Katastrofa, która spotkała Polskę 10 kwietnia 2010 zdaniem wielu komentatorów oraz zwykłych ludzi ma wymiar symboliczny. Za sprawą śmierci prezydenta RP oraz 95 pozostałych osób obecnych na pokładzie Tupolewa 154 M, cały świat dowiedział się o ponurych wydarzeniach sprzed siedemdziesięciu lat.Jedna z moich znajomych, której nigdy nie podejrzewałem o nadmierne związki z religią czy tłumaczenie wypadków i katastrof sprawą metafizyki i mistyki, a tym bardziej daleko jej do „moherowego beretyzmu” – stwierdziła coś takiego: „Oni (pomordowani polscy żołnierze) w tej smoleńskiej mgle wyciągnęli ręce z ziemi i ściągnęli ten samolot, aby już na dobre w świadomości światowej utrwaliła się zbrodnia katyńska”.
Ja oczywiście jestem o wiele bardziej sceptyczny w tej materii. Katastrofa wydarzyła się z zupełnej innej przyczyny. Przyczyny, o której, co jest wielce prawdopodobne – nie dowiemy się nigdy lub w najlepszym przypadku, za kolejnych kilkadziesiąt lat. Oczywiście do mediów co jakiś czas rzucane będą ochłapy informacji, celem dezinformacji; dziennikarze i historycy będą snuli domysły, teorie i hipotezy spiskowe. Zapewne ów raport, nad którym pracuje słynny już rosyjsko-międzypaństwowy MAK, wskaże winnego w postaci śp. kapitana Protasiuka oraz śp. Lecha Kaczyńskiego, który uparł się lądować we mgle. Trudno będzie uwierzyć w to wszystko, skoro okoliczności wypadku nie bada naprawdę międzynarodowa komisja, której prace nadzorowałby specjalista, a nie kagiebista…
Myśl o smoleńskiej/katyńskiej mgle – tej podczas katastrofy, i tej już po – kiedy społeczeństwo nie może się doczekać rzetelnej polityki informacyjnej, przywiodła mnie do dość karkołomnego wniosku. Nie twierdzę stanowczo, że to był zamach i tak naprawdę wolałbym, żeby to był tylko nieszczęśliwy wypadek, ale… czasem puzzle historii, aż proszą się, żeby je poukładać. Więc układam, choć zaznaczam, że to wniosek karkołomny, z gatunku „political fiction”.
Z różnych przyczyn Sowieci postanowili w 1940 roku rozprawić się z tysiącami polskich oficerów. Z zemsty, żeby przetrącić kark polskiej armii i elicie intelektualnej, żeby przygotować sobie miejsce w Polsce do ataku na Europę. Zamordowano przynajmniej 22 tysiące naszych rodaków. Strata była zatem gigantyczna. Należy pamiętać, że podczas wojny rosły nam nowe elity wojskowo-intelektualne. Polska stworzyła doskonale zorganizowane i rozbudowane państwo podziemne, które stało się kolejnym zagrożeniem dla ekspansji czerwonoarmistów. Aż w końcu wybuchło Powstanie Warszawskie. Zryw przeciw hitlerowskiemu najeźdźcy obserwowany był przez wojska sowieckie. Mogli interweniować. Ale stali. I patrzyli. Patrzyli jak ginie miasto i jak giną wszyscy Wielcy Ludzie Walczący, którzy byli za młodzi, by rozprawić się z nimi wiosną 1940. Zrobili to 4 lata później. I to w dodatku – tym razem już naprawdę niemieckimi rękami. Tym samym Warszawa stała się Drugim Katyniem.
Od czasów powojennych do momentu wyboru Lecha Kaczyńskiego na urząd Prezydenta RP – nie było w Polsce polityka na tak wysokim stanowisku, który nie bał się mówić Rosjanom prosto w oczy, o Katyniu, o bezpieczeństwie – także energetycznym i uniezależnieniu się od Rosji. Kreml z pewnością nie zapomniał pamiętnego prezydenckiego wystąpienia w Tbilisi. Lech Kaczyński i jego najbliższe otoczenie twardo walczyło o polską racje stanu, o pamięć i tożsamość historyczną, szczególnie mocno w sprawie zbrodni katyńskiej. 10 kwietnia chcieli oddać hołd. Nie dotarli na miejsce. Tak jakby zdmuchnięto ostatnie palące się świeczki. Jakby postawiono kropkę nad i.
...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka