rosemann rosemann
896
BLOG

„Sorry, wszyscy kiedyś umrzemy” (polemika)

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 6

 

 

 

Wiem, że problem pani Bieńkowskiej znalazł się (i jakże słusznie) głęboko w cieniu tragedii z Kijowa. Wrócę jednak do niego a w zasadzie odniosę się do znalezionej w Salonie 24 i prezentującej się najbardziej poważanie linii obrony pani minister. Kto chce ją poznać szczegółowo, odsyłam do tekstu Daniela Kaszubowskiego „Kogo zaskoczyła kolej”.* Tekstu w sumie słabego i do bólu schematycznego. Autor (i ci, którzy poszli tą drogą) argumentuje, że clou wypowiedzi Bieńkowskiej wyciągnięto z kontekstu i, aby ten błąd naprawić, zacytował jej całość. Dowodząc następnie różnych racji w niej ukrytych.

I świetnie zrobił, choć akurat świetnie nie do końca w zgodzie ze swoimi intencjami. Cytując całą wypowiedź obciążył panią Minister jeszcze bardziej. By pokazać na czym to polega, poproszę czytelników o odrobinę wyobraźni, cierpliwość i wyrozumiałość. Za drastyczność przykładu.

Proszę otóż wyobrazić sobie, że tego dnia przed dziennikarzem TVN siedzi nie wicepremier Bieńkowska lecz Minister Arłukowicz a rozmowa dotyczy nie kwestii związanych z kłopotami na torach lecz zdarzenia w szpitalu we Włocławku. Nagabywany przez dziennikarza odpowiada.

„Pacjentom można powiedzieć tylko „Sorry, wszyscy kiedyś umrzemy”. Tego dnia do szpitali trafiło setki ciężarnych kobiet. I tylko w tym jednym przypadku doszło do tragedii. Nic nie poradzimy, zdarza się. A przecież nie wyglądało to na jakąś szczególnie dramatyczną sytuację. Oczywiście możemy skupić się na tej parze ludzi. Ale musimy sobie zdać sprawę, że w szpitalach ciągle ktoś umierał, umiera i jeszcze umrze. Każdy wie, że do szpitala trafia się, gdy się jest chorym. A jak się jest chorym, można już nie wyzdrowieć.”**

Taka wypowiedź zawierałaby samą prawdę w takim samym albo i jeszcze większym stopniu niż wypowiedź Bieńkowskiej. Tyle, że gdyby padła z ust Arłukowicza, nikt by się w niej prawdy nawet nie próbował doszukiwać a minister zostałby zeżarty ze sznurówkami, przeżuty i wypluty. I nikt, nie mam co do tego wątpliwości, nie odważyłby się go brać w obronę. Arłukowicz wie, że na taka "prawdę" nie może sobie pozwolić. Choć tyle dobrego.

Przyczyn jest kilka ale ja wspomnę o dwóch. Pierwsza to drastyczność historii. Tu śmierć dwójki dzieci a tam tylko „kilkanaście czy kilkadziesiąt osób w pociągach”. W sumie nie ma nawet co mierzyć jednego z drugim. Druga to, nazwijmy ją, bliskość perspektywy. Każdy z nas był dzieckiem, wielu jest lub będzie rodzicami. Każdy z nas może zachorować i trafić do szpitala, stając się klientem jakiegoś kolejnego Arłukowicza. Natomiast szansy, że znajdziemy się w pociągu na linii Krynki- Waliły, czy gdzie tam zamarzły te druty, nikt nie tylko nie potrafi ocenić ale nawet pewnie nie bierze pod uwagę. Czyta abstrakcja po prostu.

Problem z wypowiedzią pani Bieńkowskiej sprowadza się do postawionych w niej akcentów. W nich właśnie tkwi problem, jak najsłuszniej pani minister wytykany. Jest w niej aż „cztery tysiące z których tylko dwa…” oraz „te kilkanaście czy kilkadziesiąt…”. Statystycznie wszystko się zgadza. Tyle, że nie do statystyki się to sprowadza. Sprowadza się do tego, że owe „kilkanaście czy kilkadziesiąt osób” zostało bez pomocy. Problem byłby taki sam nawet wtedy, gdyby dotyczył jakiejś drezyny, w której utknęłoby dwoje klientów firmy, w obrobię której pani minister stawia 4 tysiące przeciwko dwóm. To dokładnie ten sam błąd optyki, o którym wcześniej pisałem. Pani minister patrzy z perspektywy urzędnika, który zainteresowany jest dowiedzeniem, że nie popełnił błędu. Choć błąd jak najbardziej go obciąża.

Błędem nie jest to, że pociągi się zatrzymują jak jest lód na drutach. Jest nim natomiast to, że nie ma wypracowanych sposobów postępowania w takich sytuacjach, służących przede wszystkim temu, by jak najszybciej ewakuować ludzi. A nie ma.

Że nie ma przekonałem się sam, wracając ze służbowej podróży w dniu, gdy najbardziej dał o sobie znać orkan Ksawery. Było to wtedy, gdy pan Premier wziął udział w transmisji ze „sztabu antykryzysowego”. W „sztabie” wyglądało wszystko jak trzeba, nawet ponoć światowo. Nie widziałem, bo byłem wtedy gdzie indziej. Na dwie godziny utkwiłem w koszmarnym korku. Widząc, że nie porusza się on już nawet o centymetr, śladem innych, objechałem go i dotarłem do wstrzymujących ruch policjantów. Jeden machał takim kijkiem, wskazując możliwość jazdy w lewo. Drugiemu mówię, by któryś ruszył na koniec korka i odsyłał ludzi, bo są możliwości jazdy inna drogą

„Mi tu kazali stać! A na innych drogach podobnież jest tak samo” – odszczeknął. A zapytany gdzie nas kolega kieruje, wzruszył ramionami. I nie dziwię się bo w takich warunkach nigdy w życiu nie jechałem. Zadymka sięgała kilku metrów i jedyne, co widziałem to czerwone światła auta przede mną, które „widziało” dokładnie tyle samo, co ja. I tak dalej… Po dwóch godzinach jazdy przejechałem dwadzieścia kilka kilometrów i znalazłem się w stosunkowo przyjaznym otoczeniu, cudem unikając wjechania do rowów, których domyślałem się choć nie było żadnego widać. Gdybym w którykolwiek wjechał, byłbym tylko „jednym wobec…” co świadczyliby, że sztab i państwo w ogóle, załatwili Ksawerego jak trzeba. Nota bene od drugiej strony mojego Miasteczka ludzie stali całą noc i nikt z kijkiem nigdzie ich nie kierował.

Może wydawać się, że ta moja historia nie ma nic wspólnego z Bieńkowską, Arłukowiczem czy kimkolwiek. Ma jednak całkiem sporo. Pokazuje czym kończy się przyjmowanie do wiadomości tłumaczeń, że tu czy tam to tylko „kilkanaście czy kilkadziesiąt osób”. Kiedyś każdy może być jednym z nich.

 

* http://dkaszubowski.salon24.pl/562687,kogo-zaskoczyla-kolej

** Pożyczone z linkowanej wyżej notki - „Pasażerom można powiedzieć tylko: "Sorry, mamy taki klimat". Na tory wyjechało dzisiaj 4 tys. pociągów. I dwa utknęły z powodu oblodzenia sieci. Nic nie poradzimy i wszędzie to się zdarza. To nie była jakaś niesłuchanie dramatyczna sytuacja. Oczywiście można pokazywać te kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt osób w pociągach. Ale każdy człowiek zdaje sobie sprawę, że w Polsce jest zima. I jak jest zima, to się zdarzy, że coś na linii się może zadziać np. z lodem. Nie dam sobie powiedzieć, że stało się coś strasznego. Stało się coś niewygodnego dla pasażerów pociągów - mówiła Bieńkowska.” (źródło: Gazeta Wyborcza)

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka