[ Ja wiem, że poprzednia notka zawislaniedawno ale była raczej żartem napisanym w przypływie dobrego humoru i czegoś w rodzaju natchnienia. Ta była planowana więc wklejam mimo wszystko.]
Nie wiem jak to jest w rzeczywistości między Solidarnością i PiS-em. Mam nadzieję, że ogłoszony niedawno i w niezbyt fortunnych okolicznościach chłodny stosunek do jesiennych manifestacji, mimo wszystko jest efektem równie chłodnych rachub i bardzo racjonalnych przesłanek a nie emocji, które ogłoszono jako rzeczywistą przyczynę. Może PiS ma jakieś mocne analizy, z których wynika, że na poparciu może raczej stracić niż zyskać bo społeczeństwo czy tam opinia publiczna da się podpuścić mediom, że to najzwyklejsze awantury i każdy, kto się w nie włącza, ma zamiar podpalić Polskę. Szczególnie zaś teraz, gdy media najpewniej przez najbliższe dni pakować będą obywatelom do głów dzisiejszy, krynicki przekaz o tym, że „daliśmy radę kryzysowi” i idzie ku lepszemu. Może tak być.
Może to też efekt braku chemii między liderami obu sił, które niby idą w tę samą stronę ale innymi drogami. Krótka historia Piotra Dudy wystarcza by mieć świadomość, że jeśli na kogoś i dla kogoś on gra to dla siebie. Mając chyba zamiar być jeśli nie Wałęsą II to chociaż Krzaklewskim II ze swoją AWSII. Znamienne było niedawne wystąpienie Andrzeja Kołodzieja przy okazji obchodów Sierpnia, z postulatem budowy „politycznej reprezentacji” Solidarności. Teraz, gdy zdaje się, że władza leży na ulicy łatwo ulec pokusie.
To, że Kaczyńskiemu mogą się te ambicje i pomysły nie podobać, jest zrozumiałe. Po latach funkcjonowania w opozycji i przyjmowania razów od tych, którzy z władzą byli „zaprzyjaźnieni” można patrzeć krzywo na tych, którzy zdają się przychodzić na gotowe i chcą dzielić coś, na co zapracowali zdecydowanie mniej.
Ale może mylę się i faktycznie chodzi o to, by z Leszkiem Millerem nie śpiewać „Murów”? Nie wiem… Nie wiem czy to naprawdę lepiej będzie gdy Miller te „Mury” zaśpiewa sam. A jedyną „siłą polityczną”, obecną na największych od lat manifestacjach antyrządowych będą postkomuniści. W dodatku maszerujący obok Solidarności tak, jakby byli spadkobiercami 21 postulatów ze Stoczni. To będzie jedno z największych i najmniej smacznych qui pro quo, jakie z całej historii III RP przychodzi mi do głowy. No może zaraz za „nocną zmianą”, gdy narodziły się sojusze, których ani byśmy nie wyśnili ani nie wymyślili.
No nie wygląda to dobrze. A raczej wygląda fatalnie. Tym fatalniej, że sceptycyzm wobec protestów i ich organizatora (no dobrze, wobec jednego z mniej istotnych uczestników) pojawia się nagle. Po miesiącach przygotowań zwolenników tak PiS-u jak i Solidarności (nierzadko godzących bez problemu jedno ciało i głowę) do tego, że jesienią zatrzęsie się władza. Ja oczywiście domyślam się, że gorzej wygląda niż jest w rzeczywistości. Ale wygląda...
Władza może się i zatrzęsień ale najtwardszy rdzeń obecnej opozycji ręki do tego nie przyłoży. I to też nie będzie wyglądać dobrze. Nieomal jak poparcie władzy w tym sporze. Tym bardziej że pomniejsze byty rojące sobie, że są dla PiS konkurencją, pewnie już przebierają nogami by się ustawić tam, gdzie miałby stać Kaczyński. One bez wątpienia zapunktują. Pewnie nie za mocno bo taka już ich uroda, że na wiele po prostu je nie stać, ale te kilka punktów mogą urwać właśnie PiS-owi.
Oczywiście jesienią ani nie padnie rząd ani PiS nie odejdzie za sprawą „sporu w rodzinie” w niebyt. Zmieni się niewiele ale, jak mi się zdaje, nie koniecznie na korzyść partii Jarosława Kaczyńskiego.
No chyba, ze wcześniej dowiemy się czegoś, czego dziś jeszcze nie wiemy. Bez czegoś takiego dzisiaj wgląda to raczej źle. A jak Miller zaintonuje „Mury”, to będzie strasznie. Myślę, że dla Dudy też.
Inne tematy w dziale Polityka