa to Syria, gdzie również miesza Rosja; po drugie Irak i powstające tam państwo islamskie. Ale jest również pozytyw, bo Amerykanie przejrzeli na oczy i zaczynają dogadywać się z Iranem, a więc swoim tradycyjnym sojusznikiem, co trwało przez dziesięciolecia. Również Iran stara się normalizować relacje bilateralne ze Stanami Zjednoczonymi; to że na przełomie XX i XXI wieku Iran był krajem wobec Ameryki wrogim, wynikało z błędnej polityki USA na Bliskim Wschodzie. Dla Amerykanów najważniejszy jest obecnie aspekt gospodarczy i następujący powrót przemysłu do Stanów Zjednoczonych. Otrzymują tanią energię z powodu rewolucji łupkowej. Uniezależniają się energetycznie od świata zewnętrznego, są teraz dużo bardziej niezależni niż Polska oraz inne kraje Unii Europejskiej. Co to oznacza? Mogą wycofać się z newralgicznych regionów geopolitycznych, takich jak Bliski Wschód. Najpierw narobili tam bałaganu własną błędną polityką, a gdy zaczynają się wycofywać, powstaje gigantyczna niestabilność. Ukraina jest dla Stanów Zjednoczonych szansą, ale zarazem również zagrożeniem. Dzięki Ukrainie Amerykanie mogą powstrzymać ekspansję dawnego zimnowojennego rywala, a jednocześnie odbudować swoje wpływy w Europie. Wcześniej Unia Europejska była projektowana jako wyzwanie rzucane Stanom Zjednoczonym, teraz, w kontekście wzrostu pozycji gospodarki amerykańskiej oraz dynamicznej sytuacji na Ukrainie, to się na pewno zmieni. Czołowe niemieckie koncerny samochodowe już przenoszą produkcję do Stanów, tak samo przemysł chemiczny będzie wytwarzał towary w Ameryce i importował na Stary Kontynent, gdyż w Niemczech jest to najzwyczajniej za drogie. Europa ma szansę powrotu do myślenia euroatlantyckiego. Oceniam, że poprzez umiejętne wykorzystanie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, Stany Zjednoczone będą usiłowały wzmocnić własną pozycję geopolityczną.

 

A jakie korzyści może odnieść Polska?

Dla Polski konflikt ukraiński ma znaczenie fundamentalne. Trzeba pamiętać, że blisko naszej granicy dwa państwa toczą wojnę. To może wiązać się z rozmaitymi zagrożeniami, włącznie z przeniesieniem konfliktu na nasz teren, gdyby Rosjanie chcieli dalej pójść z ekspansją.

 

 

Dr Dominik Smyrgała, polski naukowiec i analityk, ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego, pracownik Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Zrównoważonego Rozwoju, a także kierownik Studiów Podyplomowych „Bezpieczeństwo energetyczne: państwo, samorząd, biznes" renomowanej uczeni Collegium Civitas w Warszawie. Zajmuje się analizowaniem i badaniem stosunków międzynarodowych na obszarze postsowieckim, w obrębie Bałkanów, a także w Ameryce Łacińskiej, jak również eksplikacją problemów związanych z bezpieczeństwem energetycznym, historią gospodarczą, i polityką ekonomiczną. Autor książek „Latynoamerykańska teologia wyzwolenia: wiara, rewolucja pasywna, nacjonalizm antykolonialny" oraz „Oś naftowa. Latynoamerykańskie imperium Hugo Cháveza". Jest absolwentem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, a także Akademii Dyplomatycznej Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Przez wiele lat pracował w MSZ oraz innych organach administracji. Zapraszany przez polskie media do komentowania spraw związanych z dyplomacją oraz bezpieczeństwem energetycznym.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka