Pozwolę sobie wrócić jeszcze do minionej kampanii wyborczej a właściwie do dwóch jej wątków, które tuż po wyborach zaczęły mieć szczególne znaczenie dla układu naszej sceny politycznej.
Bardzo widocznym, w zasadzie okołokampanijnym wątkiem była ocena roli Michała Kamińskiego, neofity w szeregach PO, który, słusznie czy nie, urósł w oczach obserwatorów do roli głównego architekta wyborczego PiaRu tej partii. Choć gorąco się tego już po wyborach wypierał, nikogo chyba nie przekonał. No bo kto z własnej woli przyznałby się do autorstwa tak koncertowo i tak konsekwentnie spieprzonego wyborczego przekazu?
Michał Kamiński przejdzie do historii tej a może i wszystkich naszych kampanii dzięki memom, na których melduje Kaczyńskiemu wykonanie zadania i dzięki wątpliwie zaszczytnemu porównaniu jego roli w PO do Wallenroda. Oczywiście nie mam wątpliwości, że Michał Kamiński był wiernym żołnierzem Platformy. Jak się okazało, miernym ale wiernym.
Drugi wątek, do którego chcę nawiązać, to ocena roli Ewy Kopacz w porażce kierowanej przez nią partii. Wątek, pod który część podwalin położył także „Misiek” Kamiński forsując tezę, że bez osobistego wkładu Ewy Kopacz PO uzyskałaby góra 18 % poparcia a te dodatkowe 5 punktów procentowych to jej zasługa.
Oczywiście rozumiem intencje Kamińskiego gdy próbuje (z niezłym skutkiem sądząc z liczby powtarzających jego tezę) forsować narrację o wybitnej roli Kopacz. Prawda jest jednak taka, że Kamiński i Kopacz są zrośnięci niczym syjamskie rodzeństwo i ocena szefowej PO jest oceną Kamińskiego. Kamiński nic innego powiedzieć nie może bo mówiąc o Kopacz mówi o sobie.
Rozumiem intencję „Miśka” ale się z nią nie zgadzam. Faktycznie zanosiło się na wynik Platformy niższy niż 20 % ale ta nadwyżka to wspólny, nadludzki wysiłek i pot wylany gdzieś między Czerską a Wiertniczą. Przyznam, że przy takiej medialnej młócce w ich wykonaniu wybory mógłby u nas wygrać tak Adolf Hitler jak i Józef Stalin. Tylko Ewa Kopacz nie była w stanie. I taka jest prawda o jej wybitnej roli w wyniku uzyskanym przez PO. Mając za sobą 8 lat rządów, z których nawet największy przeciwnik władzy, grzecznie poproszony bez trudu wyciąłby imponującą laurkę, mając za sobą, powiem kolokwialnie, ostentacyjnie kładące lachę na jakikolwiek obiektywizm najsilniejsze media wybory mógł przegrać tylko ktoś, kto jest po prostu beznadziejny. Tym kimś jest właśnie Ewa Kopacz.
Ale jeśli sądzisz szanowny czytelniku, że ją mam na myśli Michała Kamińskiego, pisząc o agencie Jarosława, mylisz się. Trudno założyć, że mógłby on być faktycznie agentem PiS bo co to za agent, którego za agenta ma cała Polska. No a poza tym musielibyśmy ze zgrozą przyznać, że rządzili nami przez 8 lat skończeni idioci, pozwalający kierować swoją kampania o polityczne być albo nie być komuś, o kim wszyscy wiedzą, że to agent Jarosława. Wszyscy tylko nie ci, których ochoczo prowadził w przepaść. Tak więc „Misiek” agentem nie był. Był po prostu beznadziejnym spindoktorem.
Agentem był ten, komu tak naprawdę PiS zawdzięcza swoje zwycięstwo a PO klęskę. Obserwując minioną kampanię wyborczą a w szczególności zachowanie mediów przyznam, że w zasadzie Platforma nie powinna tych wyborów przegrać. A już na pewno nie tak. Nie powinna o ile na jej czele stałby ktokolwiek. Może przesadzam bo wykluczyć trzeba gości od „ośmiorniczek”, zafiksowaną z jakiegoś powodu na ciągle przywoływanych jajach Bieńkowską i takich tam Grabarczyków. Starczyłby jakiś Siemoniak, Trzaskowski, ktoś taki. W takiej sytuacji PiS byłoby bardzo ciężko. Może by dali radę ale pewnie rzutem na taśmę.
Ale Donald Tusk, porzucając swoja partię dla swojej kariery zdecydował, że na czele PO stanie osoba, która dokonała rzeczy zdawałoby się niemożliwej. Zdołała sprawić, że nie PiS i nie Jarosław Kaczyński ale właśnie Platforma stała się synonimem obciachu. I zdanie to podzieliła większość Polaków począwszy od osesków a skończywszy na zmurszałych matuzalemach.
Ci, którzy uważają Donalda Tuska za sprawnego i wybitnego polityka niezbyt uważnie chyba śledzili jego karierę. Trudno w uznać kogoś w ogóle za polityka gdy jedynym jego celem jest budowanie swojej pozycji i skupienie się na osobistej karierze. Kosztem wszystkiego innego. Przypomnę, że po objęciu przez Tuska sprawowanego obecnie stanowiska w strukturach europejskich wprost powiedziano, że wcześniej wysiłki naszej dyplomacji skupiały się głownie na staraniach o to. Dyplomacja jednego z większych europejskich krajów skupia się na załatwianiu fuchy jednemu gościowi. To jest kuriozum. I prawdziwa ocena politycznego formatu tego człowieka.
Donald Tusk był skutecznym graczem na naszej scenie, póki szczytem jego możliwości i ambicji było rządzenie Polska. Rządził bo to go rajcowało. Kiedy pokazała się atrakcyjniejsza dla niego perspektywa olał tę scenę, Polskę, Platformę i sobie poszedł. Tu zwrócę uwagę, że jeśli uznamy, że dla ludzi PO rządy PiS to jak najszczerzej tragedia dla Polski, ruch Tuska oznaczał, że ma on te Polskę gdzieś. I swoich kolegów także.
No i to postawienie na czele partii i rządu kobiety, która przez ostatnie miesiące pokazała, że jest oczywistym qui pro quo polskiej polityki. Mógł dziesięciu, stu lepszych a postawił Kopacz! A skutki właśnie widzimy.
Zatem jeśli zwycięstwo PiS jest w jakimś stopniu efektem działania agenta Jarosława wewnątrz PO to agent ten miał na imię Donald.
Wiem, że brzmi to jak żart. I niech tak zostanie.
Inne tematy w dziale Polityka