rosemann rosemann
6383
BLOG

Zapomnijcie o kelnerach! (afera taśmowa)

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 103

Dzisiejsza publikacja „Wyborczej” na temat ponoć podsłuchanej i zarejestrowanej rozmowy Donalda Tuska i dr Jana Kulczyka prowadzi do kilku bardzo istotnych wniosków.

Pierwszy, natury że się wyrażę organizacyjnej, jest taki, że jesteśmy najpewniej w przededniu „drugiego sezony” serialu pokazującego do kuchni czym tak naprawdę zamiast „robienia polityki” zajmuje się obecna władza. Taka „Warszawa za zamkniętymi drzwiami”.  Publikacja „Wyborczej” to najpewniej próba detonacji bomby w momencie, w którym uczyni to mniejszą szkodę dramatycznie walczącej o przyzwoity wynik wyborczy Platformie. Będziemy teraz, o czym zresztą dalej napiszę, bombardowani przez media informacjami, że na całym świecie różni Donaldowie Tuskowie na co dzień spotykają się z tamtejszymi Kulczykami i gawędzą sobie o prywatnych interesach Kulczyków.

Drugi wniosek jest taki, że można spokojnie między bajki włożyć obowiązującą oficjalnie wersję, że proceder zorganizował Marek Falenta tworząc gang złożony z kelnerów. Jakkolwiek „Wyborcza” próbuje ratować tę wersję sugerując, że mikrofony przyjechały w kanapkach i innych zakąskach, zamówionych nie gdzie indziej tylko u Sowy&Przyjaciół. Tej wersji niestety nie potwierdza organizator spotkania, Paweł Graś.

Wniosek powyższy wiąże się z następnym. Zanim do niego przejdę przywołam wypowiedź, która tutaj pasuje nadzwyczajnie. Choć jest rasistowska i się z nią nie utożsamiam ani trochę. W filmie „Chłopaki nie płaczą” grany przez Cezarego Pazurę Fred tłumaczy „Bolcowi” (Michał Milowicz) skąd w Ameryce wzięli się  Murz… Afroamerykanie.

„…A myślisz, że to taka prosta sprawa wysiąść na plaży w Afryce, złapać w siatkę zwinnego, silnego murzyna i wywieźć go za ocean […] Udało im się to zrobić ponieważ wywozili tylko takich, którym nie udało się przed nimi sp*****lić przed siatką albo byli największymi głąbami z plemienia i wódz sprzedawał ich za paczkę fajek bo i tak nie miał by z nich pożytku”.*

Cóż to ma wspólnego z podsłuchami. Zwolennikowi teorii o rozgrywających nasze państwo kelnerach odpowiem „A myślisz, że to jest proste wejść ot tak, z zewnątrz do willi na Parkowej obładowanym sprzętem podsłuchowym, porozkładać mikrofony a później po spotkaniu ludzi nr jeden i dwa w państwie (czytelnikom pozostawię wybór który był „jedynką” a który tym drugim) wyjść z nagraniami i po tym wszystkim przeżyć?”

Nagranie z rządowej willi na Parkowej dowodzi, że nawet jeśli kelnerzy w Sowie i Amber Roomie przykładali ręki do wzbogacania naszej narodowej audioteki, byli co najwyżej statywami do mikrofonów. A te statywy rozstawiał ktoś, dla kogo i Falenta znaczył niewiele więcej niż ci kelnerzy.

 Skoro już zwróciłem uwagę na format rozmówców i miejsce, w którym się spotkali, kolejny wniosek odnosi się do oceny tego formatu. Trudno teraz zaprzeczyć, że można mieć co do rzeczywistej wielkości organizatorów spotkania poważne wątpliwości. Jak ocenić Donalda Tuska i Pawła Grasia, których w umowną „siatkę” złapali i sprzedają właśnie za paczkę fajek ich ludzie? Bo to oni ponoć rządzili państwem czyli także państwowymi służbami! Służby, które za tym stały a teraz chyba nikt nie ma wątpliwości, że stały bo Premier „łapany w siatkę” na własnej, ponoś strzeżonej plaży przez kelnerów to już byłaby groteska, te służby musiały mieć Premiera i Grasia oraz interesiki, które załatwiali za nic. Już wtedy, gdy Tusk z Kulczykiem dokonywali śmiałego podziału tego co „boskie” i tego co „cesarskie” ludzie służb wiedzieli, że przyjdzie czas gdy pamiątki po tych interesikach będą przydatne. Już wtedy planowali, że jakaś „paczka fajek” będzie nie od rzeczy.

Swoją drogą ciekawe jest już samo „partnerstwo publiczno-prywatne” w którym prywatne interesy biznesmena z Poznania mają osłaniać rządowe agencje. W tekście Czuchnowskiego i Jałoszewskiego jest fragment, który ma to uzasadniać. „Niemieckie koncerny, które chcą zabezpieczyć swoje interesy, np. w Rosji, wynajmują firmy założone przez byłych pracowników wywiadu lub kontrwywiadu. Ci - korzystając z wiedzy i kontaktów, za zgodą byłych przełożonych - rozpościerają nad koncernem ochronny parasol czy rekrutują informatorów. Często też przyjmują do zarządów lub zatrudniają jako doradców byłych wysokich rangą funkcjonariuszy.”**

Autorzy, nadając fragmentowi, w którym nawiązują do cytowanego przykłady z Niemiec, tytuł „Walendziak- to było racjonalne”, zręcznie czy nie, starają prześliznąć się nad użytym wielokrotnie słowem „byłych”.

Przez to znów mi się Fred-Pazura przypomina. „Byłeś w Ameryce? – pyta „Bolca”. „Nie” –odpowiada pytany. „A ja… znam kogoś kto był”.

Czy rzeczą normalną jest angażowanie służb w prywatne interesy? – zapytam znów. „Ależ tak” – sugerują autorzy. „ W Niemczech koncerny angażują do tego… byłych pracowników służb”.

* https://www.youtube.com/watch?v=3K2StVcV1Yo
** http://wyborcza.pl/1,75478,18635229,podsluchy-sprzedam.html#ixzz3jza0S6Vs

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (103)

Inne tematy w dziale Polityka