Zbigniew Romaszewski, 1990 r./ fot. arch. rodzinne Romaszewskich
Zbigniew Romaszewski, 1990 r./ fot. arch. rodzinne Romaszewskich
Romaszewscy.Autobiografia Romaszewscy.Autobiografia
2891
BLOG

Romaszewscy o złodziejskim micie założycielskim III RP

Romaszewscy.Autobiografia Romaszewscy.Autobiografia Polityka Obserwuj notkę 32

Kolejny fragment książki ,,Romaszewscy. Autobiografia” wydanej dwa tygodnie temu przez wydawnictwo Trzecia Strona. 

(...)

Zbigniew Romaszewski: (...) Dochodziło do sytuacji wręcz symbolicznych, kiedy ten sam pierwszy sekretarz, który parę lat wcześniej wyrzucał ludzi z zakładu za to, że byli członkami „Solidarności”, teraz wyrzucał ich z tego samego zakładu po raz drugi – jako właściciel. Przewodniczącemu komisji zakładowej w olsztyńskim Stomilu, który przepracował tam 25 lat, odmówiono sprzedaży akcji tej firmy, ponieważ 13 grudnia 1981 roku został dyscyplinarnie zwolniony z pracy.

To miało też długofalowe, bardzo negatywne skutki, których nie chcieli dostrzec ówcześni liberałowie. Oni lekceważyli społeczne poczucie sprawiedliwości, a coś takiego, choć się tego nie zobaczy i nie dotknie – niewątpliwie istnieje. Sprawiedliwość jest może kategorią ekonomicznie niewymierną, ale niewątpliwie kształtującą etos. Nawet małe dzieci wyczuwają, gdy coś jest niesprawiedliwe. Pytałem wtedy: dlaczego ktoś miałby pracować uczciwie na kogoś, kogo kapitał powstał w wyniku nieuczciwych machinacji? Dlaczego miałby się identyfikować z tym kimś, mając poczucie dojmującej niesprawiedliwości? I wreszcie, na końcu tego łańcuszka – dlaczego miałby identyfikować się z państwem, które taką niesprawiedliwość dopuszcza?
Trochę skacząc do przodu muszę powiedzieć, że moim zdaniem jedną z zasług rządu Olszewskiego była próba odwrócenia tego zjawiska – upowszechnienia przekonania, że nie wolno okradać kraju.

Piotr Skwieciński: Bezpośrednio po wygranej Wałęsy mówił Pan w wywiadzie prasowym: „W obecnej sytuacji nie możemy pozostawiać szczególnie sfery gospodarczej pełnej swobodzie. Zwłaszcza że ogromna część gospodarki została zdominowana, w sposób jawny czy też bardziej utajony, przez nomenklaturę. Jest potrzebne podjęcie jasnych i zdecydowanych kroków. Ta energia władzy, rządu będzie potrzebna”. Co Pan miał na myśli?
Zbigniew: Chodziło mi o to, żeby zdecydowanie przeciwstawić się aferom, które przecież były możliwe dzięki ludziom ze szczytów władzy. Wtedy na przykład zlikwidowano całą krajową elektronikę – przez trzy dni wwóz elektroniki, na skutek czyjegoś „spóźnienia się” z wydaniem aktów prawnych, nie był obłożony żadnym cłem. To wystarczyło, by wykończyć słabe polskie firmy. Chodziło mi o to, żeby państwo nie wyprzedawało wszystkiego zagranicy.
I żeby chroniło polskich drobnych kupców. Tych, którzy wyroili się wtedy na wszystkich szosach, którzy handlowali na łóżkach polowych rozstawionych wzdłuż Marszałkowskiej.

Mówił Pan wtedy: „Tu po prostu zaczynają działać mechanizmy mafii. Wystarczyłoby wziąć listę spółek, banków i w tym momencie sprawa staje się jasna. Przy czym w Warszawie jest to może trochę mniej widoczne. Proszę jednak zauważyć, kto rządzi prowincją. Myślę choćby o przyznawaniu kredytów”. 
Zbigniew: Bo taka była prawda. Tak kształtował się polski kapitalizm dla wybranych. Lista osób które dostały kredyty oprocentowane na 8 procent od państwowych przecież banków, w czasie, gdy inflacja wynosiła 200 procent, jest ciekawsza niż listy agentów.

(...)

Wracając do początku lat 90. – był Pan przeciwny „grubej kresce”…
Zbigniew: Tak, przede wszystkim ze względu na jej demoralizujące skutki społeczne. Bo to nie było tak, jak wyobrażali sobie ówcześni rządzący – że to jest operacja, po której społeczeństwo będzie takie samo, jak było przedtem. Ta operacja zwiększała społeczną atomizację i intensyfikowała agresję. Bo takie są efekty, gdy ludzie zauważają, że w planie ogólnospołecznym, państwowym etyka idzie w kąt, że liczy się tylko osobisty materialny sukces i każda droga, która do niego prowadzi, jest dobra, a w dodatku nikt za przeszłość w żadnym stopniu nie odpowiada. No bo skoro nie odpowiada się za „przedwczoraj”, to kto zapewni, że będzie się odpowiadało za „dziś”? Klimat społeczny był wtedy taki: odpowiedzialność umarła, zaczynamy więc od nowa, jedni z lepszej, inni z gorszej pozycji. Jeżeli byłeś frajer, to z gorszej, jeżeli cwaniak, ubek czy dobrze ustawiony partyjniak, to z lepszej. To była wyjątkowo demoralizująca sytuacja.
Wtedy był rozpowszechniony pogląd, że akumulacja kapitału może nastąpić na każdej drodze i każdy, kto jest dostatecznie cwany, może ten kapitał akumulować, że nie jest ważne, skąd warstwa wyższa wzięła pieniądze, jak ona powstała… Że u nas nie dzieje się nic szczególnego, bo przecież w kapitalizmie zachodnim też były afery…

Bo były.
Zbigniew: Oczywiście, ale to była patologia tego ustroju, nikt nie robił z tego niemalże oficjalnie przyjętej zasady. Natomiast u nas to było powszechne. A w państwach poradzieckich to była wręcz reguła. Ja uważałem, że jeżeli patologię przyjmiemy za regułę, wcale nie zbudujemy demokracji wolnorynkowej, tylko podążymy w kierunku autorytaryzmu latynoamerykańskiego.
A społeczeństwa z silną klasą średnią budowały w swoim czasie silne związki zawodowe. W latach 40., 50. i 60. na Zachodzie związki były bardzo mocne i to one doprowadziły do równowagi społecznej. A u nas w latach 90. związki słabły. I co najważniejsze,
w mediach panowała niemal wyłącznie narracja antyzwiązkowa. I nonszalancja, przekonywanie, że w ogóle jest świetnie, a zjawiska patologiczne to tylko odpryski procesu transformacji ustrojowej, z którymi nawet nie warto walczyć. Kiedy ujawniono sprawę Art-B, krzyczano, że niszczy się utalentowanych, rzutkich biznesmenów. 

Pamiętam okładkę tygodnika „Wprost” poświęconą rzekomej aferomanii. Przedstawiała ukrzyżowanego biznesmena z teczką…
Zbigniew: W rezultacie nastąpiło pomieszanie w społecznej świadomości – na przedsiębiorcę zaczęto patrzeć jak na aferzystę, a na aferzystę – jak na człowieka przedsiębiorczego, godnego podziwu. I zaczęło być tak, że w wyborach mandaty zaczęli zyskiwać nawet ludzie oskarżeni o przestępstwa kryminalne. Wtedy coś w społeczeństwie zostało złamane.

Zofia Romaszewska: I w efekcie złodziejstwo stało się mitem założycielskim III RP.

 

Blog poświęcony książce ,,Romaszewscy. Autobiografia. Ze Zbigniewem, Zofią i Agnieszką Romaszewskimi rozmawia Piotr Skwieciński'' wydanej 18.11.2014 r.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka