rosemann rosemann
1035
BLOG

Opaczność boża czyli kulturkampf

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 7

Wsłuchując się w najświeższy szum medialny odnoszę wrażenie, że najistotniejszą częścią naszego społeczeństwa są artyści. Nie chirurdzy, nie fizycy jądrowi, nawet nie górnicy a właśnie artyści. Wydaje mi się też, że oni (i nie tylko oni zresztą) to moje wrażenie podzielają w całej rozciągłości.

Nie wynika to, jak sądzę, z jakichś specjalnych przymiotów intelektualnych tej grupy. Pamiętamy wszak na przykład artystę wybitnego Chyrę Andrzeja, popierającego z całego serca nie znanego nikomu innemu kandydata na prezydenta.

Nie jest to też następstwem jakichś szczególnych kwalifikacji moralnych. Co zresztą dalej, jakby przy okazji, jeszcze się pokaże.

Pozostaje więc już tylko założyć, że musi być ich, tych artystów szczególnie wielu. Na tyle, że nikt przechodzący mimo nie wzgardzi nimi. I, co się okazuje i jest mocno zaskakujące, klepią oni niesamowitą biedę i chodzą głodni.

I tu ujawnia się pierwszy raz ta tytułowa opaczność. Bo zapewne nie tylko ja sądziłem, że jeśli już artyści chodzą, to głównie na iwenty głośne, gdzie „piją skłosza” i fotografują się na tle różnych literek. Czasem chodzą też do urzędu by się z żonami rozwodzić żeby móc się z panią Riczardson swobodnie prowadzać w miłosnym uścisku. A jeśli już przeżywają dramaty to takie, jak na ten przykład pan Stuhr, któremu kochanek ukradł najpierw żonę, a następnie, jak prasa alarmowała, wyciągnął łapy po jego psa. Kobieta Moja Kochana tak się tą historią przejęła, że kiedy podano ciąg dalszy, o wspólnej kolacji pana Stuhra, jego kochanki, jego żony i kochanka żony, domagała się natychmiastowego sprawdzenia czy został także zaproszony pies.

Tak więc źle widzimy ów świat artystyczny, w którym na zewnątrz jest sielanka z psem pod stołem a za tą fasadą trwa istny ekonomiczny Holokaust.

Zatem nie dziwi to oburzenie na wieść, że minister kultury dał „na kościół” 6 milionów. Oczywiście rozumiem, że powinien raczej rozdać je tym wszystkim głodującym. To błędne przekonanie. Jeśli faktycznie jest tak źle i jest tak wielu tych cierpiących artystów, wspomniane pieniądze starczyłyby pewnie im wszystkim przez tydzień na codziennego hot-doga. Z kabanosem i musztardą bawarska albo też sosem tysiąca wysp. Zatem lepiej chyba by było zostawić te 6 milionów w świątyni. Może dzięki temu mogliby ci głodujący liczyć na łaskę oraz codzienną porcję manny i przepiórek?

Na szczęście jednak nie tylko artyści się oburzyli. Oburzyło się też dość światłych ludzi, którzy bez wątpienia wiedzą, że dla wszystkich starczyć nie może. I myślę iż nie starczyłoby im heroizmu, tym dodatkowo oburzonym, by zdecydować którym się da a którym nie. To jest konieczne. I to nie tylko z uwagi na mizerię środków.

Problemem są też reguły ekonomii. Człowiek hołdujący ekonomii klasycznej sądzi zapewne, że mechanizm powinien być następujący: artysta struga z patyczka jakiś gwizdak zdobiony misternie albo z zapałem odbija jakieś litografie a następnie szuka kogoś, kto za ich wyroby gotów jest cośkolwiek zapłacić. Nic podobnego! Tak postępują tylko głupki w rodzaju tego prymitywa z Krynicy, łażącego między turystami i starającego się im wcisnąć pastelowe bohomazy.

Ekonomia kultury działa zupełnie inaczej. Na początku był projekt. Po czym musi pojawić się ktoś, najlepiej działający w imieniu państwa, ze stosowną kasą. To kluczowy element. Po czym projekt jest finansowany i w jego ramach artysta staje na przykład w rozkroku. Albo bawi się w okolicach wzgórka łonowego koleżanki-artystki. Rzecz jasna jeszcze inny artysta rejestruje to wszystko na DiViDi, realizując przy tej okazji własny projekt. I wszystko się kręci.

Oczywiście na szczycie opisanego łańcucha są ci goście, którzy przychodzą z kasą. Zatem, aby mieli się oni na czym pożywić i by wszystko się nadal kręciło, potrzebni są ci artyści. Jeszcze więcej artystów! Da się wtedy wygrać tę wojnę o kulturę!

***

To wyżej napisałem inspirowany licznymi tekstami wygłodniałych artystów i ich „obrońców z urzędu”, produkowanymi w związku z wiadomą dotacją.

***

Na koniec kilka słów do pana Armanda Ryfińskiego, który oburza się, że dotacja to z „jego podatków”. Nie wiem z jakiego tytułu zapłacił on 6 milionów podatków. Wiem natomiast, żez moich podatków muszę finansować jego bezdenną, tak bezgraniczną jakby i ją obejmował traktat z Schengen, głupotę.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka