rosemann rosemann
1486
BLOG

Polak nie wielbłąd, płacić musi!

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 24

Od lat konsekwentni i poważni krytycy oraz jawni wrogowie obecnej władzy z nadzieją czepiają się kolejnych informacji czy przecieków, ujawniających złowrogie lub tylko podejrzane oblicze obecnej ekipy z nadzieją, że tego czy tamtego owa ekipa już nie uniesie a obywatel nie zniesie. I nastąpi mniej lub bardziej pokojowe przekazanie lub odebranie władzy.

Jak dotąd, z różnych przyczyn, wszystkie nadzieje okazały się płonne. I owo „państwo teoretyczne” czy tam „ch**, du** i kamieni kupa” toczy się jakoś nadal, popychane czy to siłą inercji czy też mniej lub bardziej sprawną ręką owej ekipy.

Ale może się to wkrótce zmienić. Pojadę tu klasykiem i powiem, że Polak nie zna pojęcia „spokoju za wszelką cenę” a Polska od baru odepchnąć się nie da! Kiedyś można by było wręcz powiedzieć, że od „Bałtyku”. Któż nie pamięta etykietki z taką nazwą na butelkach?

Polak nie wielbłąd, płacić musi!

 

Trudno dziwić się, że, w samym środku kampanii, gdy jednym rośnie, innym spada, gdy jedni śpiewają słusznie a inni niedopuszczalnie zaś produkcja przemysłowa, liczona rok do roku, urosła tak, że można by po niej wleźć na Marsa, tematem dnia w mediach społecznościowych (w mediach „mainstrimowych” rozważają ciągle to, co wymieniłem, szczególnie skupiając się na ruchu warg kandydata) jest zapowiedź wzrostu cen wódki, piwa i wina. Poprzez wprowadzenie „ceny minimalnej” na te artykuły.

Tu pozwolę sobie na taką dygresję, nawiązującą do pomysłu „ludzi kultury” by wprowadzić „jednolitą cenę” książek. Otóż przypomniał mi się skecz kabaretowy, w którym słuchacz szkoły dla dorosłych miał opisać jak spędza weekendy. Ponieważ spędzał zawsze tak samo, nauczyciel zasugerował, by zakamuflował tę swoją formę aktywności nazywając ją czytaniem książek. Zaczynało się to chyba jakoś tak „W sobotę przyszli do mnie koledzy i postanowiliśmy przeczytać książkę…” Dalej było o gwałtownie narastającej ochocie na dalszą lekturę, o wizycie w nocnej księgarni aż wreszcie odwiedzinach u kolegi, który sam pisze te książki.

To oczywiście bez związku z nową koncepcją. Oczywiście koncepcją mającą „rozwiązywać problemy alkoholowe”. Bo ciągle jest siła (w znaczeniu, że wielu ich) durniów, którzy wierzą, że jak się podniesie ceny i zmniejszy ilość sklepów, ci, co pili, piją i pić zamierzają, nagle z tego zrezygnują. Otóż nic z tego! Jak kto pije, to pić będzie i co najwyżej szybciej sprzeda dzieciakowego „gemboja” czy inny X-box a jak będzie przez pół miasta jechać po „połówkę”, od razu kupi trzy. Żeby nie jechać zaraz przez pół miasta po następną. Będzie jedną do przodu.

Pomysł by „rozwiązać problemy alkoholowe” pogarszając materialne podstawy bytu rodzin, które i tak doświadczone są zmaganiami z alkoholem i alkoholikiem to element Narodowego Programu Profilaktyki Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Postuluje on wprowadzenie owej „ceny minimalnej” na poziomie 4 zeta za piwo, 18 za wino i 30 za wódę. Szkoda, że decyduje się na półśrodki i nie chce likwidować alkoholizmu likwidując alkoholików. To chociaż byłoby jakoś tam skuteczne.

W tę walkę i realizację Narodowego Programu zaangażowało się nasze Ministerstwo Zdrowia. „W Rydze trwa właśnie spotkanie unijnych ministrów zdrowia. Główne założenia strategii antyalkoholowej Wspólnoty są radykalne. Proponuje się m.in. zakaz reklamy alkoholu, wprowadzenie ceny minimalnej i monitorowanie transgranicznego handlu alkoholem.”* Polska, wedle cytowanego źródła, popiera te propozycje.

Minister zdrowia Igor Radziwiłł-Winnicki peroruje, że "minimalna cena alkoholu byłaby również sposobem na wsparcie polskich producentów" a na twitterze Adam Malczak dopytuje o których polskich producentów chodzi. „Grupy Żywiec (65% należy do Heineken International B.V.), Kompanii Piwowarskiej (100% do SABMiller) czy Calsberga?”**

Ciekawe co na to powiedzieliby ci, co z całą stanowczością twierdzą, że „nie byłoby Sierpnia 80 gdyby nie wzrosła cena kiełbasy”? Czy oni  nie boją się (zdaje się, że większość z nich po stronie obecnej ekipy stoi i stać będzie), że może znów rodaków szlag trafić tyle, że z powodu planowanego posunięcia czeka nas kolejny gorący miesiąc? Problem jest ogólnonarodowy. Łaczący elwktoraty ponad podziałami, uderzający zarówno w rozmiłowane w „piąteczkowych” wypadach lemingi z miasteczka Wilanów (które staną przed strasznym wyborem: rata kredytu czy browarek do sushi) jak i licbazę od Korwina, której z piwem za cztery zyla nie po drodze.

Poważnie rzecz biorąc wiem, że jeśli to rozwiązanie wejdzie w życie, to z przyczyn fiskalnych a nie, nazwijmy je tak, zdrowotnych. Mimo przejęcia środków OFE i poważnego uszczuplenia Funduszu Rezerwy Demograficznej oraz „szybowania” naszej gospodarki bilans nam się nie dopina. Ktoś musi ponieść konieczne koszty. Nie, nie mam na myśli tych nieszczęśnikach, którzy wykosztują się na Jeroboam Chateau Mouton-Rothschild.***

 

* http://wiadomosci.onet.pl/kraj/dziennik-gazeta-prawna-wodka-moze-kosztowac-nawet-32-zl/kje9jv

** https://twitter.com/AdamMalczak/status/590442374058233856

*** http://www.telegraph.co.uk/finance/newsbysector/retailandconsumer/7589516/10-of-the-worlds-most-expensive-bottles-of-wine.html?image=6

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (24)

Inne tematy w dziale Polityka