… PSL przegra, Gowin przegra, Palikot przegra. Choć równie dobrze można by odwrócić te wyliczankę twierdząc, że jest to zestaw samych zwycięzców. Wszystko zależy od przyjętych kryteriów. Dlatego nie powiem, że zabawne albo wręcz śmieszne są wszelkie zapowiedzi, że „PO nie wygra” czy że coś tam to „Koniec Kaczyńskiego”. Gdyby ktoś, tak jak ja, przyjął, że zwycięstwem jest na przykład wyłącznie móc rządzić i nie napychać PSL-u za pośrednictwem różnych karapyt, przyzna jak trafny jest mój tytuł. Co by musiało się stać by nikt nie miał wątpliwości, że ktoś wygrał napisze na końcu.
Zatem skoro już ustaliliśmy, że mamy do czynienia wyłącznie z niezobowiązującymi wróżbami, no bo komu będzie się chciało grzebać w zasobach sieci by komuś innemu wytknąć :a dwa i pół roku temu przewidywałeś, że…”, przejdźmy do moich wróżb. Miałem powróżyć wcześniej, zaraz po tym jak Igor Janke wróżył, że 2014 będzie „Rokiem Leszka Millera”. Oczywiście zgadzam się z ogólna diagnozą pana Igora, słusznie zwracającego uwagę, że nasz tandem hegemonów politycznej sceny usilnie się stara żeby w końcu „Rok Leszka Millera” nadszedł i w końcu zakończy te starania sukcesem. Problem w tym, że 2014 r., z uwagi na swoją specyfikę, raczej Millerowi może przynieść dość spektakularną porażkę. Najpierw wiosną, gdy będzie musiał swoją gromadkę z Jońskim i resztą ludzi bez twarzy i nazwisk przeciwstawić tracącemu od dawna impet ale mającemu stado Olków i Kaliszów Palikotowi. Jesienią sytuacja będzie trudniejsza bo wówczas o sukcesie będzie się mówić tylko wtedy, gdy jakaś siła zdobędzie któryś sejmik albo przejmie egzekutywę w którymś z dużych ośrodków. No i tu na sejmik Miller jeszcze chyba nie ma co liczyć. Do wyborów województwa koszalińskiego nie zdąży utworzyć. A w walce o miasta znów będzie widział (trudno byłoby nie zauważyć) plecy Kalisza, który może przejąć Warszawę.
Zatem „Rok Leszka Millera” mamy z głowy. Co do reszty najłatwiej ma oczywiście PiS a najtrudniej PO. O reszcie dowiemy się z ich partyjnych komunikatów, w których sukcesem będzie na przykład zdobycie większości w radzie gminy Bździochy czy coś podobnego. W przypadku PiS każdy dodatkowy europoseł, każdy radny wojewódzki czy choćby jeszcze jeden prezydent miasta będzie sukcesem. Jeśli nie będzie tej nadwyżki, będzie, mówicie co chcecie, klęska. PO musiałaby utrzymać w obu elekcjach stan posiadania. Wszystko poniżej będzie porażką. A że nie ma szans na utrzymanie, bez wątpienia poniesie porażkę.
PSL-u nie będę szacował bo zdaję sobie sprawę, że tu coś sprzedadzą, tam kogoś kupią i na swoje w sensie politycznym wyjdą.
Twój Ruch wykona przy eurowyborach sporą pracę i pewnie jakiś tam sukces, nawet lekko ponad miarę swych możliwości, uzyska. Tyle, że będzie to Twój Ruch samobójczy bo wypchnie do Brukseli swoje ostatnie „precjoza” a z Armandem Ryfinskim nie ma szansy wygrać nawet w najbliższym pubie w darta.
Jak napisałem, o drobnicy i o Gowinie nie napiszę więcej poza tym, że Gowin albo drobnica jeszcze przetrwa i w 2015 zawalczy. O byt a nie o zwycięstwo ale będą walczyć jak szaleni.
No a 2015…
Napisałem, że wyborcze zwycięstwo wymaga czegoś specjalnego. Nie chodzi mi o sytuację, w które PO i SLD po wyborach miesiącami będą zastanawiać się kto ostatecznie wygrał, dlaczego wygrał i kto w związku z tym da Polakom premiera. Chodzi mi o osiągnięcie takiego stanu, w którym będzie można bez ograniczeń w postaci na przykład ambicji Piechocińskiego czy Stefaniuka oraz bez konieczności oddawania Mazowsza w niewolę Struzikowi realizować swój program.
Tu taka uwaga, złośliwa rzecz jasna, że taki stan najłatwiej osiągnąć będzie PO. Swój program, polegający na tym, że raz do roku szef PO mówi co to on wreszcie nie zrobi może ona realizować bez względu na swą siłę w ewentualnej koalicji. No chyba, że premierem zostanie Miller i nie będzie jak.
Wracając do możliwości osiągnięcia takiego zwycięstwa odeślę czytelników do tytułu. Bo jest ono możliwe tylko wówczas, gdy tu u nas wybuchnie jakaś bomba. Oczywiście nie mam na myśli takiej prawdziwej, która zieje ogniem i robi nagle BUM! Chodzi mi o coś, co nagle przewróci polityczną scenę. Przypomnę na przykład (mając nadzieje, że taka się nam nie zdarzy) sukces ugrupowania Lista Pima Fortuyna, na która wcześniej nikt nie głosował (to znaczy uzyskiwała ona na tyle dużo głosów że funkcjonowała w holenderskiej polityce ale nikt się nie przyznawał, że ją popiera) a po zabójstwie twórcy i lidera weszła do rządowej koalicji. W zależności gdzie taka bomba wybuchnie, może sprawić, że taki Palikot poszybuje ponad 20%, że PO nie przekroczy progu i takie tam. Bez bomby będzie jak jest.
Inne tematy w dziale Polityka